„Spotlight” dosyć niespodziewanie zdobył Oscara za najlepszy film roku. Ten triumf jednocześnie zaniepokoił wielu katolików. Film Toma McCarthiego to bowiem z jednej strony obraz początku największej afery w historii Kościoła katolickiego, która tak mocno przetrąciła kręgosłup katolikom, ale też hołd złożony dziennikarstwu, które już praktycznie nie istnieje.
Antykatolicki film? W Watykanie uspokajają
„Spotlight” opowiada o ujawnieniu przez „The Boston Globe” w 2002 roku afery pedofilskiej w archidiecezji bostońskiej. Seria artykułów, za które dziennikarze trzymali potem Pulitzera spowodowała lawinę, którą przerwała dopiero polityka „zero tolerancji” Benedykta XVI. Odszkodowania z samych procesów przeciwko księżom pedofilom wyniosły ponad 2 miliardy (sic!) dolarów. Kardynał Bernard Law, któremu zarzucono tuszowanie sprawy, został ostatecznie odwołany z funkcji arcybiskupa Bostonu.
Pierwsi katoliccy osadnicy w pierwotnych trzynastu północnoamerykańskich koloniach wylądowali na wyspie św. Klemensa na rzece Potomak, na południe od dzisiejszego Waszyngtonu 25 marca 1634 roku. W ciągu następnych 368 lat Kościół katolicki w Stanach Zjednoczonych nigdy nie doświadczył czegoś takiego jak pierwsze sześć miesięcy 2002 roku.
-pisał w doskonałej książce „Odwaga bycia katolikiem” opisującej aferę wybitny katolicki pisarz George Weigel. Dziś Watykan wypracował szeroką strategie walki z pedofilią. Pontyfikaty Benedykta XVI-go i obecny Franciszka w tej kwestii są niezłomne. Jednak już 2 miesiące po publikacji pierwszych artykułów „The Boston Globe” Jan Paweł II wezwał do siebie amerykańskich kardynałów i rozpoczął wewnętrzne wyjaśnianie sprawy.
Watykan przyjął ciepło film McCarthiego. „Wątek filmu „Spotlight”, który otrzymał Oscara, jest wciągający. I nie jest to film antykatolicki, jak zostało między innymi napisane, bowiem potrafi wyrazić przerażenie i głęboki ból wiernych wobec odkrycia tej straszliwej rzeczywistości” - pisał Lucetta Scaraffia na łamach watykańskiego dziennika „L`Osservatore Romano”. Jeszcze mocniej film zachwalał metropolita Malty abp Charles Scicluna. „Ten film powinni zobaczyć wszyscy biskupi i kardynałowie, zwłaszcza ci, którym powierzono pieczę o dusze, bo muszą zrozumieć, że Kościół ocali ujawnienie przestępstwa, a nie zmowa milczenia”- mówił po premierze. Scaraffia wytknęła filmowi, że nie przedstawia heroicznej walki z pedofilią w Kościele, podjętej przez Josepha Ratzingera - prefekta Kongregacji Nauki Wiary. Jednak zdaniem wpływowej publicystki nie rzutuje to na wymowie całego dzieła.
Oczywiście film jest już wykorzystywany w walce politycznej. Zupełnie niepotrzebnie histerycznie przesłanie filmu komentował nominowany do Oscara za swoją rolę Mark Ruffalo. Odbierający statuetkę McCarthy również zaapelował ze sceny do papieża Franciszka by ratował wiarę i Kościół. Lewicowe media natychmiast podchwyciły te słowa, uderzając nimi w Kościół. Choć po stronie katolickich komentatorów pojawiły się głosy, że ten apel filmowca świadczy o zaufaniu do instytucji i papieża. Już we wcześniejszych wywiadach wychowany przez Jezuitów McCarthy mówił o Kościele z pełnym szacunkiem, wspominając swoją głęboką przyjaźń z o. Bille Neenanem, rektorem Boston College. Na łamach jezuickiego America Magazine reżyser „Spotlight” mówił o swojej fascynacji papieżem Franciszkiem i jego polityką. Na ile te słowa były wyrazem szczerej troski o Kościół, a na ile wynikały z infantylizmu artystów, którzy zobaczyli we Franciszku liberalnego odnowiciela ( póki co Franciszek nie zmienia fundamentów nauki Kościoła), nie wiemy. Natomiast oceniając „Spotlight” trudno dojrzeć w nim agresywną katofobię. Gwiazda filmu Michael Keaton wyznał, że będzie bronił katolicyzmu, mimo potępienia czynów poszczególnych kapłanów. „Spotlight” to jednak nie film o pedofilii w Kościele, ale hołd złożony dziennikarstwu.
