„Anatomia zła” jest bardzo klasycznym filmem w repertuarze Jacka Bromskiego. Twórca pierwszego polskiego „hollywoodzkiego” filmu zrobionego jeszcze w PRL — „Zabij mnie, glino” — jest miłośnikiem kina gatunkowego. Dobitnie pokazał to w późniejszym o kilka lat „To ja, złodziej”. Można by rzec, że robił takie filmy, zanim na scenę w fenomenalny sposób wkroczył Władysław Pasikowski. A jednak wiele różni od siebie obu twórców. O ile Pasikowski doskonale czuje kino akcji i umie w urwisowski sposób żonglować konwencją, o tyle Bromski jest jedynie naśladowcą schematów, które każdy kinoman dobrze zna z jankeskich thrillerów politycznych.
65-letni Lutek (nagrodzony w Gdyni za rolę Krzysztof Stroiński) to sfrustrowany, starzejący się mafijny cyngiel, którego jedynym zajęciem po wyjściu z więzienia jest przekomarzanie się z dzieciakami z blokowisk, gaworzenie ze sklepikarkami i narzekanie na (sic!) moralny upadek świata. Pewnego dnia zgłasza się do niego prokurator Nowak (Piotr Głowacki), który niegdyś wsadził go za kratki. Dziś wręcza mu snajperski karabin i każe odstrzelić komendanta CBŚ. Lutek do pomocy bierze sierżanta Stanisława Waśkę (Marcin Kowalczyk), zdegradowanego i wyrzuconego z armii za zabicie cywilów w Afganistanie strzelca wyborowego. Cyngiel obiecuje złamanemu życiowo wojakowi nagrodę — powrót do służby w kontrwywiadzie. Sam jednak wie, że zlecenie mogło wyjść tylko od osoby powiązanej ze służbami specjalnymi.
Fabuła filmu pasuje do wyświechtanego hollywoodzkiego kina klasy B. Mafia, służby specjalne, polityka, panie lekkich obyczajów, zamachy wszystko, co znajdziemy w tym obrazie, mogłoby posłużyć do sensacyjnej wariacji w stylu Luca Bessona tudzież właśnie Pasikowskiego (patrz: westernowy „Jack Strong”) albo jako opakowana w szaty kina akcji poważna opowieść o złu, które pożera własne dzieci. Takie filmy robi niezrównany Michael Mann. Bromski jednak nie idzie w żadną z tych stron. „Anatomia zła” to przewidywalne, przyciężkawe kino sensacyjne z nierównym aktorstwem i infantylną symboliką. Reżyser zdaje się łączyć dwa głośne wątki — zaginięcie dziennikarza Jarosława Zientary i zabójstwo gen. Papały. Jedak z jego wizji nic zupełnie nie wynika. Jest w tym podobny do Patryka Vegi, który postawił tezę, że służby specjalne stały za największymi polskimi aferami i politycznymi morderstwami, nie opakowując swojej wizji w jakiekolwiek głębsze przemyślenia. Sygnalizuje socjologiczne zapędy, co chwila pokazując ekran telewizora z „gadającymi głowami” Zbigniewa Ziobry, Leszka Millera, Włodzimierza Czarzastego i nawet Korwina (swoją drogą ciekawe, że wszyscy Polacy oglądają wyłącznie TVN24!).
Bromski mówi nam tym samym, że za fasadą telewizyjnych pyskówek rozgrywa się prawdziwa polityka. Naprawdę to tak odkrywcza teza? Zamyka się ona w pełnej banałów rozmowie Stanisława i Lutka o bezsensie chodzenia na wybory i powszechnym kłamstwie rządzących. Takich dywagacji jest zresztą w filmie cała masa. Ratuje je, jak zwykle w filmach Bromskiego, obsada. W zasadzie jej część. Choć większość postaci wycięto z grubego kartonu (romantyczna prostytutka i gliniarz z miną twardziela Łukasz Simlat mogliby zagrać w kinie ze Stathamem), a żołnierz grany przez sztywnego Marcina Kowalczyka razi skrajną naiwnością, dobrą rolę stworzył znów Krzysztof Stroiński. Jego Lutek jest zgorzkniałym i filozofującym mordercą, który w jednej sekundzie potrafi być nieporadnym, niechlujnym sąsiadem z M2, by momentalnie przeistoczyć się w zimnokrwistego mordercę zabijającego przypadkowych ludzi. W jego ustach nawet banalne bon moty nie kłują w uszy. Obok wysmakowanych zdjęć Michała Englerta jest najjaśniejszym punktem filmu. Podobnie jak fenomenalny Janusz Gajos w „To ja złodziej” ratuje cały film.
3/6
Łukasz Adamski
„Anatomia zła”, reż: Jacek Bromski, dystr: Kino Świat
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/281184-anatomia-zla-bromski-o-ukladzie-szkoda-ze-tak-topornie-i-przyciezkawo-recenzja-dvd