Najnowsza powieść Bronisława Wildsteina „Dom Wybranych”, to książka o korupcji moralnej intelektualisty. Głównym jej bohaterem jest niejaki Arski, dyrektor programowy TV ABC. Książka ta, to także doskonała analiza współczesnych polskich mediów, szczególności komercyjnych. Może mediów w ogóle? Wildstein usiłuje tą powieścią rozwikłać pewną zagadkę, jak człowiek, broniący wartości, Arski jako uczeń liceum i student filozofii i socjologii jest bardzo mocno zaangażowany w walkę „Solidarności” z komunizmem, przekształca się w zawodowego manipulatora, cynicznego sukinsyna. Młody pełen entuzjazmu działacz „Solidarności”, pragnący poszukiwać mądrości, staje się stopniowo ludzkim potworem. Dlaczego zostaje tak łatwo wessany w świat mediów, dlaczego zdradza swoje ideały, dlaczego bezwolnie poddaje się i akceptuje proces polskiej transformacji po 1989 roku, który polegał na zblatowaniu części elit solidarnościowych z komunistami, po 1989 roku „demokratami”? Odpowiedź nie jest prosta.
Pewnym punktem odniesienia dla „Domu wybranych” Wildsteina może być, jak trafnie zauważył prof. Włodzimierz Bolecki, „Pożegnanie jesieni” Witkacego. Powieść ta, przerażająco współczesna, mówi, co dzieje się z intelektualistą, gdy traci wiarę w wartości bezwarunkowe, pod wpływem rewolucji, która oferuje mu istotną rolę do odegrania. Rewolucji, która niszczy wszystko, by wszystko stworzyć na nowo. Rewolucją, z którą mierzył się Witkacy, była rewolucja bolszewicka. Widział ją z bliska. Wildstein mierzy się z jest następstwem, aczkolwiek tu poczynię uwagę, że te następstwa nie są automatyczne, jakoby rewolucja bolszewicka była prostą prefiguracją rewolucji kontrkulturowej. A może jednak była? Ta druga rewolucja miała i ma bo trwa, przede wszystkim wymiar kulturowy i przeprowadzają ją media, które Wildstein również widzi z bliska i doskonale zna. Ale gdy uruchamiamy plan metafizyczny, a czyni to Wildstein, zaczynamy rozumieć głębsze psychiczno-duchowe mechanizmy, jakie każde rewolucyjne poruszenie wywołuje. Wildstein podobnie jak Witkacy, ukazuje tę degradację na wielu płaszczyznach. Widzialny, spektakularny sukces w tym świecie oznacza stopniową niewidzialną degradację. Ta wielopłaszczyznowość dotyczy tego, co duchowe czyli stopniową utratę horyzontu metafizycznego, która była udziałem młodego Arskiego, po oddanie się bohaterów tego „nowoczesnego, postępowego świata” we władzę perwersyjnych praktyk seksualnych czy czerpania satysfakcji z poniżania innych. Rzeczywistość mediów, zwłaszcza komercyjnych, i tu użyję dla przedstawicieli lewactwa archaicznej formuły, to przedsionek piekła.
Piekło nie oznacza bynajmniej miejsca, ale bezduszna chłodna architektura, w której mieszczą koncerny medialne, wiele mówi jednak o jego użytkownikach. Piekło oznacza, to co dzieje się z ludźmi i w ludziach, opanowanych manią władzy i odgrywania roli pod wpływem piekielnego wiru, który „programuje” tajemniczy, wielki guru intelektualny epoki, myśliciel o formacie światowym, tajemniczy Samuel Brak.
Kim jest Samuel Brak? Mefisto? Bies? Nie wiadomo. Wiadomo tylko tyle, że jego rodzice to byli dyplomaci z PRL-u, którzy w III RP weszli w biznes. Bardzo bogaci. Normalka jak mówi Bruno Brak, syn giganta myśli, który go spłodził, łożył pieniądze, ale nie wychowywał, bo nie lubił dzieci, gdyż uniemożliwiały samorealizację. Zatem syn, postać tragiczna, nie lubił a może wręcz nienawidził ojca, choć gdy trzeba, z jego protekcji korzystał. Może on zabił ojca? Nie będę zdradzał szczegółów.
