Zespołów heavymetalowych w Polsce wielu nie ma. Nie liczę tutaj starych wyjadaczy takich jak Turbo, chodzi mi o młodą albo przynajmniej średnią gwardię. Zresztą od lat 90. polskie podziemie stoi ekstremalnymi gatunkami grania: death i black metalem, oraz grindcore’em. Heavy metalu jest niewiele i sam zastanawiam się, gdzie leży przyczyna. Był Miecz Wikinga, był Witchking, jakoś sobie radzi Night Mistress (ostatnio w żenującym biesiadnym wcieleniu Nocnego Kochanka), natomiast poza tym cisza. Fani takiego grania mogą jednak zwrócić głowy w kierunku Divine Weep, zespołu, który również na scenie tuła się od… dwudziestu lat! Z początku panowie grali black metal, ale od dłuższego czasu zajmują się o wiele bardziej melodyjnym i mniej kontrowersyjnym rzemiosłem, jakim jest klasyczny heavy metal.
Zespół przyznaje się do inspiracji kapelami takimi jak Iron Maiden i Helloween, co doskonale słychać w muzyce, którą gra. Ich drugi, a pierwszy wydany oficjalnie, album zawiera dziesięć utworów – powiem to jeszcze raz – klasycznego do bólu heavy metalu, w którym bardziej niż ciężar kompozycji liczą się melodia oraz chwytliwość. I to udało się osiągnąć. Przyznam szczerze, bałem się kontaktu z tym albumem z kilku powodów. Po pierwsze, z powodu przaśności takiej stylistyki, szczególnie w polskim wykonaniu. Po drugie, obawiałem się grania w stylu Stratovariusa czy Sonaty Arctiki – przesłodzonego melodiami niczym z disco polo. A że w heavy metalu przegięcia stylistyczne zdarzają się dość często, byłem czujny. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca. Nie ma tutaj smoków, granych z prędkością światła solówek, klawiszy udających orkiestrę symfoniczną. Odetchnąłem z ulgą. Divine Weep mogą za to kojarzyć się z wczesnym Hammerfall (okolice debiutu), czy Nocturnal Rites – szwedzkimi zespołami, które rozpoczęły pod koniec lat 90. renesans klasycznego metalu. Zwłaszcza często słyszę tutaj pewne nawiązania do tej drugiej, mniej znanej od Hammerfall, grupy, ale zdecydowanie ciekawszej.
Cieszy również fakt, że na „Tears of the Ages” muzyka nie uległa niepotrzebnym zmiękczeniom. Natomiast pamiętajmy, że takie granie z definicji nie jest ani ekstremalne, ani brzydkie. To przede wszystkim hymniczne melodie, śpiewane falsetem, do wtóru dynamicznych gitarowych riffów i dość żwawej perkusji. Z drugiej strony te melodie są na tyle ciekawe, aby chcieć obcować z nimi nie tylko jeden raz. Gitary brzmią bardzo melodyjnie, ale miejscami potrafią odezwać się nieco drapieżniej, zwłaszcza w początkowych fazach piosenek. Pomyślano również o tym, aby w niektórych fragmentach odejść od typowej zwrotkowo-refrenowej struktury utworów. Udało się to chociażby w „Imperious Blade” czy w nagraniu tytułowym. Z kolei „Never Ending Path” ma w sobie coś z amerykańskiego hard rocka i kojarzy się z latami 80. Byłby dobrym tłem dla jakiegoś kina akcji klasy B, które osobiście uwielbiam. Również nie wszystkie kawałki to krótkie heavymetalowe piosenki. W „Age of the Immortal” panowie postanowili sobie pokombinować, rozbudowując jej strukturę, co zaowocowało dłuższym czasem trwania.
Album białostoczan z Divine Weep uznaję więc za udany i ciekawy jestem dalszych osiągnięć kapeli.Zdaję sobie jednak sprawę, że zespół porusza się w stylistyce do cna wyeksploatowanej i w związku z tym może narazić się na zarzuty o brak oryginalności. Oprócz tej ostatniej, na szczęście ważne są również zaangażowanie i umiejętność pisania dobrych piosenek. I chociaż „Tears of the Ages” niczego nie odkrywa, nie burzy i nie rewolucjonizuje, zawiera na tyle atrakcyjną muzykę, że chce się jej słuchać.
4/6
Divine Weep, Tears of the Ages, Stormspell Records 2016.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/308649-heavy-metal-taki-jaki-powinien-byc-drugi-album-divine-weep
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.