Wczoraj, tj. 9 stycznia 2017 roku, zmarł polski socjolog Zygmunt Bauman. Ostatnie lata spędził w Anglii, gdzie zajmował się teorią kultury, pracując jako kierownik Katedry Socjologii na uniwersytecie w Leeds. Od 1990 roku był profesorem emerytowanym angielskiej uczelni. Czytam dziś opinie na jego temat i zadaję sobie pytanie, czy jedyną możliwą narracją, na jaką zasługujemy dziś w mediach jest styk banału z propagandą? Czy stać nas jeszcze na cokolwiek więcej niż tylko krzyki dwóch zwaśnionych obozów?
Śmierć Baumana, podobnie jak większość wydarzeń pojawiających się ostatnio w przestrzeni medialnej, stała się kolejnym etapem wojny Hutu i Tutsi. Tzw. „prawica” krzyczy dziś: „Zmarł komuch, który mordował polskich patriotów”. Nieliczni dodają: „Dobrze, że umarł, szkoda, że nie rozliczony przed sądem”. Z kolei tzw. „lewica” roni łzy nad śmiercią Baumana i szlocha: „Odszedł najwybitniejszy polski filozof ostatnich lat”. Niektórzy piszą: „Jego myśl była zgodna z myślą Franciszka”. Niestety, wszystkie te informacje są w równym stopniu prawdziwe i nieprawdziwe, a życiorys i wybory Baumana są najlepszym potwierdzeniem słów o „płynnej nowoczesności”.
Młody Zygmunt Bauman popełnił sporo czynów niegodziwych. Czy mamy pewność, że strzelał do żołnierzy polskiego podziemia? Nie. Czy to w jakikolwiek sposób usprawiedliwia haniebne wybory Baumana? Nie wiem, to problem dla moralistów. Według relacji Piotra Gontarczyka w latach 1945–1953 Bauman był oficerem Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego:
- Rozpoczynał w stopniu podporucznika jako zastępca dowódcy 5. Samodzielnego Batalionu ochrony KBW do spraw polityczno-wychowawczych – czytamy w Biuletynie IPN-u (p. Piotr Gontarczyk; „Towarzysz Semjon”; Biuletyn IPN; nr 6 (65), czerwiec 2006).
Czym było KBW większość czytelników wie, ale mimo wszystko przypomnijmy:
- (…) Struktura, choć ubrana w mundury wojskowe, to z wojskiem miała niewiele wspólnego. Była bowiem zbrojnym ramieniem partii komunistycznej utworzonym na wzór wojsk NKWD i służącym ujarzmieniu polskiego społeczeństwa. To właśnie jednostki KBW ścigały po wojnie najsłynniejsze oddziały polskiej partyzantki: V. Wileńskiej Brygady AK mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki” na Białostocczyźnie, mjr. Hieronima Dekutowskiego „Zapory” na Lubelszczyźnie czy Józefa Kurasia „Ognia” na Podhalu. Przeciwko zbrojnemu podziemiu walczył z bronią w ręku także Bauman. Otrzymał za to Krzyż Walecznych”
– pisał Piotr Gontarczyk we wspomnianym wcześniej tekście.
Do KBW Bauman trafił po wojnie, a służbę zakończył w 1953 roku jako szef Oddziału II Zarządu Politycznego KBW. Tam, w pionie politycznym, kontynuował swoją pracę jako sługa Lewiatana i zajmował się indoktrynowaniem poborowych, z których czynił narzędzia zbrodniczego systemu. Usunięto go ze służby 10 dni po śmierci Józefa Stalina.
Wówczas rozpoczął karierę naukową. Szybko ukończył studia na Uniwersytecie Warszawskim, a już w 1960 roku został doktorem habilitowanym nauk humanistycznych w dziedzinie socjologii. Pracę poświęcił badaniu angielskiego ruchu robotniczego. W 1968 udało mu się jeszcze uzyskać tytuł naukowy profesora, ale po wydarzeniach marcowych usunięto go z Uniwersytetu Warszawskiego. Na UW pracował jako kierownik Katedry Socjologii Ogólnej, był też pierwszym redaktorem naczelnym Studiów Socjologicznych. Z Polski wyjechał do Izraela, gdzie wykładał socjologię na uniwersytetach w Tel Awiwie i Hajfie. W 1971 roku zaproponowano mu stanowisko kierownika katedry socjologii na uniwersytecie w Leeds, gdzie pracował niemal do końca swoich dni.
