Pociąg do ciemności. "Po Sarajewie, rodzinnym mieście reżysera Emira Kusturicy, niedawno zaczęła krążyć niewiarygodna historia"

Artykuł ukazał się we „Frondzie - miesięczniku Grzegorza Górnego”, nr 3/2015

Po Sarajewie, rodzinnym mieście reżysera Emira Kusturicy, niedawno zaczęła krążyć niewiarygodna historia. Według niej prawdziwy Kusturica zginął jako żołnierz w 1994 r., broniąc miasta przed serbskimi oddziałami, po czy tajne służby byłego serbskiego prezydenta Slobodana Miloševica podstawiły na jego miejsce sobowtóra, który od tamtej pory zaczął się wypowiadać przeciwko Sarajewu i Bośniakom.

Tę historię opowiedział niedawno w bośniackiej telewizji Abdulah Sidran, scenarzysta dwóch pierwszych filmów Kusturicy („Czy pamiętasz Dolly Bell?” i „Ojciec w podróży służbowej”). Sugerował nawet, że ciało „prawdziwego” Kusturicy (on wie, gdzie jest jego grób) należałoby przenieść do Sarajewa i wznieść mu pomnik.

Kochany lub znienawidzony

Sidran najprawdopodobniej popisywał się specyficznym sarajewskim poczuciem humoru, które nie opuszczało mieszkańców miasta nawet w najcięższych dniach serbskiego oblężenia, i zapewne sam nie wierzy w to, co mówi. Rozpowszechniana przez niego legenda dobrze ilustruje jednak przepaść, którą stworzyła między Kusturicą a mieszkańcami jego miasta, wojna w Bośni i Hercegowinie. W samym Sarajewie reżyser ma bowiem opinię „zdrajcy” rodzinnego miasta oraz narodu bośniackiego, do których — jak zarzucają mu krytycy — odwrócił się plecami w najtrudniejszych chwilach i stanął po stronie zbrodniarzy. Sam artysta twierdzi z kolei, że nikogo nie zdradził, tylko pozostał wierny sobie i swoim jugosłowiańskim przekonaniom. Ci, którzy go niesprawiedliwie oskarżają o zdradę — mówi reżyser — nie mogą mu wybaczyć, iż nie poparł idei, w które oni sami wierzyli, a on nie wierzył. Kusturica i dziś przekonuje, że wszystkie przestępstwa jasno osądził, ale — jak przyznał w jednym z wywiadów — nie chciał się zgodzić z tezą, jakoby największym zbrodniarzem wojennym w byłej Jugosławii był Slobodan Milošević. Może to brzmi jak slogan, ale dziś na terenie byłej Jugosławii Kusturicę albo się kocha, albo nienawidzi. W dyskusjach na jego temat już od dłuższego czasu częściej komentuje się jego poglądy polityczne i aktywność pozazawodową, a coraz mniej jego twórczość. Ostatnim filmem, który przyniósł mu rozgłos, był „Underground” z 1995 r. Choć jego dzieła ogląda coraz mniej widzów, to jednak Kusturica nie przestaje być osobą wywołującą kontrowersje. Krytycy filmowi zwracają uwagę, że robił to właściwie od początku swej kariery.

Gra z systemem

Zaczęła się ona od arcydzieła pt. „Czy pamiętasz Dolly Bell?” z 1981 r. Twórca w wyjątkowo poetycki sposób opisał w nim życie pewnej pracującej rodziny z Sarajewa, żyjącej na marginesie socjalistycznego społeczeństwa. Za ten wielowymiarowy film młody reżyser, który zaledwie kilka lat wcześniej zrobił dyplom na znanej Akademii Filmowej w Pradze, otrzymał Złote Lwy na festiwalu w Wenecji.

