"Kosmos" Żuławskiego. "Dziś na obiad była potrawka z kury". Recenzja

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
„Kosmos”, reż. Andrzej  Żuławski, dystr. Bomba Film
„Kosmos”, reż. Andrzej Żuławski, dystr. Bomba Film

Ja też nie zrozumiałem i dlatego zrobiłem film” — mówił o „Kosmosie” Gombrowicza Andrzej Żuławski. Gdy Jerzy Skolimowski i Jan Jakub Kolski wyłożyli się na ekranizacjach Gombrowicza, uznano, że robienie filmów opartych na jego prozie jest niemożliwe. Autor „Opętania” bezczelnie obalił ten mit. A potem umarł, nie doczekawszy polskiej premiery. Paskudna ironia losu, bowiem enfant terrible polskiego kina zrobił najlepszy film w swojej niezwykłej karierze.

Gombrowicz w ujęciu Żuławskiego szokuje, drażni i pewnie trafi do serc nielicznych widzów. Czego innego można się jednak spodziewać po mieszance światów dwóch tak niezwykłych, niepokornych artystów? Możliwe, że tylko nadekspresyjne, histeryczne, przerysowane kino Żuławskiego jest jedynym kluczem do filmowego ujęcia „kosmosu” pisarza. Reżyser przeniósł akcję z przedwojennego Zakopanego do współczesnej Portugalii, co było znakomitym pomysłem. Okazało się bowiem, że Gombrowicz wystukiwany na najnowocześniejszym laptopie nie ustępuje temu z maszyny do pisania.

Do malowniczo położonego pensjonatu przyjeżdża dwóch przyjaciół. Witold (grający na nucie młodego Vincenta Cassela Jonathan Genêt) i Fuchs (Johan Libéreau). Witold to niespełniony pisarz próbujący stworzyć nowe dzieło. Dodajmy, że dzieło pisane na bieżąco wraz z rozwojem akcji. A tej, jak przystało na  Gombrowiczowskie szaleństwo, streścić się nie da. Temu światu można wyłącznie dać się porwać. Płynąć na jego fali, pozwalając się poniewierać zuchwałemu wizjonerstwu Żuławskiego. „Kosmos” łączy się w pewnym stopniu z „11 minutami” innego przedstawiciela polskiej Nowej Fali — Jerzego Skolimowskiego. Oba filmy to traktaty o znakach, których nie rozumiemy albo nie dostrzegamy. Przybywający do pensjonatu Witold odnajduje powieszonego na drucie gołębia. To tylko pierwszy znak, który rozpocznie destrukcję i jednocześnie konsolidację życiowej układanki. Rozłożona jest ona na kilka typowych dla histerycznego świata Żuławskiego postaci, budujących i burzących mikrokosmos podczas kulinarnych biesiad. Leon Wojtys (Jean-François Balmer) jest niemogącym znaleźć się wśród „maluczkich” intelektualistą kabotynem. Symbolizuje nihilizm samego Żuławskiego. Jego rozdygotana emocjonalnie i psychicznie żona (Sabine Azéma) próbuje spiąć rodzinę w całość. Do czasu aż traci swojego ukochanego kota, powieszonego niczym gołąb z początkowej sceny. Kto w domu zabija wszystkie zwierzęta?

Witold niczym bohater „Teorematu” Pasoliniego chciałby odmienić dom, do którego trafił. Zakochuje się w zmysłowej Lenie (Victória Guerra). Pragnie, by fruwała jak postać od Pasoliniego. Zamiast miłości zastaje jednak coś innego. „Miłość jednoczy się tutaj przez śmierć” — mówi reżyser życiowego spektaklu. Ważną postacią tego świata jest pokojówka ze zdeformowanymi ustami (Clémentine Pons). Tylko ona z całego domu ma niezdeformowaną duszę. Tylko dzięki niej można mówić, że nihilizm ostatecznie w tym świecie nie triumfuje. Choć przecież kryminalny wątek u Gombrowicza zostaje zastąpiony rozbrajającym cytatem: „Dziś na obiad była potrawka z kury”.

Nic innego nie ma znaczenia. Absurdalna intryga „Kosmosu” nie pasuje nawet do tezy o nieporządku rządzącym światem. Wyskakujący jak deus ex machina katolicki ksiądz zostaje sprowadzony do karykatury snującej się w mglistym lesie. Jego wynurzenia są warte tyle, ile ser camembert pływający we francuskiej musztardzie, którym duchowny się objada.

Smutny nihilista Żuławski dowodzi, że poza drobnymi przyjemnościami nic nie pozostaje. A miłość? Finał filmu jest pokazany dwutorowo. Los Witolda z Leną u boku nie różni się od samotnej wędrówki. Żuławski nie bawi się jednak w filozofa. Na napisach końcowych widzimy sceny z planu, które uświadamiają nam, że oglądaliśmy nie prawdziwe życie, ale zwykły film. A może Żuławski kieruje symbolicznie kamerę na siebie, mówiąc nam, że to autobiograficzne dzieło? Możliwe, ale przecież nie możemy zapominać, że „Dziś na obiad była potrawka z kury”.

„Kosmos”, reż. Andrzej Żuławski, dystr. Bomba Film

Autor

Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych