„Książka Sbalchiero pokazuje, że wbrew powszechnej opinii, nauka nie jest w stanie odpowiedzieć na wszystkie pytania” - tak o książce „12 tajemnic chrześcijaństwa, które rzuciły wyzwanie nauce” napisał znany publicysta katolicki, Grzegorz Górny.
Z wiarą w Chrystusa wiąże się zjawisko cudów - niezwykłych zdarzeń, które od lat stanowią wielkie wyzwanie dla nauki. Dlaczego figury płaczą? Jak to możliwe, że ciała niektórych świętych nie uległy zepsuciu? Czym, w świetle nauki, są stygmaty? Czy cudowne płaszcze i niezwykłe relikwie faktycznie są dowodem Bożej działalności? Na te i inne pytanie odpowiedzi poszukuje znakomity francuski historyk, Patrick Sbalchiero. Ten doktor historii Kościoła, podejmuje niezwykłą próbę skonfrontowania zagadek, które nazywamy cudami, z zimną racjonalnością nauki.
Książka Sbalchiero to nie tylko pasjonujące śledztwo, lecz również historyczna opowieść. Autor w ciekawym, popularyzatorskim stylu przybliża nam niezwykłe wydarzenia historyczne Kościoła, sprawy, które do dzisiaj budzą liczne kontrowersje.
„12 tajemnic chrześcijaństwa…” to książka, która zrobiła wielką furorę m.in. we Francji. Wiara bowiem wciąż stanowi wielką zagadkę, a związane z nią cudowne wydarzenia budzą nierzadko głęboki sceptycyzm, ale też wielką ciekawość. Jak celnie napisał o książce dziennikarz Grzegorz Górny: „Rozum posiada granice poznania i dlatego nigdy nie wyeliminujemy z naszego życia wymiaru tajemnicy”.
Tylko u nas fagment książki!
Wydarzenia, do których doszło w Fatimie podczas słynnych objawień Matki Bożej, do dzisiaj budzą niepokój wielu niewierzących. Wszak świadkami dokonanego tam cudu był tłum ludzi. Co naprawdę wydarzyło się w Fatimie, w 1917 roku?
13 października 1917 roku, w szary, deszczowy dzień ponad siedemdziesiąt tysięcy osób zgromadziło się na Cova da Iria, aby uczestniczyć w zapowiedzianym objawieniu Maryi. Po raz pierwszy do Fatimy ściągnęły tłumy. Według czwartego – najbardziej spójnego – wspomnienia Łucji tamtego dnia Najświętsza Dziewica poprosiła: „Chcę […], żeby zbudowano tu na moją cześć kaplicę. Jestem Matką Boską Różańcową. Trzeba w dalszym ciągu codziennie odmawiać różaniec. Wojna się skończy i żołnierze wkrótce powrócą do domu”. Dwóch świadków dodawało następujący wariant: „Wojna skończy się dzisiaj”, tymczasem nastąpiło to 11 listopada 1918 roku.
Łucja ponownie modliła się za chorych i grzeszników. Dziewica Maryja odpowiedziała: „Jednych tak, innych nie, muszą się poprawić. Nie proszą o przebaczenie swoich grzechów”. I ze smutnym wyrazem twarzy dodała: „Niech ludzie już dłużej nie obrażają Boga grzechami, już i tak został bardzo obrażony”.
Aż do tej pory znajdowaliśmy się w zwykłych dla objawień maryjnych okolicznościach: zjawisko postrzegane wzrokiem przez jedną osobę lub kilku zaledwie świadków, spójna, obustronna komunikacja pomiędzy bytem niebieskim a widzącymi, którzy zatracają sensoryczne punkty odniesienia, niesłyszalny dla otoczenia dialog, towarzysząca mu modlitwa zgromadzonych wiernych.
Później wszystko się zachwiało. Rozegrało się wówczas wydarzenie niewytłumaczone od blisko stu lat. Nigdy nie przedstawiono na jego temat żadnej możliwej do przyjęcia hipotezy naukowej. Wznosząc się do nieba, Najświętsza Dziewica rozchyliła ręce, zwrócona ku słońcu i sama otoczona światłem, tak jakby Matka Chrystusa promieniowała bardziej niż gwiazda!
Tłum stał jak zahipnotyzowany. Nikt nie spuszczał dzieci z oka. Zakryte chmurami niebo gwałtownie się odsłoniło. „Słońce tańczy!” – krzyczeli ludzie. Obracało się ono wokół własnej osi niczym olbrzymie koło, sprzecznie z wszelkimi prawami natury. Niczym fajerwerk zabarwiło krajobraz błękitem, żółcią, czerwienią, zielenią – spotkały się wszystkie kolory tęczy. Później zjawisko dwukrotnie ustało i rozpoczęło się ponownie. Za trzecim razem przyśpieszenie rotacji słońca wprawiło tłum w nieopisany lęk. Słońce dawało wielobarwne snopy światła. Wreszcie zbliżyło się do ziemi, jakby chciało ją zmiażdżyć. Czy miał być to być koniec świata? Ludzie rzucali się na błotnistą ziemię, odmawiając Ojcze nasz i Zdrowaś Maryjo. Zjawisko trwało ponad kwadrans. Wierni zauważyli, że mimo paskudnej pogody ich ubrania były suche!
Reporter lizbońskiego dziennika „O Século”, były seminarzysta, który stał się antyklerykałem, tak opisywał to zdarzenie: „Deszcz ustał i […] uczestniczyliśmy wówczas w wyjątkowym, niewiarygodnym spektaklu, jakiego nikt wcześniej nie oglądał. Znad drogi, gdzie zgromadziły się wozy, […] widać było nieprzebrany tłum zwracający się ku słońcu, które stanęło w zenicie przy bezchmurnym niebie. Przypominało matową srebrną tarczę i można się było w nie wpatrywać bez najmniejszego wysiłku. Nie raziło oczu, nie oślepiało. Można by powiedzieć: zaćmienie. Podniosła się jednak wielka wrzawa: „Cud! Cud!”. Olśniony tłum […] przepełniony strachem, z odkrytymi głowami, wpatrywał się w niebo-skłon: słońce zadrżało, wykonywało gwałtowne ruchy, wbrew wszelkim kosmicznym prawom: zgodnie z wyrażeniem wieśniaków, słońce tańczyło”. Doktor José Maria Proença de Almeida Garrett, uczony z uniwersytetu w Coimbrze, tak opisywał to wydarzenie: „Słup dymu, wąski, wyciągnięty i błękitnawy, wznosił się prosto aż na około dwa metry nad głowami i na tej wysokości rozpływał. To zjawisko […] trwało kilka sekund […]. Dym gwałtownie się rozwiał i po jakimś czasie wszystko odbyło się drugi, a później trzeci raz”. To ważne świadectwo człowieka, który „spokojnie i bez emocji oczekiwał” na obserwację zjawiska: „dochodziła godzina druga (czasu urzędowego, czyli prawie południe czasu słonecznego), słońce kilka chwil wcześniej przebiło gęstą powłokę zakrywających je dotąd chmur i intensywnie się jarzyło. Zwróciłem się ku owemu obiektowi przyciągającemu wszystkie spojrzenia. Mogłem ujrzeć słońce podobne do dysku o żywej, świetlistej i błyszczącej krawędzi, którego lśnienie nie było jednak męczące [dla oczu mimo zenitu]. Miało jaśniejszą, bardziej nasyconą barwę, migotało […]. Widzieliśmy je i postrzegaliśmy jako gwiazdę, która żyła […]. Nieboskłon był usiany lekkimi obłoczkami, gdzieniegdzie z oknami błękitu, ale słońce kilkakrotnie wyraźniej odcinało się na tle przejrzystego nieba. Przepływające z zachodu na wschód lekkie obłoki nie przysłaniały jego światła (które nie raziło oczu) i sprawiały łatwo zrozumiałe i wytłumaczalne wrażenie, jakby przechodziły poza słońcem…
