Na pokazywanej w filmie „mapie wartości” Szwecja jest na końcu drogi do dobrobytu. Jest przedstawiana jako państwo realizujące ostateczny ideał postępu. Na przeciwległym biegunie znajduje się Etiopia. Zacofana, biedna i skąpana w cierpieniu. Właśnie tam przeniósł się występujący w filmie szwedzki lekarz. Dawny zwolennik inżynierii społecznej doszedł do wniosku, że w skandynawskim państwie zniszczyła ona więzy międzyludzkie. Te fundamentalne, które są widoczne na każdym kroku w etiopskich wioskach. Pomoc bliźnim, obecność przy ich narodzinach i śmierci. Gdy chirurg przyjeżdża do Szwecji, widzi, że w tej cywilizacji nie da się żyć. „Wszyscy pielęgnują własne ego. Są zajęci swoimi celami” – mówi. No ale przecież wszystkim zajmuje się państwo. Człowiek nie ma już żadnego obowiązku wobec bliźnich.
Znamienne, że w tym szwedzkim dokumencie nie ma Boga. Nie pada choćby słowo o religii. Ostatecznym autorytetem w finalnych scenach jest prof. Zygmunt Bauman. Polski so cjolog mówi, że dziś dzielimy nasze życie pomiędzy dwa światy: on-line i off-line. Jego zdaniem budowanie relacji w wirtualnym świecie jest wygodne, bo można ją przerwać w każdym momencie. „Nie ponosimy tego ryzyka, jakie niesie życie” – stwierdza guru autorów „Szwedzkiej teorii miłości”. Warto zauważyć, że mówi to były stalinista. Dziś naucza, jak żyć w społeczeństwie, które zrealizowało komunistyczne zamiary sprawniej, niż zdołali to zrobić sami komuniści. Niemniej Bauman zwraca uwagę na rzecz słuszną. Szwedzi zauważają, w jaką pułapkę wpadli. Możliwe, że dostrzegają to dzięki prorodzinnym syryjskim uchodźcom, którzy w filmie są przeciwwagą dla szwedzkich hedonistów.
Gdzie Szwedzi szukają ukojenia? W lesie. „Bezpieczeństwo nie daje szczęścia” – rzuca jeden z bohaterów obrazu. Dlatego zdecydował się stworzyć hipisowską komunę, która organizuje leśne obozy. Szczęście ma mu dać dotyk innej osoby, spojrzenie jej głęboko w oczy i wspólne medytowanie. Lekarstwem na brak więzi społecznych są więc pogańskie rytuały. Znamienne, że to one mają być odtrutką na siłę wszechwładnego niczym Bóg państwa. Co jednak, kiedy pojawi się potrzeba wyższego poświęcenia dla społeczeństwa? Czy ukryci w lesie hipisi stawią czoła wieloletniej tresurze państwa budującego swój kult? Państwa, które rozerwało rodzinną miłość. Jedyną, która daje człowiekowi pełen rozwój. Daje mu możliwość wykrzesania z siebie prawdziwego człowieczeństwa.
Ale może taki jest los naszej cywilizacji? Może musi ona powrócić do prymitywizmu pogaństwa, by ponownie spotkać prawdę?
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Na pokazywanej w filmie „mapie wartości” Szwecja jest na końcu drogi do dobrobytu. Jest przedstawiana jako państwo realizujące ostateczny ideał postępu. Na przeciwległym biegunie znajduje się Etiopia. Zacofana, biedna i skąpana w cierpieniu. Właśnie tam przeniósł się występujący w filmie szwedzki lekarz. Dawny zwolennik inżynierii społecznej doszedł do wniosku, że w skandynawskim państwie zniszczyła ona więzy międzyludzkie. Te fundamentalne, które są widoczne na każdym kroku w etiopskich wioskach. Pomoc bliźnim, obecność przy ich narodzinach i śmierci. Gdy chirurg przyjeżdża do Szwecji, widzi, że w tej cywilizacji nie da się żyć. „Wszyscy pielęgnują własne ego. Są zajęci swoimi celami” – mówi. No ale przecież wszystkim zajmuje się państwo. Człowiek nie ma już żadnego obowiązku wobec bliźnich.
Znamienne, że w tym szwedzkim dokumencie nie ma Boga. Nie pada choćby słowo o religii. Ostatecznym autorytetem w finalnych scenach jest prof. Zygmunt Bauman. Polski so cjolog mówi, że dziś dzielimy nasze życie pomiędzy dwa światy: on-line i off-line. Jego zdaniem budowanie relacji w wirtualnym świecie jest wygodne, bo można ją przerwać w każdym momencie. „Nie ponosimy tego ryzyka, jakie niesie życie” – stwierdza guru autorów „Szwedzkiej teorii miłości”. Warto zauważyć, że mówi to były stalinista. Dziś naucza, jak żyć w społeczeństwie, które zrealizowało komunistyczne zamiary sprawniej, niż zdołali to zrobić sami komuniści. Niemniej Bauman zwraca uwagę na rzecz słuszną. Szwedzi zauważają, w jaką pułapkę wpadli. Możliwe, że dostrzegają to dzięki prorodzinnym syryjskim uchodźcom, którzy w filmie są przeciwwagą dla szwedzkich hedonistów.
Gdzie Szwedzi szukają ukojenia? W lesie. „Bezpieczeństwo nie daje szczęścia” – rzuca jeden z bohaterów obrazu. Dlatego zdecydował się stworzyć hipisowską komunę, która organizuje leśne obozy. Szczęście ma mu dać dotyk innej osoby, spojrzenie jej głęboko w oczy i wspólne medytowanie. Lekarstwem na brak więzi społecznych są więc pogańskie rytuały. Znamienne, że to one mają być odtrutką na siłę wszechwładnego niczym Bóg państwa. Co jednak, kiedy pojawi się potrzeba wyższego poświęcenia dla społeczeństwa? Czy ukryci w lesie hipisi stawią czoła wieloletniej tresurze państwa budującego swój kult? Państwa, które rozerwało rodzinną miłość. Jedyną, która daje człowiekowi pełen rozwój. Daje mu możliwość wykrzesania z siebie prawdziwego człowieczeństwa.
Ale może taki jest los naszej cywilizacji? Może musi ona powrócić do prymitywizmu pogaństwa, by ponownie spotkać prawdę?
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/339417-szwedzka-teoria-milosci-czyli-komuna-w-pigulce-oto-jak-socjalisci-zniszczyli-rodzine?strona=2