Błędem jest nazywanie Zygmunt Baumana „wielkim filozofem”. Otóż Bauman filozofią zajmował się w stopniu znikomym, a już z pewnością nie był wybitnym przedstawicielem tej nauki. Był za to, ponad wszelką wątpliwość, wybitnym polskim socjologiem. Można nawet napisać więcej, był znaczącym europejskim myślicielem i teoretykiem kultury. Ale nie był filozofem sensu stricto, choć ukończył studia w tym zakresie na Uniwersytecie Warszawskim. Nigdy jednak na poważnie się w pracy naukowej filozofią nie parał, poświęcając całość swojego dorobku na badanie zagadnień z zakresu socjologii.
Mimo to swoją myślą często inspirował i drażnił filozofów. Wielu przedstawicieli tej nauki polemizowało z Baumanem, wielu też zarzucało mu, podobnie jak i innym postmodernistom, m. in. „brak precyzyjnie zdefiniowanej metody badawczej”. Myśl Baumana była w wielu miejscach zwierciadłem i nieco strywializowaną formą rozważań Derridy, Deleuze’a czy nawet Nietzschego i Heideggera. Bauman, podobnie jak Derrida, rozprawiał się ze strukturalizmem Levi-Straussa. Podobnie jak Deleuze polemizował w wielu miejscach z wielkimi narracjami.
To właśnie tu uwidacznia się wielki paradoks Baumana, a zarazem paradoks postmodernizmu, który widać w jednym z pytań zadanych przez Adorno: - Jak filozofować po Auschwitz? Ta kwestia wrosła w kulturę i wciąż stanowi ważny element dzisiejszego bycia w świecie i pytań o zadania stawiane intelektualistom. Jeśli Auschwitz stało się „śmiercią Boga” i jednocześnie zwieńczeniem filozofii spekulatywnej, rozumianej jako wielka narracja i ołtarz budowany ku czci Historii i Rozumu, to jak filozofować po Auschwitz? Ale przecież pytania zadawane europejskim filozofom, do czego nigdy się nie potrafili się przyznać, nie ograniczają się tylko do pytania o to, jak filozofować po Shoah? Równie ważną kwestią jest pytanie o to, jak filozofować po komunizmie? Przecież oba zbrodnicze europejskie systemy odpowiedzialne są za „śmierć Boga”. Choć przyniosły owoce w zupełnie innych środowiskach, to oba właśnie na „śmierci Boga” zostały ufundowane.
Bardzo dużą część moich studiów poświęciłem badaniu myśli ponowoczesnej. Analizowałem i to, co pisał o ponowoczesności Zygmunt Bauman. Ba, zdarzyło mi się nawet bronić socjologa przed krytyką wysuwaną ze strony stanowiska analitycznego (p. Akcent 3 (89) 2002, Czy dać szansę postmodernie? – /Wojciech Zieliński: „Status etyki w kulturze ponowoczesnej. Analiza propozycji Zygmunta Baumana”/). Dziś, w świecie, w którym spór o prawdę to w często walka bełkotu z banałem, propagandziści toczą z klakierami wojnę na memy. I tę baumanowską płynność ponowoczesności widać dziś szczególnie mocno. Choć w pierwszej chwili nie widać w niej prawdy, to wcale nie oznacza, że ta przestała istnieć. Jest obecna na wielu poziomach, a najważniejszym z nich jest to, co stanowiło naczelne zadanie filozofii postmodernistycznej, czyli pomyślenie niemożliwego. Po wielkiej ucieczce od narracji i religii rozumianej jako religare, czyli próba wiązania z Bogiem, filozofia dokonała próby ponownego znalezienia języka, którym da się pomyśleć niemożliwe. I właśnie tu, paradoksalnie, trzeba oddać sprawiedliwość Baumanowi i napisać, że na usługach tej filozofii, na usługach myśli walczącej z Lewiatanem, był też często polski socjolog. Ten sam człowiek, który za młodu był specjalistą od propagandy na usługach Lewiatana.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/322757-paradoks-baumana-czyli-losy-polskiego-heideggera-morderca-zolnierzy-wykletych-czy-wybitny-filozof