Mądrzy ludzie mówią, że najlepiej innych oceniać po owocach, a nie po… audytach. I tak należy zrobić chcąc ocenić stan kultury w Polsce. Oczekiwania Polaków po ośmiu latach dominacji marksistów kulturowych w publicznych instytucjach były bardzo duże. Niestety, marnie kulturalnie to wszystko wygląda tej wiosny, która przecież powinna „być nasza”. Wiem trochę, jak jest z kulturą w naszym kraju, a całkiem dużo wiem, jak w małopolskim mieście Tarnowie.
Jednym z bardziej spektakularnych przejawów oporu społecznego wobec niszczenia polskiej tożsamości i poniewierania uczuć wierzących Polaków były protesty w galeriach sztuki, teatrach, a nawet kinach. Wszyscy pamiętamy, co całkiem niedawno działo się wokoło spektaklu „Golgota Picnic” w Poznaniu, czy przy okazji instalacji „Adoracja Chrystusa” w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Sporo szumu wywołał film Pasikowskiego „Pokłosie”, w swej wymowie antypolski, ale już zdecydowanie mniej mówiono o ekstremalnie wrogim naszej Ojczyźnie przedstawieniu „Nasza klasa” w warszawskim Teatrze Powszechnym. Dużo miejsca media poświeciły protestowi widzów w Starym Teatrze w Krakowie na spektaklu „Do Damaszku”, ale prawie nikt nie wiedział o podobnym proteście w Legnicy, gdzie w lokalnej galerii sztuki pokazano wystawę pokonkursową „Promocje”, pełną obrazoburstwa i wulgarności.
Naszym największym problemem jest właśnie to, co dzieje się poza jakże słusznymi tezami audytu, jaki przedstawił ostatnio w Sejmie wicepremier Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Poza tymi uogólnieniami i poza rogatkami stolicy, dodajmy. A tam, na prowincji, wrogowie Polski już się otrząsnęli po jesiennej porażce swego rządu i z optymizmem patrzą w przyszłość. Patrzą i… podkręcają dotychczasowe działania. W efekcie skutecznie kontynuują infekowanie społeczeństwa złem i bezguściem. W przywołanym na wstępie Tarnowie w ciągu ostatnich kilku miesięcy zdążona w tej materii zrobić więcej, niż przez parę ostatnich lat. W miejskim teatrze im. L. Solskiego już na początku stycznia miała miejsce premiera spektaklu „Kalkstein / Czarne słońce” w reż. Joanny Grabowieckiej. Abstrahując od standardowo brudnej estetycznie (wulgaryzmy, epatowanie nagością i seksualnością) oraz kiepskiej artystycznie formy tego widowiska, sednem jest tutaj dekonstrukcja polskości ubranej w kostium kuchennej dziewki, tak obrzydliwy, że ma to usprawiedliwiać draństwo tytułowego „bohatera”, donosiciel Gestapo, który doprowadził do aresztowania Grota-Roweckiego, a później współpracownika UB. Dodajmy, że dzieło to w znanym dorocznym podsumowaniu dziennika Rzeczpospolita zajęło trzecią lokatę w kategorii „Kity Roku”.
Tuż przed Wielkanocą w ten obrazoburczy trend wpisała się druga tarnowska instytucja kultury, czyli Biuro Wystaw Artystycznych. Wystawa Klementyny Stępniewskiej pt. „Kato” to klasyczny przykład upodmiotawiania się artysty poprzez atakowanie katolicyzmu i epatowanie przy tym wulgarną erotyką. W przypadku tej ekspozycji należy dopowiedzieć, że jej kuratorem / inspiratorem był klasyczny przedstawiciel lewicy tzw. kawiorowej, Krzysztof Pacewicz, syn znanego redaktora Gazety Wyborczej.
W tym samym czasie, a dokładnie w Niedzielę Palmową, już przywołany publiczny Teatr Solskiego poszedł jeszcze dalej, można by powiedzieć, że „po bandzie”. Spektakl „Z ziemi włoskiej do Polski” w reż. Jakuba Porcariego to modelowy materiał ilustrujący działania podpadające pod 137 Artykuł Kodeksu Karnego. Artystycznie spektakl jest równie niedoskonały, jak „Kalkstein…”, ale za to do bólu „odważny” w profanowaniu hymnu narodowego i godła państwa polskiego.
Zastanawiające jest przy tym to, że dzieje się to wszystko w mieście podobno konserwatywnym, o czym ma świadczyć tutejsze seminarium duchowne o największej liczbie kleryków w kraju i wybrana w ostatnich wyborach samorządowych rada miasta, w której bezwzględną większość ma Prawo i Sprawiedliwość.
Tomasz A. Żak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/293530-przegrywamy-wojne-o-polska-kulture