Warto sięgnąć po ten serial z jednego powodu. Bardzo interesująco pokazuje funkcjonowanie amerykańskich protestanckich megakościołów, które szczególnie na południu USA są wszechmocnymi przedsiębiorstwami, wpływającymi na polityczne i społeczne życie lokalnych społeczności. Współprodukowany przez czarnoskórą królową amerykańskiej telewizji Oprah Winfrey (gra w produkcji epizodyczną rolę) serial Netflixa opowiada o dynastii Greenleaf, której przewodzą patriarcha rodu Bishop James (Keith David) i jego kostyczna żona Mae (Lynn Whitfield). Imperium zwane Kalwarią jest prowadzone twardą ręką z pomocą licznego potomstwa. Po tajemniczej śmierci córki Faith do Kalwarii powraca „marnotrawna córka” Grace (Merle Dandridge), która powoli odkrywa rodzinne sekrety, nieraz dalekie od nauk głoszonych przez charyzmatycznego pastora.
Grace opuściła rodzinny dom dwie dekady wcześniej. W Kalwarii była ulubionym pastorem wiernych. Odeszła przez wstrząsającą rodzinną tajemnicę, która miała wpływ na los jej siostry. Teraz wraca z nastoletnią córką (Desiree Ross), która do tej pory była izolowana od dynastii Greenleafów. Szybko dochodzi do konfliktu Grace z pozostałym rodzeństwem i jej matką. Wszystko przez demonicznego brata Mae Maca (Gregory Alan Williams). Czy miał on coś wspólnego ze śmiercią Faith? Grace nie chce zajmować miejsca siostry Charity (Debroah Joy Winians) i Jacoba (Lamman Rucker). Patriarcha rodu pragnie jednak powrotu córki na scenę swojego liczącego 4 tysiące wiernych kościoła.
„Greenleaf” nie jest religijnym serialem. To raczej soap opera zrobiona na wyśrubowanym przez Netflix artystycznym poziomie. Nie ma w tej produkcji jednak antychrześcijańskiego ukąszenia, choć opowiada przecież o mrokach i sekretach protestanckiego zboru. Jest tu wątek molestowania seksualnego, są romanse ukryte za fasadą moralności. Jest wątek zwalczanego wewnętrznie homoseksualizmu i pulsująca prawda o ukrywanej przed laty zbrodni. Mimo to serial jest wolny od czarno-białych postaci. Zamiast tego twórcy niuansują na ile mogą poszczególne wątki i bohaterów. Pozwalają zrozumieć przyczyny ich grzechu, choć go nie usprawiedliwiają.
Co istotne, niemal każdy z bohaterów szczerze wierzy w Boga. Potyka się, upada, ale stara się powstać z pomocą Pisma Świętego. Łatwo by było w banalny sposób odkrywać hipokryzję i zakłamanie zarabiającej na ewangelizacji rodziny. Autorzy mają o wiele większe ambicje.
Siłą „Greenleaf” jest dogłębne spenetrowanie amerykańskich megakościołów. My znamy je najwyżej dzięki pięknej muzyce Gospel, a przecież one są emanacją amerykańskiej duszy. To właśnie tam wiara łączy się z przedsiębiorczością, dążenie do doskonałości z pokorą wobec Stwórcy, a wiara jest ugniatana nie przez daleki Watykan, ale charyzmę lokalnego pastora.
Choć serial opowiada o ludzkich ułomnościach, nie można oderwać go od teologicznej symboliki. W końcu jak umrze Faith (wiara), jedynym ratunkiem jest Grace (łaska)…
4,5/6
„Greenleaf” dostępny na platformie NETFLIX
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/331667-greenleaf-gdy-umiera-wiara-potrzebna-jest-laska-recenzja
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.