Nasila się konflikt wokół konkursu na dyrektora Teatru Polskiego w Bydgoszczy. Paweł Wodziński wsławił się najbardziej dopuszczeniem do festiwalu prapremier przedstawienia Olivera Frljicia „Nasza przemoc wasza przemoc” podczas którego Jezus schodził ze sceny żeby zgwałcić muzułmankę, a aktorka wydobywała polską flagę z własnej pochwy. Dyrekcja teatru została ostro skrytykowana, m.in. przez marszałka województwa kujawsko-pomorskiego (polityka PO), który zagroził odebraniem festiwalowi dotacji. Po prawie trzech latach rządów Wodzińskiego miasto Bydgoszcz (rządzone przez PO i SLD) rozpisało konkurs, choć mogło przedłużyć obecnemu dyrektorowi kadencję. Zgłosiło się 7 kandydatów. Jednak Wodzińskiego popiera zespół. Tak gorliwie, że ostatnio odwołano z komisji konkursowej aktorkę, która podpisała zawczasu petycję za jego utrzymaniem na stanowisku (nie byłaby bezstronna).
W odpowiedzi na manifestacje poparcia zespołu, grupa 77 obywateli Bydgoszczy napisała własną petycję popierającą konkurs i zmianę dyrektora. Na czele listy podpisanych znalazło się nazwisko mieszkającego w Koronowie pod Bydgoszczą dramaturga Jarosława Jakubowskiego, autora sztuki „Generał”. Zapytałem go o motywy.
Co was skłoniło do napisania petycji?
Jarosław Jakubowski: To bardzo różnorodna grupa osób, która uważa, że teatr ma obowiązek rozmowy z widzem. Zwłaszcza jeśli mamy do czynienia z jedynym teatrem w mieście. Wielu z nas żeby zobaczyć odpowiadające nam przedstawienie, musi go szukać w Toruniu, jeśli nie w Warszawie czy w Krakowie. Deski Teatru Polskiego stały się miejscem prezentowania poglądów i estetyki jednego konkretnego środowiska, nazwałbym je lewicowym.
Rażą was skandale?
Skandalem był Frljić. Normą są przedstawienia miałkie, toporna publicystyka. Jak w przypadku sztuki o Andrzeju Lepperze czy przedstawienia o Komunie Paryskiej. Oczywiście, razi mnie mnożenie np. akcentów antyreligijnych w wielu inscenizacjach. Ale największym problemem jest zerwanie z wielką literaturą, brak wielkiego repertuaru.
Co jednak począć, gdy aktorzy stoją murem za dyrektorem. Grozi powtórka wojny znanej z Teatru Polskiego we Wrocławiu.
Z tym zastrzeżeniem, że tamten teatr miał publiczność, ten ją traci. Ja nie odmawiam aktorom prawa do własnego zawodowego rozwoju. Ale powinni się chyba jakoś liczyć z publicznością – jeśli teatr ma być publiczną wartością. Podkreślam: jedyny teatr w mieście stał się hermetyczną instytucją o jednostronnym, lewicowym obliczu ideowym. On nie jest własnością zespołu.
Popieracie kogoś z kontrkandydatów Pawła Wodzińskiego.
Nawet nie znamy tych ludzi. Protestujemy tylko przeciw takiemu podejściu, że dla obecnego dyrektora nie ma żadnej alternatywy. Wierzymy w kogoś, kto zechciałby prowadzić dialog z publicznością.
Rozmawiał Piotr Zaremba
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Nasila się konflikt wokół konkursu na dyrektora Teatru Polskiego w Bydgoszczy. Paweł Wodziński wsławił się najbardziej dopuszczeniem do festiwalu prapremier przedstawienia Olivera Frljicia „Nasza przemoc wasza przemoc” podczas którego Jezus schodził ze sceny żeby zgwałcić muzułmankę, a aktorka wydobywała polską flagę z własnej pochwy. Dyrekcja teatru została ostro skrytykowana, m.in. przez marszałka województwa kujawsko-pomorskiego (polityka PO), który zagroził odebraniem festiwalowi dotacji. Po prawie trzech latach rządów Wodzińskiego miasto Bydgoszcz (rządzone przez PO i SLD) rozpisało konkurs, choć mogło przedłużyć obecnemu dyrektorowi kadencję. Zgłosiło się 7 kandydatów. Jednak Wodzińskiego popiera zespół. Tak gorliwie, że ostatnio odwołano z komisji konkursowej aktorkę, która podpisała zawczasu petycję za jego utrzymaniem na stanowisku (nie byłaby bezstronna).
W odpowiedzi na manifestacje poparcia zespołu, grupa 77 obywateli Bydgoszczy napisała własną petycję popierającą konkurs i zmianę dyrektora. Na czele listy podpisanych znalazło się nazwisko mieszkającego w Koronowie pod Bydgoszczą dramaturga Jarosława Jakubowskiego, autora sztuki „Generał”. Zapytałem go o motywy.
Co was skłoniło do napisania petycji?
Jarosław Jakubowski: To bardzo różnorodna grupa osób, która uważa, że teatr ma obowiązek rozmowy z widzem. Zwłaszcza jeśli mamy do czynienia z jedynym teatrem w mieście. Wielu z nas żeby zobaczyć odpowiadające nam przedstawienie, musi go szukać w Toruniu, jeśli nie w Warszawie czy w Krakowie. Deski Teatru Polskiego stały się miejscem prezentowania poglądów i estetyki jednego konkretnego środowiska, nazwałbym je lewicowym.
Rażą was skandale?
Skandalem był Frljić. Normą są przedstawienia miałkie, toporna publicystyka. Jak w przypadku sztuki o Andrzeju Lepperze czy przedstawienia o Komunie Paryskiej. Oczywiście, razi mnie mnożenie np. akcentów antyreligijnych w wielu inscenizacjach. Ale największym problemem jest zerwanie z wielką literaturą, brak wielkiego repertuaru.
Co jednak począć, gdy aktorzy stoją murem za dyrektorem. Grozi powtórka wojny znanej z Teatru Polskiego we Wrocławiu.
Z tym zastrzeżeniem, że tamten teatr miał publiczność, ten ją traci. Ja nie odmawiam aktorom prawa do własnego zawodowego rozwoju. Ale powinni się chyba jakoś liczyć z publicznością – jeśli teatr ma być publiczną wartością. Podkreślam: jedyny teatr w mieście stał się hermetyczną instytucją o jednostronnym, lewicowym obliczu ideowym. On nie jest własnością zespołu.
Popieracie kogoś z kontrkandydatów Pawła Wodzińskiego.
Nawet nie znamy tych ludzi. Protestujemy tylko przeciw takiemu podejściu, że dla obecnego dyrektora nie ma żadnej alternatywy. Wierzymy w kogoś, kto zechciałby prowadzić dialog z publicznością.
Rozmawiał Piotr Zaremba
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/331791-do-kogo-nalezy-teatr-wojna-o-konkurs-w-bydgoszczy