Zniknięcie przyjaciela Arskiego Samuela Braka, bo wokół zagadki tego zniknięcia oscyluje fabuła, czyni z powieści thriller, który czyta się jednym tchem. Samuel Brak od czasów studiów jest przyjacielem mentorem Arskiego, mentorem i „przyjacielem” tak skutecznym, że bierze w posiadanie duszę Arskiego, a ten nie bez oporów i sentymentalnego przeżytku, jakim w tym świecie są wyrzuty sumienia, tej czystej, szlachetnej duszy onegdaj, powoli się pozbywa. Ale Samuel Brak jest postacią, która może imponować. Ma coś ze Stawrogina z „Biesów” Dostojewskiego. Czysta negacja. Brak „uwodzi” swoje ofiary, roztacza aurę, uzależnia duchowo i psychicznie. Wildstein zdradza wielką maestrię w ukazywaniu subtelnych stanów psychologicznych, które warunkują taką „przyjaźń” i wszelkie „przyjaźnie” w tym świecie, który w rzeczywistości jest miejscem „wojny wszystkich ze wszystkimi”. Tej wojnie towarzyszą uśmiechy na twarzy, deklaracje o wiecznej przyjaźni, patetyczne gadanie. Gra pozorów za którą kryje się nihilizm. Ta gra pozorów to nie jest tylko kabotynizm wyższego rzędu. To coś więcej. Samobójstwa, alkoholizm, seksoholizm, narkomania, zdrada i oczywiście kokaina jako trendy, to skrzętnie ukrywane konsekwencje uczestnictwa w tym wirze-sabacie. System czyli Lewiatan, wypluwa swoich funkcjonariuszy, gdy naruszą reguły gry. Władcy tego systemu są ledwie zarysowani. W domyśle to nomenklatura, czyli „arystokracja” III RP. Ale jej władztwo nie było by możliwe i tak skuteczne gdyby nie demoniczny Brak i jego inteligentne narzędzie, zdeprawowany Arski.
Witkacy piszący swą powieść „Pożegnanie jesieni” na początku lat dwudziestych ubiegłego wieku, w cieniu rewolucji sowieckiej, zaczął ją pytaniem, w którym pobrzmiewa jeszcze zdziwienie: „O, jakże dziwne formy może przybrać szaleństwo ludzi zdrowych”. U Wildsteina tego zdziwienia już nie ma. Jest próba realistycznego opisu widzialnego, aby przez to ukazać, to co niewidzialne, w tym wypadku chodzi o straszne ciemne moce.
Starzejąca gwiazda dziennikarka Molka pogrąża się odmętach szaleństwa. Szaleństwo, które wpływa na całe generacje, a impuls rewolucyjny ciągle implantowany w kulturę, musi trwale degradować tysiące ludzi. Teraz chodzi o wolność, która jest definiowana jako rewolucyjna wola poddania się władzy rozkoszy. To już zresztą było przerabiane w pierwszej fazie rewolucji bolszewickiej. Ale siła oddziaływania mediów wcale nie oznacza to, że taki jest cały świat. Pozycja pisarza, obserwatora z wewnątrz i zewnątrz tego świata, tego właśnie dowodzi. Bronisław Wildstein jest moralistą nie będąc nim. Jak Samuel Brak uwodzi czytelnika, bo jest pisarzem, artystą. Uwodzi, ale w kierunku przeciwnym niż Brak. Jaki to kierunek? Na to pytanie czytelnik już sam musi sobie odpowiedzieć.
Na koniec tego tekstu przywołam przenikliwe i prorocze słowa pewnego myśliciela, które zagrzmiały niczym akordy V Symfonii Beethovena, podczas lektury tej pięknej książki w jasności opisu i strasznej ze względu na efekt, książki która jest podrożą do kresu, do sfery nihilistycznej. „Żyjemy bowiem w epoce straszliwej, jakiej nie znała dotąd historia ludzkości, a tak zamaskowanej pewnymi ideami, że człowiek dzisiejszy nie zna siebie, w kłamstwie się rodzi, żyje i umiera i nie zna głębi swojego upadku”. To są słowa, które można przypisać myślicielowi religijnemu. Pascalowi? Szestowowi? Nie. To są słowa Witkacego. Jeden z morałów jaki płynie z powieści Wildsteina jest ten, że ci, którzy nie znają głębi swego upadku, albo znają i ekscytują się nim i raźno pracują nad jego pogłębieniem, ustalają reguły gry. A w powieści możemy rozpoznać realne medialne gwiazdy, które tym wirem kręcą. Ten sabat trwa. Zawsze będzie trwał Ale to nie jest i nigdy nie będzie cały świat. Samuel Brak zawsze spotka swoją antytezę w postaci pisarza Wildsteina. I to na tym łez padole pozwala na umiarkowany optymizm.
Bronisław Wildstein: „Dom wybranych” Wydawnictwo Zysk i S-KA, Poznań 2016
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/314730-o-nowej-powiesci-bronislawa-wildsteina-to-ksiazka-o-mediach-i-korupcji-moralnej-intelektualisty