Był to wielki sukces artysty, urodzonego w 1954 r. w Sarajewie jako jedyny syn w rodzinie komunistycznego funkcjonariusza. Dla Jugosławii oznaczało to narodziny filmowej gwiazdy, która mogła reprezentować kraj na arenie międzynarodowej. Jak przyznaje sam Kusturica, reżyserem został dzięki interwencji ojca, który bał się, że syn może trafić w złe środowisko, a zajmowanie się filmem wydawało mu się czymś korzystnym. Młody Emir wychowywał się bowiem w robotniczej dzielnicy Gorice, otoczony ludźmi z marginesu. Dorastanie w takim środowisku miało na niego wpływ, stąd później często pokazywał cechy ulicznika, szczególnie gdy groził swoim krytykom pobiciem. Kolejny film przyniósł mu jeszcze większy sukces i Złotą Palmę w Cannes. „Ojciec w podróży służbowej” z 1985 r. to historia o czasach porachunków między jugosłowiańskimi komunistami, gdy Tito rozprawił się ze zwolennikami Stalina. Pozycja Kusturicy stawała się coraz silniejsza. Został profesorem w Akademii Sztuki Filmowej w Sarajewie. Był artystą cieszącym się wolnością robienia takich filmów, jakie chciał. Z jednej strony pochodzenie rodzinne sprawiało, że był uważany za pewnego ideologicznie, z drugiej zaś był na tyle utalentowany, że tolerowano jego „bezczelność ”.

Dzikie Psy

Koniec lat 80. niósł coraz większe napięcia w byłej Jugosławii. W tym czasie Kusturica kilkakrotnie wypowiadał się pozytywnie o Slobodanie Miloševiciu — człowieku, który w tamtym czasie już zaczął wprawiać w ruch swą machinę wojenną. Senad Avdić, sarajewski dziennikarz, dobrze pamięta reżysera z tego czasu. „Kusturica nigdy nie krył swoich fascynacji »mocnymi ludźmi« i skłonnymi do przemocy osobowościami. Na nich budował swoją artystyczną poetykę. Popierał Miloševicia tylko dlatego, że ocenił, że jest on najsilniejszy. Sam mu to wytknąłem w jednym z moich artykułów, a może i prywatnie sugerując, że rycerskość wymaga stanięcia po stronie słabych, jak to możemy zobaczyć we wszystich ważnych filmach”, przypomina Avdić, który dziś twierdzi, że za ten komentarz został pobity przez człowieka opłaconego przez reżysera. Kiedy rozpoczęła się wojna w Bośni i Hercegowinie, a na Sarajewo spadły serbskie pociski, Kusturica mieszkał we Francji. W marcu 1992 r. napisał w „Le Monde” tekst o „dzikich psach, które ostrzeliwują jego miasto”, i wezwał Europę, aby przerwała eskalację przemocy. Niestety, w liście nie pokazał jasno, kim były „dzikie psy”, a główną winę za wybuch konfliktu zrzucił na siły europejskie, które chciały stworzyć „nowe państwa na Półwyspie Bałkańskim”. Tekst nie miał wielkiego odzewu wśród mieszkańców Sarajewa, którzy odnieśli wrażenie, iż reżyser nie zrobił dla swojego miasta wszystkiego, co mógł. Z czasem Kusturica coraz częściej zaczął się pojawiać w Belgradzie i zaprzyjaźnił się z tamtejszymi politykami. Tam też nakręcił w 1995 r.

„Underground”, który jest pewnego rodzaju autorskim pożegnaniem z komunistyczną Jugosławią. To historia o powstaniu i końcu tego państwa, w której — jak napisał jeden z krytyków — „wszyscy są postaciami negatywnymi oprócz Serbów”. W części film sfinansowała państwowa telewizja RTS, jeden z najsilniejszych oręży propagandowych w rękach Slobodana Miloševicia. Trzeba pamiętać, że był to rok, kiedy w całej Bośni wciąż trwała wojna, a w Srebrenicy w lipcu doszło do ludobójstwa na jeńcach bośniackich. Kusturica z filmem sfinansowanym przez reżim Miloševicia wygrał festiwal w Cannes, otrzymując za obraz Złotą Palmę. W swych wystąpieniach przedstawiał byłą Jugosławię jako pole walki, w którym pierwsze skrzypce gra Zachód, wykorzystując pragnienie niezależności małych narodów, takich jak Chorwacja czy Słowenia. W ten sposób reżyser uniewinniał politykę serbskiego przywódcy. Z tego czasu pochodziła też jego wypowiedź na temat ostrzału Sarajewa, według której „Milošević chciał tylko trochę wystraszyć Muzułmanów”.

