Nie spodziewałem się, że „Jackie” będzie aż tak doskonałą biografią. Przenikliwą, przejmującą i w 100 proc. odkrywającą duszę głównej bohaterki. Chilijczyk Pablo Larraín zanurza film w paradokumentalnej manierze, ocierając się jednak momentami o poetykę przypominającą filmowe wyznania Malicka. To co zaś na ekranie pokazuje Natalie Portman zasługuje na każdą możliwą aktorską nagrodę. Przewiduję Oscara.
A przecież Portman wciela się w pierwszą ikonę politycznego celebrytyzmu. Ikonę przemian USA w latach 60. Jacqueline Bouvier Kennedy przemeblowała nie tylko Biały Dom, ale również bezczelnie zmieniła wizerunek Pierwszej Damy.
„Jackie” była postacią wyrazistą, przebojową, medialną. Stała się ikoną mody i wyznacznikiem trendów. Nowoczesną matką i wymarzoną księżniczką dla pierwszego prezydenta - rycerza ery mediokracji Johna F. Kennedy’ego. 22 listopada w słoneczny dzień w Dallas trzymała na kolanach roztrzaskaną głowę męża, który zginął w do dziś nie do końca wyjaśnionym zamachu.
Jackie w dotychczasowych, licznych, ekranizacjach losów JFK i jego rodu była pobocznym dodatkiem. Mniej lub bardziej istotną, ale zawsze ozdobą. Dopiero „Jackie” pozwala dojrzeć w pełnym stopniu jej dramat. Nie tylko Pierwszej Damy. Nie tylko historycznej i medialnej ikony, jaką zna cały świat. Ten film uwypukla dramat żony obryzganej krwią nie prezydenta, ale męża oraz katastrofę osobistą matki zmuszonej do poinformowania dzieci o śmierci nie prezydenta, ale tatusia. Fenomenalne dzieło duetu Aronofsky/ Larraín pokazuje całą paletę uczuć Jacqueline. Z jednej strony to kreująca od końca życia mit męża „Camelota” silna i inteligenta kobieta zmiatająca błyskotliwością pewność siebie dziennikarza (Billy Crudup). Z drugiej przygnieciona ciężarem zamachu krucha kobieta, która jednak znajduje w sobie siłę by pielęgnować mitologię klanu Kennedych.Oni są tutaj na drugim planie, choć Peterowi Sarsgaardowi w zaledwie kilku scenach udaje się nakreślić ciekawy wizerunek Roberta Kennedy.
Larraín subtelnie, z wielkim wyczuciem poety, ale i ostrością dokumentalisty portretuje te wszystkie twarze Jackie. Portman tworzy kreację wybitną Gładko balansuje między kokieteryjnością igrającej z mediami Jackie i dramatem zwykłej kobiety. Ba, choć film nie dotyka kwestii licznych romansów JFK, to podskórnie czuć jak dla dobra pamięci po mężu „rycerzu” chowa własną dumę.
Cieszy też, że twórcy nie zrezygnowali z duchowego wymiaru Jackie, która w znakomicie sfilmowanych rozmowach z księdzem (John Hurt) próbuje metafizycznie zracjonalizować swój dramat. Dlaczego Bóg zabrał jej męża? Dlaczego skrzywdził jej dzieci? Mówi to nie jedna z najsłynniejszych osób na świecie, ale kobieta mająca wątpliwości milionów przeciętnych ludzi zadających jakże płytkie i zarazem przeszywające pytanie: dlaczego mnie to spotkało?
„Jackie” to przenikliwa, wzruszająca (nie jest to norma w biografiach) opowieść, mogąca spokojnie stanąć obok najwybitniejszych filmowych wiwisekcji ikon, które na ekranie stały się ludźmi..
6/6
„Jackie”, reż.: Pablo Larraín, dystr.: Kino Świat
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/325894-jackie-cierpiaca-kobieta-a-nie-ikona-z-bialego-domu-recenzja