„Po tamtej stronie drzwi” jest nuda zamiast strachu. RECENZJA

„Po tamtej stronie drzwi”, reż: Johannes Roberts, Imperial-Cinepix
„Po tamtej stronie drzwi”, reż: Johannes Roberts, Imperial-Cinepix

Świat zmarłych jest odseparowany od świata żywych nie przez przypadek. Ingerencja w porządki obu światów musi skończyć się tragedią. Oto całe przesłanie tego wyświechtanego horroru. Przesłanie obecnie w 90 proc. filmów o duchach zarówno tych z katolickim ukąszeniem, jak i tych czysto rozrywkowych.

„Po tamtej stronie drzwi” reklamowany jest jako „psychologiczny film grozy” w stylu „Szóstego zmysłu”. Momentami widać, że Johannes Roberts miał ambicje by nawiązać do wybitnego filmu M. Night Shyamalana. Skończyło się wyłącznie na dobrych intencjach. Zakochani w Indiach Amerykanie Maria (Sarah Wayne Callies) i Michael (Jeremy Sisco) postanawiają założyć w egzotycznym kraju rodzinę. Kilka lat później sielskie życie przerywa wypadek samochodowy. Kobieta staje przed tragicznym wyborem- umrzeć wraz z dwójką dzieci w tonącym samochodzie, czy uratować siebie i córeczkę, która nie jest tak jak syn zakleszczona w siedzeniu. Wyrzuty sumienia nie pozwalają Marii normalnie funkcjonować. Widzi to pracująca dla nich tajemnicza Indyjka Piki. Wyjawia zrozpaczonej matce tajemnicę o starym indyjskim rytuale, podczas którego można porozmawiać przez chwilę ze zmarłą osobą.

Wszystko odbywa się w opuszczonej świątyni w głębi Indii, gdzie świat żywych i martwych oddzielony jest złowrogimi drzwiami. Pod żadnym pozorem nie wolno ich otworzyć. Jak ma się od tego jednak powstrzymać matka, która słyszy rozpaczliwy głos synka, proszącego by go zabrać z tego strasznego miejsca?

„Po tamtej stronie drzwi” mógł być niejednoznaczną opowieścią o rozdzierającym matczyne serce bólu po stracie dziecka. Jest w tym kilka scen, które dowodzą, że znana z pierwszych sezonów „Walking Dead” Wayne Callies była w stanie stworzyć przejmujący, wielowymiarowy obraz pełnej wyrzutów sumienia kobiety, gotowej na wszystko by utulić zmarłe dziecko. Aż prosiło się zbudowanie tej historii w oparciu o trick Romana Polańskiego z „Dziecka Rosemary”, gdzie do końca nie wiemy czy oglądamy film o diable czy obraz chorej kobiety.

Roberts podaje natomiast wszystko na tacy, nie bawiąc się nawet w najmniejsze niuanse. Od początku wiemy, że Maria nie wymyśliła sobie kontaktu ze zmarłym, choć jej mąż podejrzewa ją o problemy psychiczne. Suspens zbudowany jest na oklepanych zagraniach z wyskakującymi nagle cienia upiorami, ruszającymi się przedmiotami i skrzypiącą podłogą. Ba, pojawia się nawet motyw opętania ciała przez złe duchy. Kolorytu dodaje egzotyczny obraz Indii z tajemniczymi rytuałami pogrzebowymi i przerażającymi kapłanami strzegącymi świata żywych przed pragnącymi zemsty duchami. Choć tworzy to klimatyczna otoczkę, to nijak nie wpływa ona na banalny, i co najgorsze, mało przerażający scenariusz.

„Po tamtej stronie drzwi” nie jest horrorem koszmarkowatym jak wiele podobnych produkcji, zalewających nasze kina. Możliwe, że sprawdzi się jako kino czysto rozrywkowe. Nie przez przypadek twórcy ( również w pozbawiony oryginalności sposób) zostawili sobie furtkę na sequel. Ja jednak za te drzwi więcej nie będę zaglądał. I wcale nie ze strachu.

2/6

„Po tamtej stronie drzwi”, reż: Johannes Roberts, Imperial-Cinepix

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.