"Cloverfield Lane 10". Inteligentny i smakomity gatunkowo thriller s-fi. RECENZJA

„10 Cloverfield Lane”, reż: Dan Trachtenberg, dystr: UIP
„10 Cloverfield Lane”, reż: Dan Trachtenberg, dystr: UIP

Nakręcony pod okiem J.J Abramsa debiut Daniela Trachtenberga jest na tyle przewrotnym filmem, że łatwo o spoiler. Ograniczę się więc do króciutkiego streszczenia pierwszych 7 minut filmu. Tak, tyle zaledwie potrzeba twórcom by totalnie zaintrygować widza!

Uciekająca od wydzwaniającego do niej chłopaka (głos Bradleya Coopera!) Michele (Mary Elizabeth Winstead) ulega wypadkowi samochodowemu. Budzi się w obdrapanym pomieszczeniu bez okien. Podłączona do kroplówki i przykuta nogą do ściany zastanawia się, kto i dlaczego ją porwał. Po chwili do pokoju wchodzi Howard ( John Goodman). Budzący strach potężnym cielskiem mężczyzna z miną dobrotliwego niedźwiadka wyjaśnia jej, że świat dotknęła tajemnicza apokaliptyczna klęska. Przetrwanie możliwe jest wyłącznie w jego atomowym schronie. Michele oczywiście podejrzewa, że Howard jest raczej psycholem rodem z „Piły” niż dobrym Samarytaninem. W bunkrze jest jeszcze jeden uratowany- Emmett (John Gallagher Jr.), który zapewnia o szlachetności Howarda. Michele znajduje przesłanki by wierzyć, ze ziemia rzeczywiście została zaatakowana przez tajemniczą siłę. Szybko jednak kolejne działania Howarda utwierdzają ją w przekonaniu, że została niewolnicą pogruchotanego psychicznie oszołoma. Jaka jest prawda?

Trachtenberg precyzyjnie wciąga widza w grę. Nie psychologiczną jaką kocha Polański, gdy ma przed kamerą trójkę bohaterów. Niemniej jednak do ostatnich scen nie jesteśmy pewni prawdziwej natury głównych postaci, ani tego czy akcja rozgrywa się w azylu czy może w więzieniu. Największą siłą tego kameralnego thrillera s-fi jest inteligentny, niuansowany scenariusz sygnowany min. przez Damiena Chazelle autora zjawiskowego „Whiplash” i wspaniała rola Johna Goodmana, którą można porównać do jego wielkiej kreacji z „Barton Finka”.

Choć twórcy idealnie wodzą nas za nos, przypominają co rusz o lekkim charakterze ich dzieła. Niemniej jednak „Cloverfield Lane 10” nie jest żadnym pastiszem, jak choćby zeszłoroczny „Gość”. To rasowy thriller naładowany najróżniejszymi gatunkowymi odniesieniami amerykańskiej popkultury na czele z nieśmiertelnym klasykiem lat H.G. Wellsa. Wiele jest tu mrugnięć do widza obeznanego we współczesnym kinie jak „Znaki” Shyamalana i ścisłe ( nieprzypadkowe?) nawiązanie do „Projekt. Monster” Kto wie też, czy autor nie widział też „Seksmisji” Machulskiego, skoro jeden z motywów skopiował z naszego kultowego filmu niemal 1:1.

Nie jest to żaden zarzut. Czysta oryginalność w kinie umarła i żyjemy w czasach postmodernizmu. Liczyć możemy już wyłącznie na żonglowanie gatunkowymi kliszami. W wypadku tego filmu jest ono pyszne, natomiast Trachtenberg dowodzi, iż ma zadatki na żonglerki arcymistrza.

5/6

„10 Cloverfield Lane”, reż: Dan Trachtenberg, dystr: UIP

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.