"Straight Outta Compton". Znakomite kino nie tylko o legendarnym N.W.A. RECENZJA DVD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Straight Outta Compton, reż: Gary Gray, dystr: Filmostrada
Straight Outta Compton, reż: Gary Gray, dystr: Filmostrada

Nie przez przypadek ten film dostał w tym roku nominację do Oscara za scenariusz. Duet Herman/Berloff wraz z weteranem murzyńskiego kina F. Garym Grayem stworzyli gęsty, pełnokrwisty i — co najważniejsze — prawdziwy obraz początków gangsta rapu. Każdy schemat i klisza biograficznego kina są tutaj przefiltrowane przez przenikliwy, daleki od jednoznaczności kontekst społeczny. Nie byłoby dzisiejszego rapu, gdyby „chłopaki z sąsiedztwa” nie zamienili AK-47 na mikrofony, a dilerki dragów na dilowanie płyt. Bogate dzieciaki całego świata rymują kultowe hejty na policję z płyt N.W.A, nie mając pojęcia, czym w rzeczywistości jest życie w getcie z Miasta Aniołów zwanym Compton. Gangsta rap nie wziął się jednak z komercyjnych pobudek.

Był to krzyk ulicy odpowiadający na krwiożerczą rzeczywistość betonowej dżungli spalonej kalifornijskim słońcem. Dr. Dre czy Ice Cube są dziś ikonami show­biznesu. Multimilionerzy, celebryci, aktorzy i producenci największych radiowych hitów zaczynali jako narybek dla dwóch gangów rządzących gettem w LA. Zamiast strzelanin na ulicy wybrali słowne bitwy na scenie. To one były zemstą za rasizm policji i brak perspektyw ekonomicznych. Czarni, zbuntowani, groźni — byli perfekcyjną odpowiedzią nie tylko na „dyktaturę białych”, lecz szli dalej niż ugrzeczniony Grandmaster Flash. Rymujący o ulicznym życiu w parszywym getcie N.W.A równie spektakularnie zdobyli w 1987 r. szczyty muzyczne, co z nich spadli. Gray sprawnie opowiada o zachłyśnięciu się sławą Eazy­E (Jason Mitchell), który nie po trafił się wyrwać ze szponów menedżera (złożona, świetna rola Paula Giamattiego). Pokazuje też początek imperium genialnego Dr. Dre (Corey Hawkins), który — zanim rozwinął kariery Snoop Dogga i Eminema — musiał porzucić gangstera Suge’a Knighta. Jego nazwisko przewija się przy zabójstwie 2Paca, którego postać widzimy zresztą w epizodzie. Gray naświetla również wiecznie niepokornego ducha Ice’a Cube’a, kapitalnie wykreowanego przez identycznego wizualnie O’Shea Jacksona Jr.

Twórcy nie popadają ani na chwilę w pułapki kina biograficznego. Wszystko przez szczerość, uczciwość i pełen realizm historii narodzin ulicznego rapu oraz dzięki świetnej obsadzie złożonej praktycznie z samych debiutantów. Są oni równie przekonujący na scenie, podczas narkotykowo­alkoholowych imprez, bitew z policją (pałowanie po koncercie w Detroit), co w intymnych momentach. Ryk Eazy­E dowiadującego się o tym, że ma AIDS i zostało mu kilka tygodni życia, cierpienie Dre po informacji o śmierci młodszego brata i furia Cube’a domagającego się pieniędzy od białego właściciela wytwórni — te sceny mają siłę wczesnych ulicznych filmów Singeltona. Relacje między podzielonymi przez show­biznes przyjaciółmi z „dzielni” zamknięte są w spojrzeniach, prostych męskich słowach i gestach. Taka jest muzyka N.W.A. Taki jest cały, doskonały film Graya mówiący o skomplikowanych relacjach rasowych w USA mocniej i dosadniej niż napuszone politpoprawne i ckliwe bajki o rasizmie z Hollywood.

6/6

„Straight Outta Compton”, reż. F. Gary Gray, dystr. Filmostrada

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych