„Historia Marii” to przykład jak robi się idealne kino chrześcijańskie. Bez zbędnego patosu, łopatologii i ckliwości Jean-Pierre Améris opowiada chwytającą za serce historię głuchej i niewidomej od urodzenia Marie Heurtin, żyjącej we Francji pod koniec XIX wieku. Jej przypadek stał się głośny dzięki francuskiemu profesorowi Louisowi Arnouldowi, który w 1910 roku opublikował obszerne studium na jej temat. Siłą rzeczy jej historia ma w sobie potężną dawkę melodramatyzmu. Jej nieumiejętne filmowe rozegranie mogłoby się fatalnie skończyć dla wymowy takiej historii. W tym filmie wszystko jest na swoim miejscu. To wyważony film z subtelnym scenariuszem i reżyserią oraz kapitalnymi głównymi rolami Isabelle Carré i niesłyszącą (sic!) debiutantką Arianę Rivoire.
Nie ma wiele przesady w porównaniu filmu Amérisa do słynnego „Dzikiego dziecka” François Truffaut. Tam mieliśmy apologię racjonalizmu. W „Historii Marii” zwycięża siła wiary i chrześcijańskiego miłosierdzia. Oba filmy łączy jednak wątek człowieczeństwa w jego najwyższym wymiarze. O tym opowiadał też przecież Artur Penn w „Cudotwórczyni”, który opowiadał o głuchoniemej dziewczynce wyrwanej z ciemności przez opiekunkę. Heurtin doświadczyła tego samego z rąk zakonnicy.
Takie filmy są bardzo potrzebne w czasach demonizowania Kościoła katolickiego i zapominania o codziennej, żmudnej i mozolnej pracy zakonnic, kapłanów i misjonarzy z osobami potrzebującymi elementarnej pomocy. Jest w tym filmie katolicka symbolika. Ukryta jest jednak w półcieniu. Pulsuje podskórnie zamiast przytłaczać dosłownością. Chrześcijański wymiar filmu wyraża się przez spojrzenie na pełne poświęcenia życie zakonnic. Tak wygląda właśnie codzienna praca sług Chrystusa. „Historia Marii” przypomina o wielkości ich dzieła. Najistotniejsze jest to, że twórcy tego dzieła uniknęli ckliwości protestanckich christian movies. To nie tylko historia nawiązywania więzi i zaufania, ale również filozoficzny traktat o świadomości osoby pozbawionej najważniejszych dla egzystencji zmysłów.
Jednocześnie filozoficzne zacięcie tego filmu nie przesłania jego prostoty. Każde z poważnych pytań stawiamy sobie oglądając najprostsze czynności bohaterów. Chorująca na gruźlicę, stojąca jedną nogą nad grobem zakonnica musi przebić się przez mur dzielący jej podopieczną od świata. Marie musi zaś dać się porwać nieznanemu światu. Dajcie się porwać temu światu. Szczególnie, że nie jest wam obcy. Ale może jest zapomniany przez codzienność, jaka nas wszystkich otacza? „Historia Marii” to przepiękny film o miłosierdziu i istocie człowieczeństwa. Nieoderwanego od miłości Chrystusa.
5,5/6
„Historia Marii”, reż: Jean-Pierre Améris, dystr: Kondrad Media
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/312636-historia-marii-cos-wiecej-niz-kino-misyjne-to-film-o-istocie-czlowieczenstwa-recenzja
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.