„Ardeny” to kolejne ciekawe spojrzenie na belgijską kinematografię. Szczególnie, że różni się od społecznego kina braci Dardenne, czy groteskowych komedii w typie „Zupełnie Nowy Testament”. Debiut Robina Pronta jest poważną makabreską o braterskiej miłości, ale jednocześnie podskórnie czuć w nim modne igranie gatunkowością. Nie jest to eklektyzm Tarantinowski czy Coenowski. Brakuje mu lekkości i bezczelności kina Martina McDonagha, który przecież nakręcił błyskotliwy „In Bruges” właśnie w Belgii. Niemniej jednak jest to kawał szczerego i krwistego kina.
Po kilkuletnim wyroku z więzienia wychodzi Kenneth (Kevin Janssens). Chłopak nie sypnął swojego brata Dave’a (Jeroen Perceval) ani dziewczyny Sylvii (Veerle Baetens). Teraz próbuje ułożyć sobie życie z dala od bandyckiego świata brukselskich gett. Jednak podczas jego odsiadki Dave i Sylvia związali się z sobą. Dziewczyna zaszła w ciążę, o czym wie również matka braci. Wybuchowa osobowość Kennetha i jego zaborcza miłość do Sylvii powodują, że nikt nie chce wyjawić przed nim tajemnicy. Ta jednak rodzi kolejne dramaty, na czele ze śmiercią marokańskiego gangstera. Bracia spędzali dzieciństwo w Ardenach, i to właśnie tam rozegra się krwawy finał skomplikowanej układanki. Wszystko pod okiem tajemniczego Stefa (znany z „Borgmana” demoniczny Jan Bijvoet).
„Ardeny” to ciężki, mroczny i przygnębiający film. Ponurak Pront gdzieś tam zaczepia pazurem o groteskowość, ale pozostaje w klimacie europejskiego pesymizmu, beznadziei i nihilizmu. Choćby dla tego, jakże innego od światła Hollywood, klimatu belgijskie dzieło warto jednak zobaczyć. Nie mówi może o braterskiej miłości tyle, ile „Bracia” czy „Chłopaki z sąsiedztwa”, niemniej wiarygodnie i przejmująco kreśli obraz kłamstwa niszczącego więzy krwi. Wszystko jest zaś osadzone w Belgii ukrytej za lśniącymi murami Parlamentu Europejskiego, z muzułmańskimi gangsterami, nędzą i szarością przypominającą Polskę lat 90.
4/6
_„Ardeny”, reż. Robin Pront, dystr. M2Films _
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/280629-ardeny-kawal-szczerego-i-krwistego-kina-recenzja