Dziś w Starym Teatrze w Krakowie premiera „Wesela”. Być może Stanisława Wyspiańskiego, ale pewności nie ma, bo reżyseruje Jan Klata. Jeśli minister Piotr Gliński przyjmie rekomendację komisji konkursowej na stanowisko dyrektora Starego Teatru na nową 4-letnią kadencję, będzie to ostatnie przedstawienie w reżyserii Klaty. Jaki miał pomysł Jan Klata na ten najważniejszy teatr w Polsce – widzieliśmy (kto chciał) przez ponad 4 lata. Dzisiejsze „Wesele” ma być zwieńczeniem, podsumowaniem tej osobliwej kadencji.
Wydawało się, że zorganizowany przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego konkurs na stanowisko dyrektora Starego Teatru Narodowego miał dwóch faworytów: Jana Klatę oraz Jacka Zembrzuskiego, znanego w środowisku reżysera średniego pokolenia, który przedłożył ciekawy plan repertuarowy na kilka lat wraz z listą trzydziestu wybitnych reżyserów, dramaturgów i scenografów, którzy zgodzili się z nim współpracować. Jednak niespodziewanie konkurs wygrał mało znany krytyk Marek Mikos. Ale jeszcze bardziej zaskakujące było to, że w tandemie z nim objawił się – jako kandydat na stanowisko dyrektora artystycznego – niemal zupełnie w Polsce nieznany Michał Gieleta.
Ówże 43-letni Gieleta, Michael Gieleta, wyjechał z Polski 20 lat temu i zrobił karierę jako brytyjski reżyser teatralny i operowy (terminował m.in. W National Theatre, u Franco Zefirellego, Giorgio Strehlera, w Royal Sharespeare Company), reżyserując z sukcesami nie tylko w Wielkiej Brytanii, ale także USA, Skandynawii, Południowej Afryce. Jest profesorem Royal Academy of Dramatic Art w Londynie, Yale School of Opera, Royal College of Music oraz Birmingham Conservatoire. Jest jednym z głównych reżyserów Royal Academy of Dramatic Art.
Jedni mówią „Deux ex machina”, inni „diabeł z pudełka”… Zwolennicy zarówno Klaty, jak i Zembrzuskiego nie mogą zakwestionować dokonań, a więc i kompetencji Gielety. Niepokój, u niektórych nawet niesmak wzbudził fakt, że on sam nie wystartował w konkursie, nie dał więc szansy, by komisja mogła właśnie jego wypytać o pomysły na Stary Teatr.
Poczytałem o tym, co w zrobił Gieleta na wielu scenach świata i co mówi wywiadach. Pewności jaki zrobią z Markiem Mikosem teatr w Krakowie oczywiście nie mamy, ale przytoczę jeden tylko, bardzo znamienny fragment z wywiadu Michała Gielety (dla „Wysokich obcasów”):
„ Nie mam w Polsce doświadczeń zawodowych, ale to, co obserwuję z dystansu w Europie Centralnej, to dominacja regietheater - reżyserskiej megainterpretacji i często barbarzyńskiej ingerencji w tekst, marginalne poszanowanie dla własności intelektualnej autora. Z anglosaskiego punktu widzenia to trudne do zrozumienia i niezgodne z prawem. Często patrzę z podniesionymi brwiami, jak kontynentalni koledzy kreślą dramaty i kleją je w kolaże. Nie uważam, że reżyser, ja czy Robert Wilson, jest większy od Szekspira, Czechowa czy Ibsena. Redagowanie tekstu to misterna robota, w Wielkiej Brytanii powierzana największym żyjącym pisarzom. Zamiast maniakalnie siekającego toporka potrzebny jest skalpel profesjonalisty. Czy świat Verdiego nabiera głębszego znaczenia, jeśli postacie biegają nago w świetle neonowych lamp po scenografii odwróconej do góry nogami? Jest to możliwe tylko w systemie opłacanym z pieniędzy podatnika.
Na kontynencie język awangardy stał się językiem normy. Wspaniale jest oglądać interpretacje Lepage’a, Bieity czy Brooka, ale ilu z nas ma naprawdę tak oryginalny głos? Patrząc, jak epigoni powielają formę autorskich spektakli wielkich reżyserów, dostrzegasz tę samą przepaść, która dzieli płótna Caravaggia od jego zmanierowanych naśladowców.
Zdarza się, że żyjący autorzy odbierają teatrom prawa do produkcji swoich tekstów. Słynna stała się sprawa teatru w Berlinie, który wystawił ”Trzy wysokie kobiety” Edwarda Albee’ego. W oryginalnym dramacie są oczywiście trzy kobiety i mężczyzna - syn. Natomiast reżyser wymyślił sobie kolejnego mężczyznę, który miał być odbiciem syna, jego kochankiem czy kimś w tym rodzaju. Albee wycofał prawa i wywiązała się wielka debata, czym jest teatr i jaka jest rola reżysera.”
Jakież to proste i mądre słowa. Ale myśmy wszystko zapomnieli. Niegdysiejszy spór między teatrem szanującym autora i aktora (który najlepiej uosabiał Kazimierz Dejmek), a teatrem dominacji „pomysłów” reżysera (który uosabiał Adam Hanuszkiewicz) został zastąpiony całkowita dominacją wszechwładnych „inscenizatorów”, którzy w swych „spektaklach” mogą z autorem i aktorem zrobić dokładnie wszystko, a u dyktatorów hierarchii i strumieni pieniądza najlepiej sprzedają się: nagość, wulgarność, „polski antysemityzm” i hejt na Kościół. Jak ulał pasują do każdego dramatu.
Kibicowałem Jackowi Zembrzuskiemu, podobały mi się jego pomysły i wierzę, że je w innych teatrach (może któryś z nich jednak w Starym?) zrealizuje. Ale bardzo sensowne wypowiedzi Michała Gielety i przede wszystkim zupełnie nowa perspektywa, jaką – mam nadzieję – przyniesie do Starego, każą mi dać mu kredyt zaufania. Doszliśmy w polskim teatrze to takiego sponiewierania autora i aktora przez rozdokazywanych, wszechwładnych i jakże często prymitywnych i niemądrych „inscenizatorów” i reżyserów, że nie-uzurpatorskie myślenie o przestrzeni teatralnej i spokojny ton poszanowania dla najlepszej dramaturgii – brzmią jak kojący szmer krynicy krystalicznej wody.
Pojadę do Krakowa, by obejrzeć „Wesele” Klaty. I mam nadzieję, że już wkrótce w Starym Teatrze będę mógł obejrzeć „Wesele” Wyspiańskiego.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/339395-miales-chamie-zloty-rog-zabrzmi-dzis-w-starym-teatrze-tak-miales-4-lata
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.