Jak zauważył Garrett: „W czasie dwóch krótkich okresów słońce miotało promienie bardziej błyszczące i jaśniejsze, tak że zgromadzeni musieli odwrócić wzrok na około dziesięć minut”. Dalej opisywał ruch obrotowy: „nagle rozległ się krzyk przerażenia całego tłumu: nie zwalniając swej rotacji, krwiście czerwone [słońce] oderwało się od nieboskłonu i zbliżyło do ziemi – groziło nam, że zostaniemy zmiażdżeni pod ciężarem jego ogromnej, ognistej masy. Były to straszliwe sekundy. […] Bojąc się, że uszkodzę siatkówkę, […] odwróciłem się, zacisnąłem powieki, przykrywając oczy rękoma, aby ochronić je przed światłem. Odwrócony w ten sposób plecami do słońca otworzyłem oczy i zobaczyłem, że – tak jak wcześniej – ziemia i niebo mają nadal barwę fioletu”.
Czy chodziło o zaćmienie? W następnych dniach uczony sądził, że potrafi to wyjaśnić, ponieważ zauważył w pewnym aspekcie duże podobieństwo do innego zjawiska astronomicznego: „żółte plamy o nieregularnych konturach”. Jak jednak zaraz dodał, był to jedyny punkt wspólny z cudem w Fatimie. Tam-tego dnia plamy były inne, a żadne obserwatorium na świecie nie zarejestrowało najmniejszej anomalii do-tyczącej aktywności słońca ani atmosfery. Hipoteza o zjawisku astronomicznym upadła. Stu świadków zgadza się ze sobą w tym, co najistotniejsze, w opisie tych wydarzeń. Różnice dotyczą zabarwienia słońca. Opinia publiczna, poruszona jednogłośnością świadectw pochodzących od osób o różnych poglądach filozoficznych, była wstrząśnięta.
Istniały też świadectwa ze sobą niezgodne, należały one jednak do wyjątków. Isabel Brandão de Melo słyszała krzyki tłumu, ale niczego nie widziała. Za to ludzie przebywający daleko, niekiedy kilka kilo-metrów od Cova da Iria, widzieli opisywane zjawiska w sposób jednoznaczny. Tak było na przykład w przypadku poety Alfonsa Lopesa Vieiry przebywające-go wówczas w São Pedro de Moel, na plaży odległej o czterdzieści kilometrów od miejsca wydarzeń.
28 czerwca 1999 roku Jan Paweł II potwierdził cud uzdrowienia za wstawiennictwem Hiacynty. Łaski tej dostąpiła cierpiąca na porażenie kobieta, której lekarze nie dawali szans na wyleczenie. 13 maja 1989 roku Jan Paweł II podpisał dekret ogłaszający, że mali pastuszkowie praktykowali cnoty w stopniu heroicznym. 13 maja 2000 roku zostali oni beatyfikowani. Na krótko przed tym (21 sierpnia 1999 roku) biskup Leirii-Fatimy dowodził: „Beatyfikacja Franciszka i Hiacynty Marto potwierdza i akcentuje uznanie autentyczności wszystkich zdarzeń, jakie miały miejsce w Fatimie od czasu objawień anioła aż po dzień dzisiejszy”.
Tekst pochodzi z książki Patricka Sbalchiero „12 tajemnic chrześcijaństwa, które rzuciły wyzwanie nauce”, która ukazała się właśnie nakładem Wydawnictwa Esprit.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/289080-12-tajemnic-chrzescijanstwa-ktore-rzucily-wyzwanie-nauce-czytaj-fragment
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.