"Pasolini". Odstępstwo i porażka. RECENZJA

Pasolini, reż" Abel Ferrara, dystr: Nowe Horyzonty
Pasolini, reż" Abel Ferrara, dystr: Nowe Horyzonty

Jak to możliwe, że Abel Ferrara, twórca religijnego „Złego porucznika”, zrobił nieudany film o Pierze Paolu Pasolinim? Odkąd ten outsider kina porzucił katolicyzm, nie ma do powiedzenia nic ciekawego.

Pier Paolo Pasolini to komunista, libertyn, otwarty homoseksualista i jednocześnie autor religijnych traktatów filmowych starających się pogodzić marksizm z specyficznie pojętym chrześcijaństwem. Zachwycił nawet Watykan swoim filmem „Ewangelia według świętego Mateusza”. Nikt nie wydawał się bardziej predestynowany do nakręcenia filmowej biografii włoskiego skandalisty niż enfant terrible amerykańskiego kina Abel Ferrara. Twórca „Złego porucznika” i „Uzależnienia” jeszcze przed erą Tarantina tworzył gęste gangsterskie kino, które potem podlewał religijnym sosem.

Wiele wskazywało na to, że nowojorski outsider stanie się ikoną właśnie jak zamordowany w 1975 r. Pasolini. Choć ich kino różni się stylistyką, poetyką i wymową, to specyficznie ujęty katolicyzm stanowił punkt wspólny.

Marksistowsko-chrześcijański eklektyzm Pasoliniego

„W jakąkolwiek stronę chciałby iść człowiek o wymiarze fizycznym, jest to droga do zwierzęcości, do »wieprzowatości«. Chciałoby się powiedzieć, że wyjściem jest właśnie owa sfera ducha, kontakt z Bogiem. Ale Pasolini nie wierzy w Boga. Inaczej — wierzy, lecz nie chce się do tego przyznać, bo widzi wszelkie okropności tego świata, więc schodzi do piekła, gdzie zamiast łaski jest tylko potępienie” — pisze w świetnej książce „Pier Paolo Pasolini. Twórczość filmowa” dr Piotr Kletowski. Kino Pasoliniego wciąż jest na nowo odczytywane pod kątem religijnym. Włoski reżyser realizował w sztuce przykazania marksisty Antonia Gramsciego, który zalecał, by za pomocą długiego marszu przez kulturę przekuwać dusze ludu. A jednak jego wierny uczeń nie odcinał się od konserwatywnego spojrzenia na takie kwestie jak choćby aborcja, którą jednoznacznie potępiał. Zarówno jego ekranizacja Ewangelii, jak i krytykowane przez katolików „Ptaki i ptaszyska” były wyrazem rodzącego się w nim „ateistycznego chrześcijaństwa” z wyznania Oriany Fallaci. Drapieżność uniwersalnej tezy o „faszyzmie konsumpcji”, rozdarcie między cielesnością a duchowością powodują, że jego kino jest wciąż na nowo odczytywane pod kątem religijnym, ale też mitologicznym. W końcu głównym jego celem było trafienie do prostego robotnika.

W „Ewangelii według świętego Mateusza” Pasolini konstruował postać Jezusa przecież nie tylko jako rewolucjonisty, lecz i Boga. W kontrowersyjnym „Ostatnim kuszeniu Chrystusa” Martina Scorsese Bóg wraca ostatecznie na krzyż, odrzucając kuszenie szatana. Niemniej to natura ludzka est w filmie katolika Scorsese podkreślona o wiele mocniej niż w obrazie, bądź co bądź, marksistowskiego ateisty. Pasolini deklarował, że nakręcił film oczami człowieka wierzącego, którym nie był.

Ćpun szukający Jezusa

O ile religijne filmy Pasoliniego to zwycięstwo „estetyki”, która jego zdaniem była samą duchowością, o tyle Amerykanin włoskiego pochodzenia Abel Ferrara o religii mówił szorstkim i brudnym językiem ulicy. Odkupienia szukał w rynsztoku oświetlonym neonem pobliskiego burdelu i taniego baru. Jego bohaterowie zbawienia szukają poprzez upadek na samo dno. Nic dziwnego, skoro dotknął tego dna osobiście. Ferrara wiele lat był uzależniony od twardych narkotyków i alkoholu. Pisałem w swojej książce „Bóg w Hollywood” że „bohaterowie” jego filmów to gangsterzy, ćpuny, upadli gliniarze, prostytutki i wszelkie postacie wypełniające rynsztok nowojorskich „ulic nędzy”, których los jest nieodłączny od krzyża. Krzyża, który dawał Ferrarowskiemu kinu wyjątkową głębię. *

Również Pasolini z lubością sięgał po bohaterów z nizin społecznych. Ba, Jezus z jego filmowej wizji to także człowiek rzucający wyzwanie możnym świata. Ferrara w arcydziele „Zły porucznik” opowiadał o zdegenerowanym gliniarzu prowadzącym śledztwo w sprawie zgwałcenia zakonnicy w polskim kościele. Narkoman, hazardzista zderza się z czystym miłosierdziem zakonnicy, która nie chce wyjawić tożsamości gwałcicieli. To miłosierdzie rozsadza zło pożerające jego duszę. Podobne w wymowie było późniejsze „Uzależnienie” (1995) — wampiryczny film o narkotykach, który opowiadał jednak o uzależnieniu od zła i o możliwości odkupienia tylko za pomocą krzyża. W „Marii” (2005) pobrzmiewały już gnostyckie poszukiwania. Umiłowanie apokryfów, rzekomo ukrywających wypaczenie nauki Kościoła, było pierwszym sygnałem, że Ferrara oddala się od katolicyzmu. Znów na tle jego ulubionego reżysera Pasoliniego ta ewolucja, droga wygląda znamiennie. Pasolini, krótko przed śmiercią w 1975 r. na plaży w Ostii, powiedział, że jest człowiekiem niewierzącym, ale tęskni za wiarą.

