„Królowa pustyni”. Mógło być wielkie kino. Jest wypalony żar Herzoga. RECENZJA

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
„Królowa pustyni”, reż: Werner Herzog, dystr: Best Film
„Królowa pustyni”, reż: Werner Herzog, dystr: Best Film

Kariera Wernera Herzoga dzieli się na dwa okresy. Przed i po śmierci Klausa Kinskiego. Nieobliczalny szaleniec jakim był Kinski idealnie dopełniał wysublimowanie Herzoga, wznosząc jego kino na wyższy pułap. Kinski bezczelnie napisał w swojej skandalicznej autobiografii, że gdyby nie on kino Herzoga byłoby nic nie warte. Typowa dla tego bufona i kabotyna przesada? Oglądając „Królową pustyni” można uznać, że w jakimś stopniu miał rację.

Nic nie zapowiadało klęski opowieści o słynnej podróżniczce i agentce brytyjskiego wywiadu Gertrude Bell, która miała znaczący wpływ na ustalenie dzisiejszych granic arabskich państw. Temat ten wydawał się być idealny dla Herzoga, uwielbiającego przecież opowieści o podróżnikach eksploatujących nieznane tereny. Bell była szaleńcem wcale nie takim dalekim od Fitzgeralda. Jej pasja równała się bohaterom „Krzyku kamienia”, a determinacji starczyłoby jej by pokonać Lope’a de Aguirre’a. **Bell (1868-1926) rzuciła wyzwanie swojej epoce. Absolwentka historii na Oksfordzie, podróżniczka, archeolog, alpinistka nie pasowała do wiktoriańskiej Anglii. Tak bardzo kochała świat arabski, że umarła w perskim Teheranie. Była też znienawidzona przez brytyjską dyplomacje, która nazywała ją „ględzącą, kręcącą pupą koturnową babą”. Łamała normy poprawności politycznej i kulturowej. Pisząc wprost- ta niezwykła kobieta wyprzedzała o lata świetne swoje czasy. Dlaczego nie widać tego na ekranie?

Powodów jest kilka. Herzog jest pozbawiony potrzeby eksperymentowania z czasów pracy z Kinskim. „Królowa pustyni” jest filmem zaskakująco nudnym, poprawnym, przewidywalnym i miałkim. Jego pierwsza część jest wręcz koszmarną ( niezamierzoną) parodią romansideł osadzonych w „dzikich okolicznościach natury”. Bell ( Nicole Kidman) poznaje w Teheranie pracownika konsulatu, który okazał się być utraconą miłością jej życia ( James Franco). Ich związek jest ukazany tak pretensjonalnie i cukierkowo, iż miałem wrażenie, że spod piasku wygrzebie się nagle stały komediowy partner Franco, czyli Seth Rogen i dostaniemy gejowski skecz rodem z „To już jest koniec”. Możliwe, że Herzog ironicznie bawił się tandetnym romansem. W takim razie zabawa wymknęła mu się z rąk. Mam też problem z rolą Nicole Kidman. Niemal 50 letnia aktorka wciela się w o połowę młodszą kobietę, która musi błagać na kolanach swojego ojca o zgodę na ślub. Kidman nie popełnia w tym filmie specjalnie drażliwych aktorskich gaf, jak choćby w „Grace księżna Monaco”, gdzie również grała o wiele młodszą postać. Jednak mimo dobrego makijażu ukrywającego wiek aktorki, trudno powiedzieć, że jej rola jest wiarygodna.

Film lepiej się sprawdza, gdy Bell przemierza Bliski Wschód. Herzog wraz z operatorem Peterem Zeitlingerem przepięknie fotografuje pustynne krajobrazy. Z dokumentalną precyzją oddaje też koloryt islamskiej kultury. Bell poznaje kolejne plemienia Beduinów oraz łamie podziały między islamem i zachodnią cywilizacją. Niemniej jednak niezwykle trudno dostrzec, co tak naprawdę pozwoliło muzułmanom obdarzyć zaufaniem blond feministkę z zachodniego świata. Ba, ta przebojowa kobieta bezczelnie wchodziła do domu szejków, nie wyrzekając się przy okazji swoich wartości! Nie robiła tego jak Oriana Fallaci, która na oczach Chomeiniego zerwała nakrycie głowy, ale z pełnym szacunkiem budowała mosty międzykulturowe. Bell do dziś cieszy się uznaniem w Iranie czy Iraku. Jej fenomen opisuje wydana właśnie przez Zysk i S-Ka świetna biografia „Córka pustyni”. Próżno go jednak szukać u Herzoga, który na zimno relacjonuje kolejne spotkania Bell z Arabami, jej romans pułkownikiem Richardem Wylie ( Damien Lewis), współpracę ze słynnym Lawrencem z Arabii ( Robert Pattinson) i pierwsze polityczne szlify.

Niewiele z tych wątków wynika. Ani nie budują krwistej postaci, jaką była Bell, ani nie tłumaczą dzisiejszego kotła bliskowschodniego, będącego niewątpliwie następstwem takiego, a nie innego podziału byłych kolonii przez europejskie mocarstwa.

„Królowa pustyni” mógł być fascynującym obrazem niezłomności kobiety, która wyprzedziła swoją epokę. Jest co najwyżej atrakcyjną dla oka pocztówką z pustyni, której żar widocznie pochłonął dawny ogień reżyserski Wernera Herzoga.

2/6

„Królowa pustyni”, reż: Werner Herzog, dystr: Best Film

Autor

Wesprzyj patriotyczne media wPolsce24.tv Wesprzyj patriotyczne media wPolsce24.tv Wesprzyj patriotyczne media wPolsce24.tv

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych