Kiedy po raz pierwszy obejrzałem sławny „American Psycho” z roku 2000, zrobił na mnie wrażenie. Przypomniany po latach przez Stopklatkę jest trochę wykopaliskiem archeologicznym, choć nie stracił filmowych walorów.
To opowiastka o młodym, przystojnym i obsesyjnie dbającym o siebie maklerze, który jest seryjnym mordercą, na dokładkę z upodobaniem do takich narzędzi jak siekiera czy piła. W sumie nie w tym jednym filmie zabija korzystający z przewagi nad światem przedstawiciel elit (przypomnijmy „Mr Brooksa” z Kevinem Costnerem), ale to obrazek archetypiczny.
Nawet bardziej archetypiczna była książka Breta Eastona Ellisa, w której obrazy przeraźliwych morderstw sąsiadowały z monotonnymi narracjami o ubraniach, zabiegach kosmetycznych, potrawach i wnętrzach. Patrick Bateman jawił się jako tak dalece owładnięty przez świat materialny, że mordy można było uznać za ostateczną konsekwencję jego pustki.
Książki nie zdołałem przeczytać — opisy zbrodni były zbyt naturalistyczne i nie łagodziła ich końcowa sugestia, że to wszystko może wytwór wyobraźni Batemana. Ponieważ ofiarami były głównie kobiety, które dręczył z pozycji męskiego szowinisty, dziełko to wywołało protesty feministek.
Mary Harron, reżyser, złagodziła wszystko, morderstwa są nieliczne i wzięte w cudzysłów, koncentrujemy się na pustym życiu elity w konwencji groteski. Takie scenki jak licytacja urodą wizytówek czy próba dostania się do modnej restauracji Dorcia pamięta się po latach i żartuje o nich z przyjaciółmi. Niesamowity Christian Bale w roli Batemana jest dobrym przewodnikiem. Ale potem pytamy, o czym to jest.
To z pewnością obraz daleki od wszelkiego realizmu. Seryjni mordercy nie rekrutują się na ogół z pokazanych tu sfer. A jednak pisarz, a za nim autorka filmu, oskarża świat, w którym liczy się używanie — rzeczy, narkotyków, seksu — że prowadzi do okropności. Teza naciągana, lecz sugestywna. Same sceny nocnych eskapad Batemana czy jego pseudoerudycyjne monologi o wszystkim — od muzyki po politykę — wystarczą, abyśmy poczuli się niespokojni.
Można podważać tę wizję na różne sposoby. Jakkolwiek wiele zarzucać hedonistycznym maklerom sportretowanym choćby w „Wilku z Wall Street”, z pewnością nie spędzają całego czasu w solariach i na słuchaniu muzyki. Tu muszą być całkowitymi pasożytami. Zarazem w tej przestrodze przed hedonizmem jest coś, co chwyta za serce — mimo lodowatej atmosfery. Zwróciłbym uwagę na jedno. Dla Ellisa czasem demoralizacji są lata 80., era Reagana, pora koncentracji na dorabianiu się. My widzimy je jako epokę antykomunistycznego wzmożenia i obrony wartości.
Piotr Zaremba
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/316266-zaremba-przed-telewizorem-bardzo-zly-makler
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.