David Gordon Green jest jednym z ciekawszych reżyserów młodego pokolenia. Z jednej stronie robi skromne dramaty jak „Joy” czy „Manglehorn”, ale na koncie ma też odjechane, niegrzeczne komedie jak „Boski chillout”. Teraz w jakimś stopniu łączy przywiązanie do obu gatunków. To słodko-gorzka opowieść o kulisach polityki. Nie wnosi nic nowego do tematu, ale solidnie piętnuje grzechy współczesnej mediokracji. Film produkuje George Clooney, który wyreżyserował kilka lat temu podobne „Idy marcowe”. „Kryzys to nasz pomysł” to wersja light jego świetnego filmu.
Boliwia, rok 2002. W kraju trwa kampania prezydencka, w której jednym z kandydatów do najwyższego stanowiska w państwie jest Pedro Castillo (Joaquim de Almeida). Kandydat doznaje druzgocących klęsk pijarowych. Zarówno jego sztab, jak i jego populistycznego kontrkandydata, są prowadzone przez wynajętych amerykańskich sztabowców. Wynajęta przez Castillo Jane „Calamity” Bodine ( Sandra Bullock) jest przebrzmiałą gwiazdą pijaru, która zaszyła się na odludziu po brutalnie przegranej ostatniej kampanii. Zgadza się pracować dla boliwijskiego polityka, gdy dowiaduje się, że dla jego przeciwnika pracuje jej nemesis Pat Candy ( Billy Bob Thornton). Jane wie, że tylko jej radykalne metody pozwolą miałkiemu kandydatowi dostać się na fotel prezydencki. Kampania ma być brudna i ostra. Nikt nie zamierza tutaj brać jeńców. Szczególnie, że „Mefistofeles” Candy to przeciwnik wagi najcięższej.
„Kryzys to nasz pomysł” aspiruje do klasyków jak „Barwy kampanii” Nicholsa czy „Fakty i akty” Levinsona. Również tutaj mamy zderzenia się idealistów z politycznym bagnem, próbę odkupienia win i zwycięstwo partyjnej machiny. „Polityka to gra pozorów”- mawiał jeszcze przed erą mediokratycznej dyktatury Napoleon. O tym właśnie jest ta opowieść. O zwycięstwie oszustwa i występku uosobionego przez chodzących na pasku korporacji polityków, którzy w momencie wygrania wyborów odwracają się od ludu. Dla każdego obserwatora sceny politycznej, a już na pewno komentatora politycznego (jak piszący tą recenzję) jest to banał. Szczególnie, że twórcy „House of Cards” doszczętnie obnażyli kulisy dzisiejszej polityki, w której Talleyrand uchodziłby za wzór cnót. U Greena wszystko to ma kieszonkowy wymiar.
Geniusz politycznych strategów w jego filmie polega na cytowaniu wyświechtanego Sun-Tzu. Polityka wpływająca na społeczeństwo jest kreowana przez cynicznych najemników z zagranicy, którzy wykonują wyroki dla tego, kto im więcej zapłaci. Odkupienie win może zaś mieć miejsce tylko wśród protestującego na ulicy ludu. Widzieliśmy to już wiele razy. Mimo to „Kryzys to nasz pomysł” ogląda się przyjemnie. Szczególnie, że opowieść jest oderwana od waszyngtońskiej rzeczywistości, dobrze uwypuklając latynoską specyfikę. To dobrze opowiedziana historia z stałą, letnią temperaturą, która podnosi się we wspólnych scenach ujmująco diabolicznego Thorntona i Bullock. Ich starcie jest podlane odpowiednią dawką humoru, ale również uświadamia grozę współczesnej polityki, będącej tanim teatrem, grą marionetek pogardzających, tymi, których powinni reprezentować.
Ten film warto pokazywać naiwniakom, którzy wierzą jeszcze, że demokracja znaczy to samo, co w czasach Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych Ameryki. „Błądzić jest rzeczą ludzką, kłamać demokratyczną”- pisał kolumbijski myśliciel Nicolás Gómez Dávila. Ten film to wręcz ekranizacja jego błyskotliwej maksymy.
4/6
„Kryzys to nasz pomysł”, reż: David Gordon Green, dystr: Galapagos
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/288622-kryzys-to-nasz-pomysl-polityka-to-gra-pozorow-banal-tak-ale-dobrze-podany-recenzja-dvd