2015 r. to był rok dobry dla amerykańskiego rapu. a płyta Pusha t jest jego ukoronowaniem.
Za co słuchacze lubią hiphop? Za klimat życia na krawędzi i podnoszenie się z przetrąconych przez życie kolan. Za podkłady, z którymi raper umie popłynąć i od których umie się odciąć. Za krwiste wersy i trafione w punkt refreny. Wszystko to, a nawet więcej, znajdziemy u Pusha T. Urodzony na nowojorskim Bronksie, z wolna podchodzący pod czterdziestkę nawijacz ma też do dyspozycji głos wżerający się w bity jak kwas. Do tego dochodzi zestaw wykrzykników i onomatopei składających się na wyjątkowy styl i 200procentową pewność siebie nadającą skrajnie bezczelnym, ale też gorzkim linijkom olbrzymią moc. Zastanawiające jest tylko to, że Pusha po wielkim sukcesie debiutanckiej płyty jego zespołu Clipse (ponad milion egzemplarzy) nigdy później nie osiągał wyników adekwatnych do talentu.
Debiutancki album solowy „My Name Is My Name” przekroczył co prawda 100tysięczny próg sprzedażowy, jednak w głównym nurcie, przy tych ambicjach i zapleczu promocyjnym, jest to rozczarowanie. A jednak o załamywaniu rąk nie było mowy. „King Push — Darkest Before Dawn: The Prelude” to znakomity krążek, na co składa się kilka czynników. Po pierwsze, dobór producentów, w tym przebudzenie Timbalanda, który niegdyś był dla czarnej muzyki rewolucjonistą, po czym zaczął odcinać kupony tak nachalnie, że wielu zdążyło go skreślić. A tym razem Timbaland zaskakuje — ciężarem, czasem wręcz mrokiem (świetne „Untouchable”) i zdolnością do wyjścia poza szablon. Tak zresztą kombinuje tu więcej współpracowników. Nie zapominajmy jednak, że gwiazdą jest przede wszystkim gospodarz, twórca sarkastyczny, świadomy, z instynktem drapieżcy i od razu wyczuwalną żądzą krwi. Ogłasza bankructwo największych ksywek w rapowej grze, mówiąc o „dobrze ubranych wężach uczących się przemieszczać po asfalcie”. Ale też wykłada: „Mówię do twojej duszy, to coś więcej niż pieniądze/to duszpasterstwo ulicznej energii, kościół kryminologii”, czyniąc wiele aluzji sięgających do superbohaterów afroamerykańskiej muzyki, od Gila ScottaHerona do Notoriousa B.I.G. Pusha walczy w superciężkiej kategorii wagowej, to szkoła szybkich nokautów, mimo to znajdziemy na wydawnictwie tyle niecenzuralne, ile błyskawicznie wpadające w ucho, zbudowane na rzewnym pianinie, mocno popowe „M.P.A.”.
Albo udaną kooperację z neosoulową diwą Jill Scott. Tak, to album mogący robić wrażenie nie tylko na bacznych obserwatorach gatunku. Jeżeli „Darkest Before Dawn” to preludium przed nadejściem płyty „King Push” w 2016 r., to adwersarze już mogą się ustawiać w kolejce po zasiłek dla bezrobotnych.
Pusha T, „King Push – Darkest Before Dawn: The Prelude”, wyd. Good Music/ Def Jam
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/279962-pusha-t-dluga-lista-ofiar-recenzja
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.