Dziennikarstwo, którego już nie ma
„Spotlight” w wyważony, spokojny i daleki od zacietrzewienia sposób pokazuje cały proces powstania przełomowych artykułów, które wstrząsnęły Kościołem tuż po zamachach 11/09. Znany z niezależnego kina McCarthy doskonale rysuje obraz Bostonu- najbardziej katolickiego miasta Ameryki, gdzie status hierarchów jest zupełnie inny niż w innych częściach tego protestanckiego kraju. Zmowa milczenia w sprawie molestowania nie była przypadłością tylko archidiecezji bostońskiej. Również dziennikarze, prawnicy, lokalne elity zamiatały sprawy pod dywan. Winowajcy byli przenoszeni z jednej parafii do drugiej. To właśnie przez takie działania kilka procent niegodziwców w sutannach położyło cień na całe dobro jakie płynie z działalności Kościoła katolickiego. Twórcy pokazują zresztą ból szczerze wierzących katolików, którzy z gazet dowiedzieli się o makabrycznym procederze, czy rozbicie duchowe bezobjawowych katolików z bostońskiej gazety.
McCarthy nie gorzej niż Alan J. Pakula we „Wszyscy ludzie prezydenta” rysuje obraz śledztwa dziennikarskiego wewnętrznej komórki bostońskiego dziennika. Jest przy tym niestety poprawny politycznie, podkreślając, że przypadki molestowania seksualnego wcale nie dotyczyły tylko księży homoseksualistów. Jednak według wyliczeń Weigela 99% przypadków molestowania miało podłoże homoseksualne. Tłumaczy to skalę ukrywania pedofilów w sutannach przez „lawendową mafię”- jak nazwał homoseksualne lobby w Watykanie ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. Infantylne jest też demonizowanie celibatu, tak jakby w wśród nauczycieli czy przedewszystkim gwiazd Hollywood pedofilia się nie zdarzała. Ba, w końcu chwalącego się pedofilskimi skłonnościami Klausa Kińskiego czci absoutnie cały artystyczny świat.
Choć brak w „Spotlight” atmosfery spiskowego kina lat 70-tych, ogląda się film jak rasowy dreszczowiec. A przecież jest to opowieść o żmudnej pracy prasowego dziennikarza, który większość czasu spędza w bibliotekach czy „całując klamki” zamykanych przed nosem drzwi. Cóż, tak było jeszcze do 2001 roku, gdy amerykańska prasa zaczęła oddawać prymat internetowi. Śledztwo „The Boston Globe” miało miejsce, gdy opłacało się pracować nad tematem kilkanaście miesięcy, zaś tabloidowość poważnych mediów nie była brana przez dziennikarzy pod uwagę nawet w najczarniejszych snach. Znamiennie wygląda w filmie górujący nad redakcją dziennika billboard z reklamą rodzącego się właśnie internetowego giganta AOL. Niesamowite, że nawet dla dziennikarza, który pisze tą recenzję, standardy pokazane w „Spotlight” jawią się jak opowieść z cyklu „dawno, dawno temu, w odległej galaktyce”.
Ten film robi wrażenie głównie dzięki kapitalnej obsadzie na czele z nominowanymi do Oscara Markiem Ruffalo i Rachel McAdams. Niestety znów skrzywdzony przez Akademię jest Michel Keaton czy znakomity Stanley Tucci, którzy stworzyli smakowite, zasługujące na Oscarowe nominacje drugoplanowe kreacje. Ciekawe, że naczelnego gazety, który dlatego, że jest osobą spoza Bostonu ma siłę by rozwalić miejscowy układ gra Liev Schreiber. Aktor wciela się w molestowanego w dzieciństwie przez bostońskich księży gangstera w niedocenionym w Polsce i piorunującym serialu „Ray Donovan”.
„Spotlight” jest kolejnym hollywoodzkim obrazem, który bez agresji, ideologicznego zacietrzewienia mocuje się z tematyką pedofili w Kościele. To ciekawe, że najbardziej jednowymiarowe ataki artystyczne na grzechy Kościoła w kwestii pedofili wychodzą z Europy, a nie protestanckiej Ameryki. Obok wymienionego wyżej serialu, w którym pokazano też jak Kościół próbuje pomóc ofiarom pedofilów, za oceanem powstała wybitna „Wątpliwość” z 2008, gdzie mogliśmy przekonać się jaki dramat spotyka duchownego niesłusznie oskarżonego o zbrodnie wobec dzieci, ale też przebiegłość pedofilów usypiających czujność swoich braci i siostry w wierze.
„Spotlight” tak wielowymiarowy i głęboki nie jest. Stanowi jednak przykład solidnego i obiektywnego filmu w starym amerykańskim stylu. Warto go obejrzeć bez uprzedzeń by zobaczyć jak bardzo Kościołowi zaszkodzili ci, którzy zapomnieli, że tylko prawda wyzwala. I tylko ona jest ciekawa.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/295695-spotlight-juz-na-dvd-czy-jest-to-film-antykatolicki