„Przedmurze” aspiruje do miana najlepszej tegorocznej antologii roku z polską fantastyką. Jej redaktor Wojtek Sedeńko ogłasza we wstępniaku powrót do najlepszych tradycji fantastyki socjologicznej i odrodzenie „problemowej”. Czyli – autorzy opowiedzą o aberracjach dzisiejszego świata, w którym chińska klątwa „obyś żył w ciekawych czasach” spełnia się aż nadto. Aż niepokoi fakt, w jakim stopniu dawne profetyczne prognozy Lecha Jęczmyka w większości zaczęły się sprawdzać – dawno temu przewidział choćby, że Rosja „upomni się o swoje” (Krym), a o „wędrówce ludów” jako najważniejszym może procesie współczesności pisał, kiedy problem zdawał się nie istnieć. „Nowe średniowiecze” ze swym irracjonalizmem i idiokracją nadeszło szybciej, niż sądziliśmy.
Tytuł antologii wzięty z opowiadania Marka Oramusa odnosi się, a jakże, do Polski jako „przedmurza narodów”, ale z drugiej strony – obecnie chrześcijaństwa musimy bronić przed islamem z Zachodu. Najwyraźniej „lewe połowy społeczeństw” (określenie Lecha Jęczmyka) lubią być najeżdżane.
W każdym razie fantaści często czują ducha czasów. Antologia „Czarna msza” z początku lat dziewięćdziesiątych (też redagowana przez Sedeńkę) była pochodną fali klerykalizmu i antyklerykalizmu (wyszło co prawda bardziej „pro” niż „anty”), stąd można było się spodziewać, że ów sugerowany tytułem konflikt cywilizacyjny będzie motywem przewodnim opowiadań. Tytułowe opowiadanie Marka Oramusa nieprzypadkowo dało tytuł całości. Oramus pisze rzadko, ale zawsze celnie i zupełnie nie rozumiem, dlaczego jego ostatnie jego powieści przeszły bez echa. Jego „Przedmurze” jest mocnym oskarżeniem Europy o kapitulację przed islamem z podbudową SF – ładnie wplecioną nanotechnologią. Ba, nawet znajdziemy jakiś odpowiednik walki ze smokiem, co być może jest celowym żartem, znając niechęć autora do konwencji fantasy. Wszystko to napisane z sarmacką fantazją i dość gorzkim humorem (stewardesy w arabskich strojach w liniach Emirates). „Wygra ta strona która będzie bardziej bezwzględna” – dlatego niemal kibicuje Rosji, która w walce z islamistami nie ogląda się na prawa człowieka. „Fundamentalizm religijny można pokonać innym fundamentalizmem religijnym”, a „Zachód, który zakazuje szopek bożonarodzeniowych, by nie urazić uczuć jakiegoś szejka, już popełnił samobójstwo”. Dziwią takie diagnozy wychodzące spod pióra znawcy i miłośnika Lema? Nie powinny – to nie klerykalizm ani kult siły, to po prostu racjonalizm.
O islamie pisze też Wojciech Szyda („Slam”), tu chrześcijańsko-islamski konflikt cywilizacyjny jest ładnie zmetaforyzowany, zaskakuje puenta, rodem z kategorii „deus ex machina”. Otóż, trzeba jednak „wierzyć wbrew nadziei” i liczyć, że Opatrzność nie powiedziała ostatniego słowa, nawet jeśli wszystkie atuty są u przeciwnika. Czyli jednak fatalistycznie.
W „Jak utopiliśmy Hana Solo” Piotra Goćka wojuje się za to ze wszystkimi, w tym z Rosją, tocząc wojnę hybrydową w okolicach Suwałk. Bohater, ponad pięćdziesięcioletni polski rekrut, trafia do wojska, gdyż udzielał się w… grupie rekonstrukcyjnej – takie kompetencje muszą wystarczyć. Rosja z eksportu surowców przestawiła się na eksport niestabilności. Chiny grają na osłabienie najsilniejszego przeciwnika – przy czym, w zależności od pola gry, jest to ktoś inny („Chińczycy to praktyczni ludzie”). A Polska, kpi autor, jak to Polska, wypełnia sojusznicze zobowiązania. Wobec Amerykanów, wobec Ukrainy, wobec Unii Europejskiej. Wizję przyszłego konfliktu i uwikłań geopolitycznych mam tu za głębszą niż zbyt jednostronne, rodem z taniej powieści sensacyjnej pomysły u amerykańskiego generała Shirreffa (2017: Wojna z Rosją) – więcej tu zmiennych, więcej graczy, każdy chce ukroić swój kawałek tortu. Aha, u Goćka, inaczej niż u Shirreffa, wygrywa Trump.
Więc - skrzywienie prawicowe w polskiej fantastyce, jednostronny punkt widzenia? Gdzie ostrzeżenia przed homofobią i pełzającym faszyzmem? Gdzie strach, że najważniejszym problemem będzie brak akceptacji dla gender i postępu? Ano brak. W przyszłym świecie mogą zniknąć takie nieistotne europejskie wartości jak pluralizm, demokracja czy inna tolerancja.
