Przed blisko 12 laty w tekście „Psucie literackiego Nobla” m.in. pisałem (Rzeczpospolita, nr 5, z 7 stycznia 2005): (…) Noblista Bob Dylan? Zastanowienie wśród czytającej publiczności budzi fakt, że kolejne werdykty ostatnich lat rodzą najczęściej konfuzję. „Jak to – mówią ludzie – staramy się być trendy, śledzimy światowe wydarzenia literackie, ale wiadomość o Kertészu czy Jelinek kompletnie nas zaskakuje”. I nie są to głosy wyłącznie konsumentów literatury, lecz także znacznej części profesjonalistów: literaturoznawców, krytyków, recenzentów. „Być może – odpowie jakiś obrońca szwedzkich jurorów – akademikom idzie o wypromowanie przedstawicieli lokalnych, narodowych literatur na szersze międzynarodowe wody”.
Ale to nieprawda. Ani Imre Kertész (2002) na Węgrzech, ani Jelinek w Austrii nie są uznawani za postaci ważne dla literatur tamtych krajów. Nie są też wcale specjalnie czytani. Oboje natomiast odnoszą pewne sukcesy w Niemczech. Dlaczego? Czy decyduje o tym aktywność Reicha-Ranickiego? Czy raczej fakt, że oboje chłoszczą za różne mniej czy bardziej mniemane przewiny wojenne Węgrów (Kertész) i Austriaków (Jelinek), dostarczając Niemcom tak pożądanego moralnego alibi?
W spekulacjach prasowych dotyczących już przyszłorocznego laureata znajduję jeszcze dziwniejszą kandydaturę: jakiś profesor z amerykańskiego uniwersytetu zamierza do Nobla 2005 zgłosić Boba Dylana. Owszem, „Mr. Tambourine Man”, „Like a Rolling Stone” czy „I Want You” to świetne piosenki, a album „Blonde on Blonde” robił na mnie przed laty wielkie wrażenie, nie widzę jednak w Dylanie materiału na noblistę w dziedzinie literatury. Granice między dziedzinami aktywności w kulturze oraz jej różnymi „piętrami” pozostają jeszcze dostatecznie wyraźne. (…)
Podtrzymuję tę opinię i dziś – po decyzji szwedzkich akademików – choć wiem przecież, że amerykański bard ma na swoim koncie tak intrygujące dokonania jak np. „Dignity”, „Gotta Serve Somebody” czy „All Along the Watchtower”. A niektóre jego teksty, z wyraźnymi odwołaniami do symboliki i problematyki biblijnej – takie jak choćby „Precious Angel”, „Changing the Gards” czy „Every Grain of Sand”– śmiało można uznać za wypowiedzi bliskie refleksji religijnej, moralnej czy nawet nieortodoksyjnie konfesyjnej.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Przed blisko 12 laty w tekście „Psucie literackiego Nobla” m.in. pisałem (Rzeczpospolita, nr 5, z 7 stycznia 2005): (…) Noblista Bob Dylan? Zastanowienie wśród czytającej publiczności budzi fakt, że kolejne werdykty ostatnich lat rodzą najczęściej konfuzję. „Jak to – mówią ludzie – staramy się być trendy, śledzimy światowe wydarzenia literackie, ale wiadomość o Kertészu czy Jelinek kompletnie nas zaskakuje”. I nie są to głosy wyłącznie konsumentów literatury, lecz także znacznej części profesjonalistów: literaturoznawców, krytyków, recenzentów. „Być może – odpowie jakiś obrońca szwedzkich jurorów – akademikom idzie o wypromowanie przedstawicieli lokalnych, narodowych literatur na szersze międzynarodowe wody”.
Ale to nieprawda. Ani Imre Kertész (2002) na Węgrzech, ani Jelinek w Austrii nie są uznawani za postaci ważne dla literatur tamtych krajów. Nie są też wcale specjalnie czytani. Oboje natomiast odnoszą pewne sukcesy w Niemczech. Dlaczego? Czy decyduje o tym aktywność Reicha-Ranickiego? Czy raczej fakt, że oboje chłoszczą za różne mniej czy bardziej mniemane przewiny wojenne Węgrów (Kertész) i Austriaków (Jelinek), dostarczając Niemcom tak pożądanego moralnego alibi?
W spekulacjach prasowych dotyczących już przyszłorocznego laureata znajduję jeszcze dziwniejszą kandydaturę: jakiś profesor z amerykańskiego uniwersytetu zamierza do Nobla 2005 zgłosić Boba Dylana. Owszem, „Mr. Tambourine Man”, „Like a Rolling Stone” czy „I Want You” to świetne piosenki, a album „Blonde on Blonde” robił na mnie przed laty wielkie wrażenie, nie widzę jednak w Dylanie materiału na noblistę w dziedzinie literatury. Granice między dziedzinami aktywności w kulturze oraz jej różnymi „piętrami” pozostają jeszcze dostatecznie wyraźne. (…)
Podtrzymuję tę opinię i dziś – po decyzji szwedzkich akademików – choć wiem przecież, że amerykański bard ma na swoim koncie tak intrygujące dokonania jak np. „Dignity”, „Gotta Serve Somebody” czy „All Along the Watchtower”. A niektóre jego teksty, z wyraźnymi odwołaniami do symboliki i problematyki biblijnej – takie jak choćby „Precious Angel”, „Changing the Gards” czy „Every Grain of Sand”– śmiało można uznać za wypowiedzi bliskie refleksji religijnej, moralnej czy nawet nieortodoksyjnie konfesyjnej.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/311827-dylan-gora-nobel-dolem-dzisiejszy-werdykt-jest-dobra-wiadomoscia-dla-samego-dylana-ale-z-pewnoscia-zla-dla-rangi-szanowanej-kiedys-nagrody