Zaczyna się od trzęsienia ziemi. A raczej rzygowin, które spadają na twarz Setha Rogena. Potem wymiotne napięcie tylko rośnie i jest przerywane progejowską i antyseksistowską agitką. Agitką bez polotu, jak każdy dowcip tego kuriozalnego filmu.
Pierwsza część opowieści o małżeństwie luzaków ( Seth Rogen, Rose Byrne), którzy walczą z sąsiedztwem bractwa studenckiego była czymś więcej niż kolejną, balansującą na granicy dobrego smaku komedią spod znaku duetu Goldberg/Rogen. Miał ten film w sobie całkiem zgrabnie poprowadzony wątek dojrzewania hipsterów jarających z lubością trawkę. Dojrzewania do rodzicielstwa, odpowiedzialności i poczucia, że rodzina w pewnym wieku nie jest niczym mniej ciekawym niż libertyńskie życie studenckie. Na swój sposób wzruszająca była postać przewodniczącego bractwa Teddy’ego ( Zac Efron), który pod maską wyglądającego jak grecki bóg „ciacha” okazał się być zakompleksionym i szukającym akceptacji młodzieńcem.
Druga odsłona filmu to już tylko wykastrowane z pomysłów odcinanie kuponów od poprzedniej części. Tuż obok wciąż wyluzowanych, i oczekujących drugiego dziecka, Maca i Kelly Radner wprowadza się kolejne bractwo. A raczej „siostrzeńctwo”, bowiem złożone jest z samych dziewczyn, które nie godzą się na bycie wyłącznie „suczkami” na imprezach bractw uniwersyteckich. Zrzucają obcisłe fatałaszki i z pasją kolegów, zatapiają się w studenckie eksperymentowanie z gorzałą i dragami. Problem w tym, że Radnerowie już prawie sprzedali swój dom i kupili nowy w lepszej dzielnicy. Wprowadzenie się za płot panienek, które imprezują nie mniej ostro od swoich kolegów może dramatycznie pokrzyżować im plany. Dlatego też małżeństwo łączy siły z dawnym wrogiem Teddym, i wypowiada wojnę niegrzecznym sąsiadkom.
O ile część slapstikowych gagów z pierwszej części śmieszyła największego ponuraka, o tyle teraz żenują one nawet tak wyrozumiałą dla humoru Rogena osobę jak piszący te słowa. Wyparowała z filmu cała autoironia i parodystyczne zacięcie. Zamiast niej dostajemy kloaczne dowcipy, które momentami żenowały chyba nawet część zblazowanej obsady. Na domiar złego uniwersalną opowieść o strachu przed dorosłością, zastąpiła dosyć łopatologiczna ideologiczna agitka. Oto Pete ( Dave Franco), najlepszy przyjaciel Teddy’ego ze studiów, okazuje się być gejem, który wychodzi za mąż za swojego partnera. Oznaką dorosłości Teddy’ego nie jest tylko wyrośnięcie ze studenckiego życia, ale też pobłogosławienie małżeństwa dawnego kompana od „zaliczania” najpiękniejszych panienek z roku.
Natomiast studentki w co drugim zdaniu uświadamiają kolegów jak ci są seksistowscy i nienowocześni. Dowodem na seksizm jest, uwaga, oburzenie Teddy’ego na akcje rzucania przez niewiasty zużytymi tamponami w okna „stetryczałych” trzydziestolatków z sąsiedztwa. Żeby chociaż scenarzyści pokusili się przy takich prostackich scenach o zabawne dialogi! „Nie straciłem przyjaciela, ale zyskałem nowego. Twojego męża.”- mówi do Pete’a Teddy w tonie wcale nie parodystycznym, znanym chociażby ze świetnego i sygnowanego przez Rogena „To już jest koniec”. Ja naprawdę nie mam nic przeciwko ideologicznej propagandzie w kinie. Bywa ożywcza dla sporów ideowych. Niech jednak będzie agitka miała choć odrobinę finezji!
„Sąsiedzi 2” to film tak żenująco wtórny, miałki i nieśmieszny, że wywołuje autentyczne mdłości u widza. Cóż, może o to chodziło, skoro otwiera go scena rzygania żony na twarz męża, podczas uprawiania seksu?
2/6
„Sąsiedzi 2”, reż: Nicholas Stoller, dystr: UIP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/292839-sasiedzi-2-zenujaca-kontynuacja-niezlej-komedii-recenzja