Chcecie odwiedzić stary dobry teatr z literackim tekstem, z rolami napisanymi dla aktorów. Z psychologią i refleksją. Taki teatr w Polsce istnieje. Nie dominuje, nie tłamsi teatru „postdramatycznego”, nowoczesnego i rzekomo odkrywczego - w to wierzy tylko Dariusz Kosiński, wicedyrektor Instytutu Teatralnego owładnięty wizją wiecznie zagrożonego „postępu”. Ale ten teatr po prostu jest. Słabo zauważany przez modnych krytyków. I wciąż lubiany przez publikę.
„Edukację Rity” Willy Russell, sprawny brytyjski dramaturg, napisał w roku 1980. W trzy lata później powstał film Lewisa Gilberta z Michaelem Caine’em i Julie Walters w głównych rolach. W filmie mieliśmy całą galerię drugoplanowych postaci.
Andrzej Strzelecki, do tej pory reżyser przede wszystkim widowisk muzycznych, wyreżyserował pierwotną sceniczną wersję, gdzie mamy tylko dwójkę bohaterów. Wystawiana na różnych scenach (ja widziałem to w niedzielę w Ateneum) przez MJM Music pl oraz Akademię Teatralną, ta inscenizacja ma dodatkowy atut, 71-letniego niesłychanie aktorsko sprawnego Piotra Fronczewskiego . Występuje on z Katarzyną Ucherską, która ledwie rok temu skończyła Akademię. A więc to także konfrontacja całkowicie różnych scenicznych pokoleń. W tle dyskretna muzyka Szczepana Pospieszalskiego.
Dwie postaci: profesor literatury i studentka uniwersytetu otwartego spotykają się w jednym pokoju zapełnionym książkami. I co robią? Rozmawiają. Czy może być coś mniej podniecającego. A jednak… Nie tylko pozwalają nam poznać swoje światy, nie tylko dotykają wielu ważnych tematów współczesności, ale cały czas pracują nad relacjami między sobą.
Profesor, poeta i erudyta kontra początkowo niemądra, a potem poznająca świat fryzjerka. Tu nawet nie ma klasycznej relacji erotycznej (choć są zawiązki miłości), bardziej przyjaźń. Pośród tematów ważną, kluczową rolę odgrywa literatura. Czy może być coś bardziej niedzisiejszego?
Historia jest oczywiście parafrazą opowieści o królu Pigmalionie i stworzonej przez niego Galatei. Opowieści rozwiniętej następnie w „Pigmalionie” George’a Bernarda Shawa oraz sławnym musicalu, także filmowym (George’a Cukora) „My Fair Lady”.
Nie jestem pewien, czy rację mają autorzy objaśnień w teatralnym programie, którzy twierdzą, że to on ją naucza i kształtuje, można by rzecz stwarza, ale w finale role się odwracają. Rzecz jest chyba bardziej skomplikowana, o czym innym: o niedopasowaniu, niespełnieniu, o tym że ludzie z wielu powodów są skazani na rozmijanie się. Ale także o wielu innych kwestiach, o tym jak to jest, kiedy człowiek chce być kimś innym. Ja nie do końca wierzę w taką gruntowną przemianę, w wykreowanie nowego siebie. Ale opowieść jest fascynująca, smutek autentyczny.
Oceńcie to państwo sami, opowieść jest nadzwyczaj delikatna, wręcz krucha. Kiedy sztuka się kończy, publiczność wstaje z miejsc. W dużej mierze dla Fronczewskiego, dla jego wirtuozerskich crescendo, dla tego co robi ze swoim głosem, dla łatwości z jaką przechodzi z groteski w liryzm, z zadumy w żywiołowość. Jak potrafi być śmiesznym, by być za chwilę śmiertelnie poważnym. To hołd jednemu z najlepszych polskich aktorów. Ale młodziutka Ucherska nadąża za nim, krzesze z siebie pełną gamę emocji. Prowadzi nas przez swój świat. Chwilami śmiejemy się na głos, bo to także komedia, a jednak wychodząc z teatru czujemy ogarniającą nas melancholię.
Ale te owacje to także podziękowanie za wiedzę, czym jest, czym powinien być teatr. Powiem wprost, kto chce strząsnąć z siebie wrzaskliwość rozmaitych eksperymentów, niech to zobaczy, choćby dla odpoczynku.
Piotr Zaremba
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/329342-edukacja-rity-dawny-literacki-teatr-trzyma-sie-dobrze
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.