Jednostronność może też wynikać z czegoś innego. Przestrzega przed nią Michał Protasiuk („Anatomia pęknięcia”), pisząc o informacyjnych „bąblach filtrujących” (Google, Facebook) – w epoce Internetu jesteśmy skazani na algorytmy wyszukujące dla nas informacje. Co daje efekt gorszy niż cenzura, bo tej przynajmniej jesteśmy świadomi. Paradoksalnie, Internet czyni nas bardziej ograniczonymi. Przy okazji dostajemy wykład z psychologii – uwaga, bo mózg idzie na łatwiznę, od razu interpretując fakty na właściwy sposób – czyli też jest bąblem filtrującym. Ale u Protasiuka „wiara w spiski” jest poznawczym zubożeniem i efektem działania owego bąbla (każdy wierzy w te spiski, które mu pasują), u Pawła Majki („Zagubieni chłopcy”) kpiny z wariata wierzącego w takowe okazują się nie na miejscu, bo świat w puencie okazuje się jeszcze większą ściemą. Majka też dał fajne opowiadanie, też trochę socjologizujące, opisujące przewrócony system rodzicielstwa. Prawa obywatelskie i prawa wyborcze można tu sprzedawać, a krach systemu emerytalnego powoduje, że sześćdziesięciolatkowie muszą zarabiać w grach komputerowych. Co wcale nie jest taka frajdą i nie jest tak bezpieczne, jak by się zdawało.
Jacek Sobota („Korektor”) pisze o cenzurze, tej polityczno-totalitarnej, tu przeniesionej na wyższy poziom rzeczywistości, i pisze tak, jakby w Polsce A.D. 2016 faktycznie istniała cenzura, a krytykę władzy (tak, tej obecnej, pisowskiej) trzeba pisać nie wprost. Dosadnie jest o „Dobrej Zmianie” i Przewodniczącym partii Radość i Pogoda, który irracjonalnie wierzy w „zły układ”. Nie spodziewałem się po filozofującym Sobocie nawet tak ezopowych wycieczek. Ale opowiadanie dobre i oryginalne, cenzura to w końcu żelazny temat social fiction. Poza politycznymi bieżącymi wycieczkami opowiadanie ma bardziej uniwersalną wymowę i może mówić o każdej władzy dokonującej „rewolucji moralnej”. Zastanawiam się tylko – czy koniunkturalny pisarz z powieści o pseudonimie DWA to tak naprawdę RAZ (Ziemkiewicz) czy raczej Wolski? Dziwne, że opowiadania poświęconemu, choćby aluzyjnie, Polsce nie napisał tym razem Zbigniew Wojnarowski („Wejście w heban), niedawno kapitalnie przerabiający na ontologiczny horror polską literaturę i archetypy w „Piórach”. Horror co prawda został, ale okazuje się, że mamy to czynienia z fantastyką katastroficzną, religijną (piekło) i jednocześnie „odmiennymi stanami świadomości”. Zbierzchowski w opowiadaniu ze świata Rammy („Dobre miasto”) pisze o uchodźcach z ciekawą perspektywą narratora „nieczłowieczego”. Ciekawe, zniuansowane opowiadanie o idącej w tysiące „inwazji”, bez jednoznaczności typu „pomagać czy nie pomagać”. Im dalej, tym bardziej skręca w metafizykę w stylu sci-fi. Swoją drogą, owe wszelkiego rodzaju piekła przewijają się w tej antologii kilkakrotnie – można byłoby złożyć z niej drugą. Wojnarowski, Janusz, Zbierzchowski, komiksy Janusza/Niewiadomskiego, w pewnym sensie Paweł Ciećwierz („Do żywego”) – co prawda literalnie zaświatów tam nie ma, ale jego światy przyprawiają o ból głowy nagromadzeniem opresyjności. Nie przepadam, choć doceniam.
Maciej Parowski zaskoczył podwójnie – raz, że wziął na warsztat nie kogo innego, a znanego wszystkim seryjnego zabójcę, zainspirowany narzekaniami tegoż na kiepskie warunki w więzieniu („W celi z Breivikiem”). Dwa, że uczynił to w formie… wiersza. Papierek lakmusowy cywilizacji, niezdolnej posadzić takiego osobnika na krześle elektrycznym. Parowski znów eksperymentuje z pojemnością fantastyki (o ile jeszcze fantastyka), jakby był debiutantem odkrywającym nowe lądy.
Tak krawiec kraje, jak materii staje – antologia Sedeńki jest na poły „tematyczna”, zgodna z tytułem – jest polskie przedmurze cywilizacyjne, jest sporo social fiction spod piór autorów młodych, średnich i starszych generacji. Ale na poły składa się z elementów trochę przypadkowych, co nie znaczy kiepskich (Mirosław P. Jabłoński, Krzysztof Kochański, Grzegorz Janusz). Niemniej po lekturze całości diagnoza jest dość niewesoła, nawet opowiadania ciążące w stronę weird fiction (Zbierzchowski) czy space opery (Jabłoński), nawet te prześmiewcze wobec absurdów współczesności, wydają się pobrzmiewać jakąś fatalistyczną, opresyjną nutą. Jeśli ma rację Lech Jęczmyk, twierdząc, że fantaści obdarzeni się profetycznym „szóstym zmysłem”, to wojna wisi w powietrzu – nie ma tylko zgody, czy będzie to grubego kalibru konflikt cywilizacyjny z islamem czy wieczna wojno-polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną.
5/6
Przedmurze. Antologia polskiej fantastyki. Wybór i redakcja Wojtek Sedeńko. Solaris, Stawiguda 2016.
Sławomir Grabowski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/314901-a-wiec-wojna-przedmurze-antologia-polskiej-fantastyki-recenzja
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.