Julia Brystygierowa, „Krwawa Luna”, to jedna z najbardziej mrocznych postaci w historii PRL, która na dodatek obrosła dwoma mocnymi mitami. Kierowniczka Departamentu V Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego była podobno sadystką torturującą polskich patriotów. Po odwilży i „potępieniu” zbrodni Stalina przez partię ukryła się pod nazwiskiem Julia Prajs i rzekomo zbliżyła do Kościoła. Miało to nastąpić w ośrodku dla niewidomych w Laskach.
Nie ma na to mocnych dowodów poza donosami tajnych współpracowników SB działających na terenie tego miejsca. Czy można jednak taki zwrot w tym specyficznym ośrodku wykluczyć?
Ryszard Bugajski jest antykomunistą, czego dowiódł we wstrząsającym „Przesłuchaniu” czy późniejszym apologetycznym „Generale Nilu”. Doprawdy trudno mu zarzucać trywializowanie komunizmu i relatywizowanie jego zbrodni. Tym razem Bugajskiego — przypomnijmy, że zdeklarowanego ateistę — interesuje coś więcej niż samo pokazanie zbrodniczości PRL. Reżyser próbuje wejść w duszę jednego z upiorów systemu, co samo w sobie jest stąpaniem po bardzo cienkim lodzie. Brystygierowa (Maria Mamona) przybywa do ośrodka w Laskach, by spotkać się z prymasem Stefanem Wyszyńskim (Marek Kalita), którego prześladowała jako funkcjonariuszka UB.
Co motywuje jej przyjazd? Czy chce odkupienia win? Szuka prawdy? A może chce po prostu wkupić się w łaski Kościoła, który mógł delikatnie odetchnąć po latach mrocznego stalinizmu? Bugajski nie odpowiada jednoznacznie na te pytania. Nie rozstrzyga nawet, czy „Krwawa Luna” przyjęła ostatecznie Chrystusa. W jego wizji musi ona jednak przejść jakiś rodzaj duchowego katharsis. Niczym Dickensowski Scrooge zderza się z duchami swoich bezimiennych ofiar. Śni o chrystusowej postaci młodego akowca, którego zamęczyła podczas śledztwa. Spotyka na swojej drodze duchownego (Janusz Gajos), któremu jej koledzy wypalili papierosami oczy. W przydrożnej knajpie wypija wódkę z prześladowanym przez komunizm weteranem wojennym (Kazimierz Kaczor). Ten bierze ją za wroga systemu po tym, jak zostaje ona w chamski sposób potraktowana przez rewidującą ją milicję.
Brystygierowa szuka pokuty, mimo że konsekwentnie wypiera z siebie Boga. Kwestionuje jego istnienie w spazmatycznym płaczu podczas rozmowy z Prymasem Tysiąclecia. W wizji Bugajskiego podziwiała go skrycie już w czasach stalinizmu. Znajdując w jego celi włosiennicę i traktat „O naśladowaniu Chrystusa” (również rtm. Pilecki czytał go przed śmiercią), nie rozumiała siły Chrystusowej wiary, która ostatecznie zdeptała komunizm. „Krwawa Luna” pragnie jej doświadczyć. Nie może, bo wciąż nienawidzi. Polaków, Żydów, własnego syna, siebie i Boga. Może więc wierzy? Przecież nienawiść do Boga dopuszcza jego istnienie. „Nienawidząc Boga, szukamy Go” — mówi jej prymas Wyszyński. Brystygierowa spotyka w Laskach znajomą z przedwojennych lat, zakonnicę (Małgorzata Zajączkowska). Obie są Żydówkami, które stanęły po dwóch stronach barykady.
Bugajski nie ukrywa żydowskiego pochodzenia komunistycznych zbrodniarzy. Jasno pokazuje zezwierzęcenie komunistów i bohaterską postawę duchownych (znakomite obsadzenie Gajosa w roli odwrotnej do tej, którą zagrał w jego „Przesłuchaniu”). Pochyla się też nad motywacjami nigdy nie osądzonej bestii, co samo w sobie jest zabiegiem wzbudzającym kontrowersje. „Zaćma” to uduchowiony film o leczeniu ślepoty. To obraz o duchowej zaćmie przesłaniającej prawdę. Problem w tym, że jego bohaterka żyła naprawdę i nie została nigdy rozliczona. Trudno patrzeć spokojnie na jej rzekome duchowe cierpienie, którego nigdy mogło przecież nie być. A jeżeli jednak spotkała Jezusa?
4/6
„Zaćma”, reż. Ryszard Bugajski, dystr. Kino Świat
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/316752-zacma-krwawa-luna-szuka-boga-niejednoznaczna-wizja-bugajskiego-recenzja