"Ameryka to kraj imigrantów. To nie wygląda tylko tak w kinie"- aktorka Maja Wampuszyc o filmie "Imigrantka"

fot.Małgorzata Kupiszewska
fot.Małgorzata Kupiszewska

Imigrantka” to amerykańska produkcja opowiadająca o polskich dziewczynach poszukujących szczęścia za oceanem w latach 20. XX wieku. Film został nominowany do Złotej Palmy MFF w Cannes. W jeden z ról obok Marion Cotillard zagrała polska aktorka Maja Wampuszyc.

Małgorzata Kupiszewska: Maju, obudziłam Cię dzisiaj, życząc urodzinowo Oskara szybciej niż pomyślisz. To naprawdę jest cel marzeń artystów, którzy dali się uwieść magii filmu?

Maja Wampuszyc: Po pierwsze bardzo dziękuję za inspirujące życzenia urodzinowe! Trudno mi powiedzieć, czy wygranie Oscara jest celem marzeń każdego aktora. Prawdę mówiąc, zakochałam się w aktorstwie, w teatrze, w kinie, zanim miałam jakąkolwiek świadomość tego, że istnieją Oscary i nagrody Tony. Czy chciałabym zdobyć Tony Award? Oscara? Oczywiście!!! To są nagrody, które celebrują twórczość i osiągnięcia zawodowe aktora. Ale dla mnie aktorstwo to jest przede wszystkim zawód z miłości. Trzeba tę pracę kochać. Bycie aktorem jest pracą. Ciężką, ale bardzo satysfakcjonującą pracą! Każda osoba marzy o tym, aby jego praca była doceniana. Aktor musi na co dzień pracować nad tym, żeby sam swoją pracę doceniał. Nie może czekać na Oscara. Bo wygrywanie Oscara to jest tak jak wygranie totolotka. Przecież jest tylu wybitnych aktorów na całym świecie, którzy nie wygrali albo nigdy nie dostaną Oscara. Te nagrody są głęboko potwierdzające, nawet CUDOWNE! I bardzo chciałabym wygrać. Ale na co dzień koncentruję się nad zdobyciem pracy aktorskiej i zrealizowaniem tekstów, na każdym przesłuchaniu, na każdej próbie, i w trakcie wszystkich zdjęć lub każdego spektaklu. Dlaczego? Bo lubię to robić.

Dlaczego mówiono, że Weronika Rosati jest „za mało polska” i oddano główną rolę polskiej imigrantki francuskiej aktorce? W czym Marion Cotillard przypominała polską dziewczynę?

CZYTAJ NASZĄ RECENZJĘ „IMIGRANTKI

Nie mam pojęcia, dlaczego mówiono, że Weronika Rosati jest za „mało polska”. Trzeba się zapytać tych, którzy tak twierdzą! Trzeba pamiętać, że teatr, film, aktorstwo, reżyseria to są zawody wyobraźni. I każdy sobie wyobraża swoich bohaterów po swojemu. Dlatego casting to z jednej strony bardzo skomplikowana rzecz, a z drugiej strony prosta. To jest rodzaj zakochiwania się. Trudno powiedzieć, dlaczego ktoś kogoś zaurocza. Każdy ma coś do powiedzenia. Weronika Rosati jest śliczna i zdolna. Czeka na nią wiele świetnych ról. Nie wierzę „w szufladkowanie”, dlatego bardzo się cieszę, że Cotillard zagrała Polkę. Poważnie podeszła do roli i do nauki języka. W czym mi Cotillard przypomnała Polską dziewczynę? W trakcie pracy powiedziałabym, że przypominała mi moją siostrę. I to mnie inspirowało. A tak na marginesie - kiedyś bardzo miła agentka powiedziała mi, że nie ma pojęcia, co ze mną zrobić. Bowiem jestem za bardzo amerykańska, aby zagrać role europejskie; za „etniczna”, aby zagrać Amerykankę; za ładna, aby zagrać brzydką i za gruba, aby zagrać chudą… Autentycznie tak mi powiedziała. Nie wymyślam tego! (śmiech).

Spotkałyście się obie na planie filmu „ Imigrantka”Jamesa Graya. Ona odtwórczyni głównej roli, Polki z Katowic, Ty grająca rolę jej ciotki. Jaką osobowością jest Marion Cotillard?

Cotillard jest wybitną aktorką, oddana swojemu zawodowi. Jest wrażliwa, skromna, i bardzo łatwa do współpracy. Myślę, że bardzo się polubiłyśmy. Ślicznie zagrała Ewę Cybulską.

Spędziłyście wiele chwil na planie. Poza planem jeszcze więcej. Dzięki Tobie tak dobrze przyswoiła, w ciągu 3 miesięcy, 20 stron tekstu mówionego po polsku. Były jakieś zabawne sytuacje w trakcie wspólnej pracy?

Dla mnie najbardziej zabawne było to, kiedy kilka dni przed pierwszym spotkaniem zadzwonił do mnie producent, pytając się, czy chciałabym pomóc w tłumaczeniu i w nauce języka. Byłam w szoku! Nie spodziewałam się! Byłam przekonana, że zatrudnią osobę, która będzie pielęgnowała moją polszczyznę! Wcześniej nie miałam pojęcia, że mam zdolności nauczycielskie. Okazało się, że ten czas razem spędzony na „warsztatach językowych” bardzo zbliżył Marion i mnie do siebie i myślę,  że to wpłynęło pozytywnie na intymność naszych wspólnych scen.

W „Imigrantce” charakteryzatorzy zmienili Cię nie do poznania. Dodali Ci lat, odjęli urody. Z epizodycznej roli wywiązałaś się znakomicie. Oddałaś dramat kobiety podporządkowanej woli męża, bezradnej wobec jego decyzji pozostawienia kuzynki na pastwę losu.

Bardzo mi miło, że pani tak pozytywnie odebrała moją pracę. Charakteryzacja przez makijaż była minimalna. Dodano trochę więcej cienia, aby podkreślić wiek i wymęczenie psychiczne. Moim zdaniem największa zasługa w wizualnej charakteryzacji należy do Dariusa Khondji ego i Jamesa Graya. Khondji jest znakomitym operatorem -jeden z najlepszych na świecie. Gray wyobraził Ciocię Edytę, Khondji wyrzeźbił ją światłem, a ja miałam okazję ją przeżywać.

W Ameryce spotykasz się ze współczesnymi imigrantami?

Ameryka to kraj imigrantów. To nie wygląda tylko tak w kinie. W Nowym Jorku jest niemożliwe, żeby nie spotykać się ze współczesnymi imigrantami z całego świata.

„Zatrzymaj się polska dziwko!” – okrzyk policjanta w scenie pogoni Ślązaczki, granej przez Marion Cotillard, poruszył mną. To zdanie wybrzmiało szczególnie. Jak postrzegani są Polacy za oceanem?

To że policjant wykrzyknął „dziwko” nie ma nic a nic wspólnego z tym, że bohaterka jest Polką! James Gray oglądał ze swoją żoną operę Puccini Suor Angelica. Narzekał przed żoną, że jest bardzo mało filmów, w których główną postacią jest kobieta. Żona mu odpowiedziała: to zrób taki film. Gray ma wschodnio-europejskie korzenie. Jego dziadkowie prowadzili knajpkę na Lower East Side na Manahattanie w latach dwudziestych. Lower East Side to wtedy było skupisko wschodnio-europejskich imigrantów. Ogólnie mówiąc warunki wtedy były koszmarne dla przyjezdnych. Prawdziwa walka, aby przeżyć. Ta walka nadal się toczy. Dla niektórych jest łatwiejsza, a dla innych trudniejsza. I to nie ma nic wspólnego z grupą etniczną. Myślę, że dużo się zmieniło na korzyść, ale niestety nie dla wszystkich. A jeżeli chodzi o prostytucję, to wiemy że młode kobiety są sprowadzane na zachód pod pretekstem „pracy” i znajdują się w różnych tragicznych sytuacjach. Często handlarze seksu odbierają im paszporty i są zmuszone do „odpracowywania” przejazdu. Życie, świat jest piękny. Ale równocześnie jest okrutny i niebezpieczny. Ewa Cybulska reprezentuje tę dynamikę. To, że jest Polką, to przypadek. Ogólnie mówiąc Polacy są postrzegani tak, jak się Polacy zachowują. Tak samo jak każda wspólnota imigracyjna. Oczywiście są stereotypy pozytywne i negatywne, oparte na historycznych falach emigracyjnych, itd…Ale na pewno okres „Polish Joke” już dawno minął. Jeżeli ktoś ma dobre doświadczenie z Polakiem to ma raczej pozytywną opinię, a jeżeli złe doświadczenie, zrozumiałe, że złą. To bardzo indywidualna rzecz. Oczywiście polska sztuka i polskie wkłady do nauki są bardzo wysoko cenione. Polacy są widziani jako obywatele Europy. 

