"Księga Dżungli". Mądra i wizualnie zapierająca dech w piersiach ekranizacja. Recenzja

„Księga dżungli”, reż. Jon Favreau,  dystr. Disney
„Księga dżungli”, reż. Jon Favreau, dystr. Disney

Niektóre klasyczne historie muszą poczekać na techniczny rozwój kina, by odpowiednio wybrzmieć. Dokładnie tak jest w przypadku najnowszej wersji „Księgi dżungli”. Któż z nas nie zna dziejów wychowanego wśród dzikich zwierząt Mowgliego?

Jest to bajka tak klasyczna, że nie zamierzam jej tutaj streszczać. Naprawdę warto się kolejny raz zatopić w świat Rudyarda Kiplinga. Nie tylko ze względu na monstrualny budżet 175 mln dolarów, jaki wydano na zjawiskową wizję Jona Favreau. Choć tym razem zekranizowano tylko część opowiadań Kiplinga, to wyciągnięto z nich esencje ich przesłania. Nieczęsto się zdarza, by Hollywood temperował pokusę przykrycia morału klasycznej historii efektami specjalnymi. Tym razem się udało, choć przecież w filmie gra tylko jeden aktor — Neel Sethi!

Wszystkie zwierzęta, które towarzyszą Mowgliemu, wykreowano komputerowo techniką, którą wcześniej stosowali James Cameron w „Avatarze” i Ang Lee w „Życiu Pi”. Bohaterowie ożywają dzięki świetnemu dubbingowi (Żmijewski, Fronczewski, Dereszowska, Frycz, Peszek), ale osobowość każdej z postaci wybrzmiewa głównie dzięki solidnemu scenariuszowi. Tygrys naprawdę jest przerażającym psychopatą, miś ujmującym wałkoniem wyjętym niemal z klasyku Felliniego, pantera zaś kipi odwagą i mądrością.

Widać też w każdej scenie pewną ręką reżysera. Favreau ma na swoim koncie obok takich superprodukcji jak „Iron Man” skromną i subtelną komedię „Szef”. Wie więc, jak nie zgubić w bogatej formie istoty treści filmu. Miesza kino akcji z paradokumentalną stylistyką „trzęsącej się kamery”, ironiczną komedią i delikatnym dreszczowcem, który powodował, że mój siedmioletni synek momentami zakrywał oczy, a ja czułem frajdę z dziecięcych seansów największych arcydzieł Disneya. Istotne jest też to, że Favreau idzie pod prąd ostatnim rewizjonistycznym trendom Disneya, który chętnie odwraca znaczenia swoich najsłynniejszych bajek. Ta ekranizacja jest bardzo konserwatywna i jednocześnie olśniewająca wizualnie. Zastosowano w niej wszystkie najnowsze wynalazki kinematografii, które wgniatają widza w fotel, ale nie powodują uczucia przesytu, co jest nagminne w dzisiejszych wysokobudżetowych produkcjach.

„Księga dżungli” w swoim gatunku jest perełką, którą z pewnością obejrzę jeszcze wiele razy. Choć mam wielki szacunek dla polskiej ekipy aktorskiej, nie mogę się doczekać, by zobaczyć i usłyszeć w rolach Billa Murraya, Scarlett Johansson, Christophera Walkena, Idrisa Elbę czy Bena Kingsleya. Skoro polska wersja jest tak dobra, to jak musi brzmieć oryginał? Z tej dżungli naprawdę nie chce się wracać do realnego świata ludzi. W końcu rozumiemy Mowgliego!

6/6

„Księga dżungli”, reż. Jon Favreau, dystr. Disney

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.