Jego śmierć wciąż jest owiana aurą tajemnicy, choć oficjalnie uznano, że został zamordowany przez męską prostytutkę przed premierą jego najbardziej szokującego filmu „Salò. 120 dni Sodomy”. To właśnie w tym obrazie obnażył skrajną formę nihilizmu i uzmysłowił, jak seksualna degeneracja francuskich libertynów z kart powieści Markiza de Sade podmywała fundamenty cywilizacji. Przenosząc akcję do faszystowskiej republiki Salò, nie tylko walczył ze znienawidzoną ideologią, lecz również rozumiał wspólny mianownik dla odrzucających podstawowe normy moralne „morderców Boga” zanurzonych w nietzscheańskiej koncepcji człowieka.

Miałka biografia

Akcja wchodzącego 1 kwietnia na nasze ekrany „Pasoliniego” Abla Ferrary rozgrywa się tuż po zakończeniu przez Włocha montażu „120 dni Sodomy” — filmu, który jest jego testamentem. W tym samym czasie Ferrara, który od dekady miał problemy z wprowadzeniem jakiegokolwiek swojego filmu do szerokiej dystrybucji, nakręcił „Witamy w Nowym Jorku”. Film inspirowany skandalem seksualnym Dominique Strauss-Kahna z szokująco sugestywną rolą Gérarda Depardieu sam stał się skandalem. Jednak nie z uwagi na przenikliwą treść, ale graficzne sceny pornograficzne. Ferrara nie powiedział absolutnie nic odkrywczego o zwierzęcym seksoholizmie francuskiego lewicowego polityka. Podobnie miałki był w produkcji „4:44. Ostatni dzień na Ziemi”, w której pokazał ludzkie zachowania w dniu transmitowanego przez media końca świata. Okazało się, że pustka obu filmów koresponduje z tym, co widzimy w „Pasolinim”.

Włoski reżyser jest smakowicie grany przez łudząco podobnego (notabene mieszkającego od lat w Rzymie) Willema Dafoe, który potrafi oddać jego wrażliwość i ekscentryczność. Co z tego, skoro Ferrara, zamiast zatopić się w pokręconą duchowość homoseksualnego marksisty, nonsensownie dokumentuje jego prozaiczne czynności przed śmiercią. Wizytę w ulubionej knajpce, spotkania z matką, przyjaciółmi i seks z młodymi chłopcami w ciemnym parku. Wszystko jest podlane strzępami jego wynurzeń intelektualnych. Te jednak, zamiast choćby mitologizować postać, banalizują ją. W jednej ze scen Pasolini, nie umiejąc odpowiedzieć na jedno z pytań, mówi dziennikarzowi, że odpowie na piśmie. Cały ten film jest nieumiejętną odpowiedzią na zadane pytanie. Wygląda wręcz, jakby był na siłę doklejony do nakręconej z pasją brutalnej sceny mordu Pasoliniego na rzymskiej plaży.

Ferrara bez krzyża jest pusty

Trudno nie zauważyć, że ta pustka wynika właśnie z porzucenia katolicyzmu przez Ferrarę. Dziś ten żarliwy buddysta sprowadza swój katolicyzm wyłącznie do symboliki wyniesionej z włoskiego domu. „Połączyła nas buddyjska medytacja. Medytuję w imię jego siły i piękna” — mówił w jednym z wywiadów o swoim pokrewieństwie duchowym z Pasolinim. W tym infantylnym wyznaniu tkwi porażka jego filmu. Pasolini przed śmiercią pracował nad scenariuszem „Petrolio”, obrazu opowiadającego o Włochach wędrujących szlakiem komety zwiastującej narodziny Zbawiciela. Ferrara ekranizuje strzępy tekstu, obsadzając nawet w jednej z ról grającego u Pasoliniego Ninetta Davolego. Zupełnie nic z tych scen jednak nie wynika. Ferrara nie umiał znaleźć chrześcijańskiego pazura w twórczości Włocha? Czy może autor „Złego porucznika” po prostu nie chciał tego robić?

„Jezus był żywym człowiekiem, tak jak Mahomet i Budda. Ta trójka zmieniła pieprzony świat. Swoją miłością do bliźniego. Mieli tylko słowo i przyszli znikąd. Nie mówię, że Nazaret jest »nigdzie«. Jestem pewien, że Jezus pochodzi z bardzo fajnej dzielnicy” — mówił w wywiadzie promującym „Pasoliniego”. Filmowiec, który przekuł na religijne dzieło horror o wampirach i film o skorumpowanym gliniarzu, dziś potrafi się wznieść jedynie na teologiczny poziom zbuntowanego licealisty. Pasolini pracował przed śmiercią także nad filmem o Pawle z Tarsu. Jego akcja osadzona w Nowym Jorku miała uderzać w — zdaniem Włocha — odchodzący od ducha Jana XXIII Kościół. Temat pasujący do antyklerykalizmu dzisiejszego Ferrary.

Najwięcej o Pasolinim można powiedzieć, pokazując jego śmierć w kontekście twórczości. To wtedy zrobił swój najbardziej szokujący film o ludzkiej naturze, pisał kolejne religijne scenariusze i został zamordowany w noc (sic!) Wszystkich Świętych. Mordu dokonano w miejscu będącym symbolem moralnej zgnilizny miasta otaczającego Watykan. Jak Ferrara mógł nie dostrzec takiej symboliki.

3/6

Pasolini, reż” Abel Ferrara, dystr: Nowe Horyzonty

wSieci

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.