Wszędzie jest napisane, że w filmie brała udział Maja Wampuszyc z Rzeszowa. Gdzie indziej znalazłam informację, że urodziłaś się i przyjechałaś z Detroit do NY. Jak to było naprawdę?

Urodziłam się w Detroit. Jestem rodowitą Amerykanką. Dużo czasu spędziłam w Polsce z rodziną. Bardzo mile wspominam te podróże. Zainspirowała mnie mocno praca aktorska Piotra i Aleksandra Machalicy, moich braci ciotecznych. No i oczywiście to, że mój ojciec sprowadzał zespoły, kabarety, pisarzy i sztuki z Polski i wystawiał je na scenach w Detroit.

Zadebiutowałaś w 2009 r na Broadway- u?

Tak, w 2009 r. w spektaklu Przysięga Ireny [Irena’s Vow]. Pierw graliśmy go na off-Broadwayu dzięki ogromnemu poparciu Polish Cultural Institute w Nowym Jorku. Wtedy Agata Grenda, która jest obecnym dyrektorem PCI, pracowała jako dyrektor programów teatralnych w PCI i doceniła wartość spektaklu i zespołu, (który zresztą był amerykański). Szybko po off-Broadwayu znaleźliśmy się na Broadwayu! Z tego co wiem, to był pierwszy spektakl na Broadwayu, w którym główna bohaterka jest Polką. Sztuka spotkała się z dużym zaciekawieniem, odniosła sukces. A do tego jeszcze przedstawienie życiorysu Ireny Gut Opdyke w komercyjnym spektaklu Broadwayu miało bardzo pozytywny wpływ na relacje polsko-żydowskie. To było bardzo wzruszające doświadczenie i jestem bardzo wdzięczna, że mogłam brać udział w takim ważnym projekcie.

Twoją pasją jest joga. Ćwiczenia pozwalają Ci się zachować kondycją. One pomagają Ci w zdobywaniu ról na Broadwayu?

Joga pomaga mi we wszystkim. Oczywiście, że utrzymuję przez jogę kondycję fizyczną, ale i również psychiczną. Szczególnie uprawiam Bikram Jogę w temperaturze 40°c. W studio często żartujemy: „We come for vanity and stay for sanity.”

Film „Imigrantka” został nominowany do Złotej Palmy MFF w Cannes. – o czym myślałaś przed premierą?

Niestety nie byłam na premierze w Cannes. Ale prawdę mówiąc, nie mogłam uwierzyć, że coś takiego się wydarzyło. W trakcie pracy nie docierało do mnie, że gram w filmie z Marion Cotillard, Joaquin Phoenix, Jeremy Renner, i że Darius Khondji i James Gray kierują magicznie za kamerą! Byłam skoncentrowana nad pracą. Dopiero dotarło to do mnie, jak przeczytałam ogłoszenie w gazecie, że „Imigrantka” będzie nominowana do Złotej Palmy.  A w Nowym Jorku przed premierą martwiłam się, żebym „jakoś” wyglądała no i żebym się nie potknęła na czerwonym dywanie! (śmiech).

Marion Cotillard , laureatka Oscara z 2008 r za rolę Edith Piaf w filmie Niczego nie żałuję, opowiadała Ci o swoich przeżyciach na czerwonym dywanie?

Szczerze mówiąc nie widziałam filmu „Niczego nie żałuję jak szedł w kinie. Znając życiorys Edyty Piaf, jakoś nie mogłem się zdobyć na to, aby na srebrnym ekranie obejrzeć ten smutek, jej tragedię. Jak się dowiedziałam, że będę grać z Cotillard, postanowiłam odłożyć oglądanie filmu na później, aby się z Cotillard zapoznać osobiście poprzez współpracę. Przeprosiłam ją za to, doskonale mnie zrozumiała. Kiedy wreszcie obejrzałam Edytę, wpadłam do jej garderoby, uściskałam ją gorąco i wykrzyknęłam: Jezus! Objerzałam Edytę Piaf! Pośmiałyśmy się trochę ze wspólnego zrozumienia. Oglądałam jak Cotillard przyjęła nagrodę Oscara. Mogę potwierdzić, że jej radość, niespodziewanie, i wdzięczność była na sto procent szczera. Zakochała się w roli, cudownie ją zagrała, i wygrała wspaniałą loterię! Nagroda była w pełni zasłużona.

Gratuluję takiego władania ojczystym językiem z daleka od Polski. Dziękuję z rozmowę.

Rozmawiała Małgorzata Kupiszewska

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.