A imię jego Nemanja

Francuski myśliciel Alain Finkelkraut napisał wtedy w „Le Monde”, że jury w Cannes nagrodziło film, który szerzy serbską propagandę, a z „ofiar czystek etnicznych robi nazistów”. Krytycy Kusturicy opisują ten okres jako czas, w którym reżyser upadł na samo dno. Czarnogórski pisarz Andrej Nikolaidis w jednym z artykułów nazwał go nawet „pomocnikiem diabła”. Kusturica skierował sprawę do sądu i otrzymał odszkodowanie. Można jednak znaleźć również intelektualistów, którzy po dziś dzień chwalą Kusturicę, jak mieszkający w Belgradzie, choć pochodzący z Bośni i Hercegowiny pisarz Muharem Bazdulj (jego powieść pt. „Koncert” została wydana także w Polsce). „Wszyscy wiemy, że telewizja RTS w latach 90. była ważnym orężem w rękach Miloševiciowej propagandy; co ważne, sama stacja przed rokiem za to przeprosiła. Ale czy możecie mi powiedzieć, dlaczego z całej ekipy, która pracowała przy filmie »Underground«, tylko Kusturica stał się wątpliwy moralnie? Dlaczego nikt nie ma problemu z Goranem Bregoviciem, który przecież napisał muzykę do tego obrazu? Jeśli użyjemy kryteriów, według których ocenimy Kusturicę jako kolaboranta z reżimem Miloševicia, to to samo można powiedzieć o większości dzisiejszych wielkich quasi-antynacjonalistów. Wszystkim życzę trochę więcej pryncypialności”, powiedział Bazdulj.

Po kilku dłuższych pobytach we Francji Kusturica w 2001 r. przeprowadził się na stałe do Serbii, dokąd wrócił — jak sam przyznał — na zaproszenie ówczesnego premiera Vojislava Koštunicy. W 2005 r. postanawił się ochrzcić w Serbskim Kościele Prawosławnym i przyjął imię Nemanja. Tłumaczył wtedy, że sprawdził korzenie swojej rodziny, która — jak się okazało — miała pochodzenie serbskie, lecz w pewnym momencie przeszła na islam i przyjęła narodowość bośniacką. Został prawosławnym — jak mówi — aby ułatwić swoim dzieciom przyszłość w środowisku, gdzie religijność i narodowość decydują o losie człowieka. W żadnej z jego wypowiedzi nie ma na oznak doświadczenia żywej wiary. Jest mowa jedynie o „powrocie do tradycji”, którą rozpoznał jako swoją i której wpływ można zobaczyć w jego filmach. Dziś mieszka w Serbii, w miejscowości Drvengrad, którą wybudował niegdyś na zboczach wzgórza Zlatibor na potrzeby filmu „Życie jest cudem”. Tam też postawił restaurację i hotel. Jego krytycy wytykają, że teren, na którym to wszystko powstało, jest częścią parku narodowego i zgodę na budowę musiał Kusturica otrzymać dzięki protekcji polityków. Niedawno reżyser rozpoczął w Bośni i Hercegowinie nowy projekt: wznoszenie turystycznego kompleksu poświęconego jugosłowiańskiemu laureatowi Nagrody Nobla — Ivo Andriciowi. Buduje go w Višegradzie, mieście, w którym rozgrywała się akcja najbardziej znanej powieści noblisty — „Most na Drinie”. Być może Kusturica jest zdeklarowanym antyglobalistą i buntownikiem, ale nie przeszkadza mu to zajmować się biznesem i latać po okolicy prywatnym helikopterem. Zaczął się też interesować muzyką, a nawet grać na gitarze w zespole No Smoking Orchestra, który jest umiejętnie opakowaną kombinacją muzyki bałkańskiej i cygańskiej oraz rock and rolla — czyli mieszanką, która obecnie dobrze się sprzedaje na rynku. O swojej kapeli nagrał nawet film pt. „Super 8 Stories”, zaś w piosence „Wanted Man” w pozytywny sposób ukazał Radovana Karadžicia — człowieka oskarżonego o zbrodnie wojenne, którego proces toczy się właśnie w Hadze. Odpowiadając krytykom, reżyser stwierdził, że robi to w celu poetyzacji postaci, które pozostają w konflikcie z prawem i że w ten sam artystyczny sposób interesuje go postać chorwackiego generała Ante Gotoviny (który do niedawna uciekał przed sprawiedliwością, ale w międzyczasie został uniewinniony od oskarżenia o zbrodnie wojenne).

