"Gdy ucichnie muzyka". Zarzygane drzwi percepcji. RECENZJA

Mick Wall, „Gdy Ucichnie  Muzyka”, wyd. in Rock
Mick Wall, „Gdy Ucichnie Muzyka”, wyd. in Rock

Książek o Jimie Morrisonie, wybitnym poecie, buntowniku w skórzanych spodniach i bezkompromisowej ikonie pokolenia ’68, było już wiele. Od czasu słynnej, pisanej na kolanach biografii „Nikt stąd nie wyjdzie żywy” nie ma roku, by nie pojawiło się bałwochwalcze dzieło o Jimie — „rockowym Chrystusie”, geniuszu zmarłym (a może wciąż żywym?) męczeńską śmiercią w romantycznym Paryżu.

Mick Wall napisał książkę rewizjonistyczną i pamfletową, która uderza w mit Jima Morrisona. Mit wytworzony, według autora, m.in. przez klawiszowca The Doors Raya Manzarka, cynicznie konstruującego po śmierci kolegi religijną epopeję ze „świętym” sakramentem z LSD rozdawanym na dionizyjskich nocach Sunset Strip. Kim jest Jim Morrison w ujęciu muzycznego dziennikarza? Błyskotliwym, oczytanym, ale potłuczonym psychicznie wrażliwym artystą, który miał problemy z seksualną tożsamością.

Zaczytany w beatnikach i Nietzschem chłopak próbował za pomocą muzyki zrobić rewolucję niszczącą tradycyjną Amerykę. Zamiast tego przeistoczył się w komercyjne, seksualne bożyszcze. W końcu, częściowo celowo, stał się otyłym, zapijaczonym pajacem Jimbo, który zamiast przechodzić Huxleyowskie „drzwi percepcji”, jedynie je zarzygał. Wall jest bezlitosny dla przyjaciół Jima i jego zaćpanej „żony” Pam, przyglądających się bezczynnie jego autodestrukcji. Krytycznym, ale ożywczym, okiem patrzy też na artystyczne potknięcia The Doors. Nie skupia się tylko na „szamańskiej mistyce” koncertów zjawiskowej grupy, lecz pokazuje żenujący cyrk i „dom wariatów”, jaki panował na scenie przez bełkoczącego pijaka Jima.

Rozmawiając z byłymi kochankami Jima, pozostałymi Doorsami i ważnymi osobami ze świata muzycznego, nieco inaczej niż Oliver Stone w swoim filmie, naświetla banalność alkoholizmu Morrisona, który doprowadził go do śmierci na brudnym sedesie paryskiego klubu nocnego. Wall nie wierzy bowiem w oficjalną wersję śmierci Jima na zawał serca w wannie, w której niedługo po Jimim Hendrixie i Janis Joplin dołączył do romantycznego „Klubu 27”. „Pijecie z numerem trzecim” — mawiał przed śmiercią spowodowaną przedawkowaniem heroiny. Według Walla nawet spoczynek na paryskim Père-Lachaise jest przypadkowy i wynika z wmówienia Francuzom, że Jim był głównie poetą, a nie gwiazdą rocka.

Chciał być poetą i reżyserem artystycznego kina. Skończył jak cała kontrkulturowa rewolucja lat 60. Idea utonęła w procentach i oparach narkotyków. Zostały symbol i wspaniała muzyka, która akurat nigdy nie ucichnie.

Mick Wall, „Gdy Ucichnie Muzyka”, wyd. in Rock

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych