Dziś pogrzeb Andrzeja Żuławskiego. Adamski: "Żuławski obnażał nicość upadającego świata"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
screenshot YouTube
screenshot YouTube

17 lutego zmarł ostatni enfant terrible polskiego kina andrzej Żuławski. Reżyser miał 75 lat i pozostawił po sobie „Kosmos”.

Czy można zrozumieć pokręconą duszę Andrzeja Żuławskiego poprzez jego kino? Najwięcej mówi o nim jego ostatni i najlepszy film. Reżyser nie doczekał polskiej premiery obrazu opar tego na prozie Gombrowicza. Ba, wciąż nie wiadomo, kiedy to arcydzieło wejdzie na nasze ekrany. Czy to dziwi?

Nie. Żuławski, mimo że otrzymał Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski, zawsze był bardziej ceniony za granicą niż w swoim kraju. A jednak jako jedynemu filmowcowi udało mu się oddać szaleństwo polskiego pisarza, choć „Kosmos” został nakręcony nie w Zakopanem, w którym toczy się akcja książki. Żuławski zrobił go po francusku na portugalskiej ziemi. Ostatni film enfant terrible polskiego kina oparty na ostatniej powieści enfant terrible polskiej literatury? Symboliczny to koniec.

Żuławski czuł się polskim reżyserem, choć uczył się robić filmy na prestiżowej francuskiej IDHEC. Studiował też na Sorbonie. Przesiąknięty Nową Falą nie pasował do polskiego kina. Niczym inny genialny i niepokorny reżyser jego pokolenia — Jerzy Skolimowski — musiał wyjechać z komunistycznej Polski, ale nie poszedł w hollywoodzkie ślady Polańskiego. Pozostał przy kinie niszowym. Skrajnie autorskim, osobistym, bezkompromisowym i wolnym.

„Wymyśliłem sobie, że będę spe cjalnie popędzał, pobudzał i wszystkich denerwował, po to, żeby dać nadekspresję, która się sprawdzi dziesięć lat potem” — mówił prowokacyjnie na łamach znakomitego wywiadu rzeki „Żuławski”. Ta książka to zresztą okno do jego duszy. W zasadzie do tej części, do której chciał nas wpuścić. To właśnie tu najmocniej objawiła się jego nieznośna osobowość. Arogancki megaloman przekonany o własnym geniuszu, ale też kabotyn obrażający największych twórców kina. Jego wrodzona niepoprawność polityczna była ujmująca. Jednoznacznie oceniał komunizm. Michnika nazwał kretynem, a o późnym Kieślowskim pisał: „Bardzo, bardzo błahe treści ubrane w cudowny celofan, opakowany ze wstążką, co się bardzo podoba”. Choć równie radykalnie oceniał Kościół katolicki i tak zasłużył od salonu na łatkę „oszołoma”.

W naszym tygodniku w rozmowie z Robertem Mazurkiem wypowiadał się zaś przeciwko małżeństwom homoseksualnym. A przecież Żuławski nieraz dawał świadectwo swojej głębokiej niechęci do prawicy! Mający wielkie mniemanie o sobie przeciętny pisarz stworzył więcej książek niż filmów. Najgłośniejszej zabronił sprzedawać sąd. W „Nocniku” w perwersyjny sposób opisał tajemniczą Esterkę, polską aktorkę robiącą przez łóżko karierę w Hollywood. Proces wytoczyła mu jego była partnerka Weronika Rosati.

Żuławski pracował z największymi. Asystent Wajdy, reżyser genialnej „Trzeciej części nocy”, niespotykanego w PRL horroru „Diabeł”, po którym opuścił Polskę. W końcu autor zakazanego w kilku krajach szokującego „Opętania” z Isabelle Adjani i Samem Neilem. Zamiast jednak iść w stronę katolickiego pojmowania duchowego opętania, niepokorny Żuławski otarł wszystko o ezoterykę i zatopił w krwawym horrorze typu gore. Próbował swoich sił w Hollywood, ale odrzucił ten świat. Nie pasował tam jego „materialistyczna metafizyka”, o której pisał dr Piotr Kletowski.

Świat z filmów Żuławskiego to świat rozkładu obnażającego nicość człowieka. I nieważne, czy są to gotyckie horrory, kosmiczne wizje rodem z „Na srebrnym globie”, czy seksualna histeria z niezrozumianej i odrzuconej w Polsce „Szamanki”, która pozostaje jego ostatnim polskim filmem. Każda z jego wizji ukazuje dekadencję ukazanego świata. A jednak pulsuje w jego kinie potrzeba dojrzenia światła. Przejścia przez tunel brudu w stronę oczyszczenia. Kino Żuławskiego bywa odrzucane, bo jest zmysłowe, szalone i histeryczne, ale jednocześnie naznaczone głęboką ironią, groteską i dystansem. Nawet w stosunkowo najspokojniejszej „Wierności” (2000) z Sophie Marceau, po której zamilkł na 15 lat, pozostaje drwiącym obserwatorem upadającej cywilizacji. Marceau odreagowała 17-letni związek z reżyserem własnym filmem „Pomówmy o miłości”.

Jestem bardzo ciekaw duchowości Żuławskiego, który nie miał pod koniec życia wątpliwości metafizycznych Skolimowskiego wyznającego wiarę w swoim ostatnim filmie. Żuławski zostawił nam „Kosmos”, który zamiast rozjaśniać duszę reżysera, pokazuje jej nieodgadniony mrok. Syn artysty Xawery kilka godzin przed śmiercią ojca napisał: „Jego ostatni film zaczyna »żyć« własnym życiem. Pomyślcie o nim. Kosmos”.

Tekst pochodzi z tygodnika wSieci

Autor

Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych