„Skarbiec”. Stylowy, choć banalny thriller z przedziwną rolą Cage’a. RECENZJA

„Skarbiec”, reż: Ben and Alex Brewer. cineman.pl
„Skarbiec”, reż: Ben and Alex Brewer. cineman.pl

Na uwagę zasługuje w „Skarbcu” głównie obsada. Neurotyczny Nicolas Cage przypomina, że tworzył kiedyś pełnowymiarowe role, Elijah Wood usilnie wyrywa się z wizerunku Hobbita. Miło też na ekranie zobaczyć legendarnego Jerry Lewisa, który nie ma jednak wiele tutaj do zagrania. Nawet w komediowym wymiarze.

„Skarbiec” wychodzi u nas na VOD jeszcze przed premierą w USA. To znamienne bowiem jest to kolejny film z Nicolasem Cagem, który w takiej formie pojawia się w Polsce. Zdobywca Oscara, który pracował z takimi gigantami jak Coppola, De Palma, Lynch,Jonze, bracia Coen czy Scorsese dziś gra w nawet 6 filmach rocznie. Wszystko przez hazard, który wpędził go w ogromne długi. Oczywiście odbija się to na poziomie filmów z niegdyś ambitnym aktorem, który zmienił nazwisko z Coppola na Cage. Wszystko by nie zarzucano mu zrobienia kariery dzięki sławnemu wujowi. Dziś w skrajnie bezwstydny sposób wyeksploatował nazwisko, które przez lata pielęgnował.

**Niemniej jednak „Skarbiec” przypomina jak nietuzinkowym aktorem jest Cage, choć nie ma ten film poziomu „Bez twarzy” czy „Oczy węży”. Dwaj zblazowani i pasujący do cop movies Davida Ayersa gliniarze Waters (Elijah Wood) i Stone (Nicolas Cage) dorabiają na boku drobnymi machlojkami wewnątrz policji. Pewnego dnia Stone słyszy opowieść o handlarzu heroiną, który w wyłożył rekordową sumę na kaucje za swojego dilera. Gliniarze postanawiają zrobić skok na skarbiec gangstera, który przecież nie pójdzie poskarżyć się policji.

„Skarbiec” zrealizowali Ben and Alex Brewer, którzy zasłynęli jako twórcy teledysków, co tłumaczy wizualne wysmakowanie ich filmu. Większość akcji jest osadzona nocą na ulicach Las Vegas. Miasto świateł, które rozkwita dopiero nocą widzimy głównie „od zaplecza”. Z daleka od neonów i kasyn, ale też z daleka od poważnych gangsterów rodem z „Kasyna” i twardych gliniarzy z „Crime Story”. W jakimś stopniu „Skarbiec” jest parodią „Ocean’s Eleven”. Tutaj skok odbywa się nie w najdroższym hotelu miasta grzechu, ale na zapyziałym zapleczu małego sklepiku.

Ten w zasadzie banalny film opiera się na przedziwnej, ekscentrycznej roli Nicolasa Cage’a. Wąsaty i ociężały Waters sprawia wrażenie osoby wyjątkowo niefrasobliwej, a może nawet głupawej. Planując skok w kiczowato tropikalnym barze nie może doprosić się dolewki kawy od kelnerki, a z drugiej strony jest pozerem lubiącym się popisywać publicznie odznaką. Jednocześnie niezwykła brutalność wobec przeszkadzającym mu w planie gangsterów rzuca nie niego zupełnie inne światło. Przejawia się w kilku scenach dawno niewidziany kunszt Cage’a. Niezwykły magnetyzm polegający na połączeniu umęczonego pyska spaniela z energetycznym szaleństwem.

Cage w jednej minucie jest misiowatym, żałosnym królem obciachu, wywołującym uśmiech politowania, by nagle zmienić się w rasowego, przerażającego killera z zimną twarzą. Ta postać mogłaby spokojnie trafić do serialu w stylu „Breaking Bad” czy „Narcos”, gdzie satysfakcjonująco by ją rozwinięto. Stylowy „Skarbiec” warto obejrzeć głównie dla tej przedziwnej roli. Olśniewającego złota się w filmie nie spodziewajcie, ale możliwe, że niektóre klejnoty wywołają dobre wrażenie.

4/6

„Skarbiec”, reż: Ben and Alex Brewer. Film dostępny od 14 kwietnia na cineman.pl

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.