Daleko od Sarajewa

Wydaje się, że do Sarajewa Kusturica już nie wróci. W odróżnieniu od Gorana Bregovicia, który w czasie wojny także żył w Paryżu i również nie okazywał wielkiego zainteresowania cierpieniem sąsiadów, ale był ostrożny w swoich ówczesnych wypowiedziach, dlatego dziś mógł powrócić do bośniackiej stolicy. Jak mówi Senad Avdić: „Minęło 25 lat, odkąd Kusturica wyjechał z Sarajewa. Dzieci, które się wtedy urodziły, nie mają prawie żadnego zdania o reżyserze jako byłym mieszkańcu Sarajewa. W pewien sposób wydaje mi się, że dzisiaj dla tego miasta mniej ważny jest sam Emir niż Sarajewo dla niego”.

Avdić uważa, że Kusturica niewątpliwie jest wielkim reżyserem, ale nie ma już więcej nic do powiedzenia i producenci nie chcą z nim pracować, bo nie wiadomo, kiedy rzuci zdjęcia na planie, żeby się sfotografować z jakimś politykiem lub pojechać na trasę z zespołem. Z kolei Muharem Bazdulj uważa, że Kusturica nadal jest jednym z najważniejszych twórców światowej kinematografii, czego świadectwem są ważne filmy, które nakręcił już po „Undergroundzie” — „Czarny kot, biały kot” (z 1998), „Życie jest cudem” (2004) czy „Obiecaj mi!” (2007). Jak mówi pisarz: „Niedawno ponownie je obejrzałem i mogę powiedzieć, że są jak wino, które potrzebuje czasu, aby nabrało smaku. Kiedy zniknie atmosfera złości na reżysera, łatwiej będzie zobaczyć jakość tych filmów”. Obsesja Kusturicy na punkcie „ciemnych typów”, o której mówi Senad Avdić i którą jasno widać w jego filmach, napompowanych agresywnymi bałkańskimi typami macho, wciąż trwa. Po tym, jak Władimir Putin zaanektował Krym, Kusturica poparł go otwarcie w serbskich mediach. Przywódca Rosji już od dłuższego czasu jest jego nowym bohaterem, czego dowodem był jego udział w inauguracji prezydenckiej w 2012 r. w Moskwie. Niegdyś jugosłowiański, a dziś serbski reżyser zwyczajnie lubi otoczenie tych, którzy mają władzę. „Czy byłoby inaczej, gdybym się nie spotkał z tymi ludźmi? Nie. I tak zostają tylko moje filmy”, powiedział przy jednej z okazji. Czy obrazy te zdołają przetrwać ludzkie, polityczne i intelektualne poplątanie swojego autora?

Tłum. Barbara Andrijanić

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych