Po obejrzeniu filmy „Gwiazdy” odnoszę wrażenie, że nie jest to film dla wszystkich widzów czy miłośników kina, co jednak - paradoksalnie - jest tej produkcji zaletą. Klimat filmu będzie bowiem w pełni zrozumiały dla piłkarskich kibiców i tych, którzy w jakikolwiek sposób zetknęli się ze Śląskiem (a najlepiej tam mieszkali). Reszta widzów może wyjść z kina z pewnym niedosytem.
Ale po kolei. Nowy film Jana Kidawy-Błońskiego to niezwykła opowieść, która powstała w oparciu o życiorys Jana Banasia, jednego z przedstawicieli najlepszego piłkarskiego pokolenia w historii reprezentacji Polski. Co ważne, film jest tylko twórczym rozwinięciem prawdziwych losów piłkarza (choć w dużej mierze bazuje na faktach). Razem z Banasiem podążamy za jego piłkarską karierą i pogmatwanym scenariuszem, jaki napisało jego życie (do spółki z komunistyczną rzeczywistością lat 60. i 70.).
Najwięcej radości i emocji wyniosą z filmu piłkarscy kibice. A zwłaszcza - fani zabrskiego Górnika. I to najlepiej ci średnio-starszego pokolenia. Razem z Banasiem (niezła rola Mateusza Kościukiewicza) pokonujemy kolejne szczeble kariery, zaliczamy życiowe (i piłkarskie) zakręty, wreszcie - wzruszamy się przy przywoływanych fragmentach meczów Górnika w Pucharze Zdobywców Pucharów (AS Roma, Glasgow Rangers, Manchester City…).
Kidawa-Błoński wprowadza do „Gwiazd” naprawdę poruszającą atmosferę, która nie może pozostawić obojętnie żadnego kibica. Scena gdy całe Zabrze, cały Śląsk, cała Polska czekają na efekt rzutu monetą, który po trzech remisach Górnika z AS Romą zdecydował o awansie polskiego klubu jest więcej niż symboliczna dla filmu Kidawy-Błońskiego. Trudno jednak oczekiwać, by ciarki na plecach poczuli ci, którzy piłkarskich emocji na co dzień nie przeżywają. Dla nich film będzie kolejną zgrabną produkcją polskiego kina. Ale chyba niczym więcej.
Choć trzeba wyrażnie podkreślić, że jest drugi fundament „Gwiazd”, który pozwala zrozumieć ten film. To wyjątkowe zaprezentowanie specyfiki Śląska, jego mieszkańców i ich losów, czego życie i kariera Banasia są doskonałym przykładem. Dzięki „Gwiazdom” Śląsk staje się bardziej zrozumiały także dla mieszkańców innych regionów Polski - śląskie zakręty historyczne zostały zaprezentowane naprawdę solidnie, bez niepotrzebnego politykowania i filozofowania. Sam miałem (i mam) regularną styczność ze Śląskiem i jego mieszkańcami - uważam, że Kidawa-Błoński dobrze oddał mentalność Ślonzoków, ich specyfikę, zalety, ale i obawy i uprzedzenia. Banaś urodzony w Berlinie (jako Heinz-Dieter Banas), syn Niemca i Polki, którzy poznali się podczas wojny, to dobry przykład na spokojną rozmowę o charakterystyce Śląska i Ślązaków. Kidawa-Błoński nie przynosi jakichś wielkich odpowiedzi na pytania o ich tożsamość, ale oddaje zarówno ich pewną odrębność, jak i spójność z innymi regionami Polski. Piękno (jak i brzydotę) Śląska w „Gwiazdach” uzupełniają kapitalne zdjęcia, które, choć mogę się mylić, pokazują najważniejsze miejsca w tym regionie.
Oczywiście, można się nieco czepiać i w tym zakresie. Język (stylizowany na ślonskom godke - gwarę), którym posługują się bohaterowie filmu nie zawsze jest „czysty”, zabrakło mi kilku scen i choćby naszkicowania kilku innych miejsc. Ale to w zasadzie drugorzędne błędy, niedociągnięcia. „Gwiazdy” to film bardzo klimatyczny, a przy tym uczciwy. Gdy piłkarze Górnika pojawiają się w kopalni (raz w miesiącu, zatrudnieni na fikcyjnych etatach, przyjeżdżali tam po wypłaty), są noszeni na rękach. To jedna strona medalu, a szkoda, że nie pokazano drugiej. Czasem górnicy reagowali przecież furią po przegranych meczach, co wspomina sam Banaś.
Dostawaliśmy z piętnaście razy więcej niż ci biedni górnicy. Jak tylko zremisowaliśmy, to oni wściekali się pod kasą: „Na dół ich, pieronów”
— mówił w rozmowie z „Przeglądem Sportowym”.
„Gwiazdy” to piękna pocztówka opowiadająca o piłkarskich realiach lat 60. i 70. Piękna, ale zarazem słodko-gorzka. Bo przecież życiorys Banasia to nie tylko niekończące się imprezy, wianuszek pięknych kobiet i życie na nieosiągalnym dla innych poziomie. To również codzienne zmagania z komunistycznymi realiami, które nie raz i nie dwa stawały w poprzek piłkarskiej karierze i marzeniom zawodnika Górnika. Za ukazanie i tych realiów trzeba film Kidawy-Błońskiego wyróżnić.
No dobrze, zapyta ktoś - sentymentalnie film zapewne jest doskonały, a jak aktorsko? Artystycznie? No cóż, mam mieszane uczucia. Są w „Gwiazdach” role doskonałe, są solidne, są i przeciętne. Sam miałem pod tym względem łatwiej - patrzyłem bowiem na film przez okulary piłkarskiego kibica (choć Legii), który opowieściami ojca (kibica zabrskiego Górnika) żył przez całe dzieciństwo. Historię drużyny zabrzan znałem prawie tak, jak gdyby sam ją przeżył, specyfikę Ślązaków tak, jak gdybym tam się wychował. Ale, powiedzmy, mieszkańcom Warszawy czy Poznania, nielubiącym piłki nożnej i niepamiętającym czasów komunizmu, film może wydać się przydługi, rozwlekły, bez energii.
„Gwiazdy” to film bardzo dobry, przenoszący nas w klimat niezwykły, a zarazem mocno jednak ekskluzywny. Mam jednak przekonanie graniczące z pewnością, że o piłce nożnej, zwłaszcza w połączeniu ze Śląskiem, nie da się opowiedzieć inaczej, by nie utracić tego czegoś, co jest istotą tej niezwykłej mieszanki. I dlatego film jest „lekturą obowiązkową” dla wszystkich fanów futbolu i Śląska. Dla wszystkich innych może być tylko - albo aż - interesującą ciekawostką na mapie polskiego kina. Tak czy inaczej - warto. Od piątku w kinach.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/338985-gwiazdy-ekskluzywna-slodko-gorzka-pocztowka-z-pilkarskiego-slaska-warto-recenzja