Niektóre klasyczne historie muszą poczekać na techniczny rozwój kina, by odpowiednio wybrzmieć. Dokładnie tak jest w przypadku najnowszej wersji „Księgi dżungli”. Któż z nas nie zna dziejów wychowanego wśród dzikich zwierząt Mowgliego?
Jest to bajka tak klasyczna, że nie zamierzam jej tutaj streszczać. Naprawdę warto się kolejny raz zatopić w świat Rudyarda Kiplinga. Nie tylko ze względu na monstrualny budżet 175 mln dolarów, jaki wydano na zjawiskową wizję Jona Favreau. Choć tym razem zekranizowano tylko część opowiadań Kiplinga, to wyciągnięto z nich esencje ich przesłania. Nieczęsto się zdarza, by Hollywood temperował pokusę przykrycia morału klasycznej historii efektami specjalnymi. Tym razem się udało, choć przecież w filmie gra tylko jeden aktor — Neel Sethi!
Wszystkie zwierzęta, które towarzyszą Mowgliemu, wykreowano komputerowo techniką, którą wcześniej stosowali James Cameron w „Avatarze” i Ang Lee w „Życiu Pi”. Bohaterowie ożywają dzięki świetnemu dubbingowi (Żmijewski, Fronczewski, Dereszowska, Frycz, Peszek), ale osobowość każdej z postaci wybrzmiewa głównie dzięki solidnemu scenariuszowi. Tygrys naprawdę jest przerażającym psychopatą, miś ujmującym wałkoniem wyjętym niemal z klasyku Felliniego, pantera zaś kipi odwagą i mądrością.
Widać też w każdej scenie pewną rękę reżysera. Favreau ma na swoim koncie obok takich superprodukcji jak „Iron Man” skromną i subtelną komedię „Szef”. Wie więc, jak nie zgubić w bogatej formie istoty treści filmu. Miesza kino akcji z paradokumentalną stylistyką „trzęsącej się kamery”, ironiczną komedią i delikatnym dreszczowcem, który powodował, że mój siedmioletni synek momentami zakrywał oczy, a ja czułem frajdę z dziecięcych seansów największych arcydzieł Disneya. Istotne jest też to, że Favreau idzie pod prąd ostatnim rewizjonistycznym trendom Disneya, który chętnie odwraca znaczenia swoich najsłynniejszych bajek. Ta ekranizacja jest bardzo konserwatywna i jednocześnie olśniewająca wizualnie. Zastosowano w niej wszystkie najnowsze wynalazki kinematografii, które wgniatają widza w fotel, ale nie powodują uczucia przesytu, co jest nagminne w dzisiejszych wysokobudżetowych produkcjach.
„Księga dżungli” w swoim gatunku jest perełką, którą z pewnością obejrzę jeszcze wiele razy. Choć mam wielki szacunek dla polskiej ekipy aktorskiej, po seansie w kinie nie mogłem się doczekać, by zobaczyć i usłyszeć w rolach Billa Murraya, Scarlett Johansson, Christophera Walkena, Idrisa Elbę czy Bena Kingsleya. Skoro polska wersja jest tak dobra, to jak musi brzmieć oryginał? Teraz możecie to sprawdzić na DVD i Blue-ray. Z tej dżungli naprawdę nie chce się wracać do realnego świata ludzi. W końcu rozumiemy Mowgliego!
6/6
Łukasz Adamski
„Księga dżungli”, reż. Jon Favreau, dystr. Galapagos
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/308664-ksiega-dzungli-madra-i-wizualnie-zapierajaca-dech-w-piersiach-ekranizacja-dvd
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.