Tym tekstem wpisuję się w „wielowiekową tradycję hipnotyzowania Polaków przez Kościół. Kościół krwiożerczy i bijący nocą w dzwony w celu manipulowania podświadomością wiernych. Kościół, który opętał Polaków i nie pozwala im celebrować własnej religijności, łączącej ich z kosmosem.” Trudno. Jakoś przeżyję niechęć aktora Krzysztofa Pieczyńskiego do mojej zainfekowanej przez bijące w nocy dzwony kościelne osoby.
Aktor kilkanaście dni temu ogłosił po raz kolejny, że Kościół z wraz z Kaczyzmem wysadza w powietrze Polskę.
Zaknebluje nam się usta, będzie cenzura. (…) Sprawa TK to jest czubek góry lodowej. Po tej sprawie będą inne sprawy. Zaknebluje nam się usta, będzie cenzura
-perorował kilka dni temu na antenie Superstacji znany aktor.
To jest początek procesu, który ma doprowadzić Polaków, żeby znowu zwrócili się do Kościoła jako do Zbawiciela. Jako do tego, który ma nas zbawić tym razem przed islamem. A przed czym nas zbawiał przez ostatnie tysiąc lat kościół? Zawsze jest jakieś zagrożenie, ale tym największym jest Kościół. Następnie dodał, że politycy, którzy „konsultują się z Kościołem w sprawach Polski, są zdrajcami tego narodu!
Uwielbiany przez Polaków Bronek Talar z „Domu” i doktor Bruno w „Na dobre i na złe” stał się ostatnio główną wyrocznią antyklerykałów, którzy na nowo się definiuje po politycznej śmierci Janusza Palikota i postkomunistycznej lewicy. Może nawet słowo „antyklerykalizm” jest tutaj nie do końca adekwatne, bowiem Pieczyński wzbija się od jakiegoś czasu na nowy poziom demonizowania Kościoła katolickiego, który nie gościł na łamach „Faktów i mitów”, „Nie” czy „Lisweeka”, które łechtają ludowy antyklerykalizm oparty na pokazaniu nowego samochodu biskupa czy utożsamianiu księdza z pedofilem.
Kościół palił za wiedzę. Kazał rodzinom osób podejrzanych o wampiryzm wykopywać zwłoki i obcinać im głowy. […]Kiedy rzymski cesarz Konstantyn przejął władzę i zaczęły się mordy na wszystkich, którzy nie chcieli przyjąć chrześcijaństwa.
Te kilka zdań z jego wywiadu Pieczyńskiego dla onet.pl sprzed kilkunastu miesięcy przebija nie tylko tyrady zapomnianego dziś Armanda Ryfińskiego, ale wiedzę historyczną samego Ryszarda Petru i jego Ego.
Doprawdy ciekawe, co stało się w jego życiu, że odezwały się w nim tak silna potrzeba „zabicia chrześcijańskiego Boga”. Możliwe jest, iż Pieczyński został natchniony ciosem aikido słynącego z odjechanej duchowości wchodu Stevena Seagala, z którym zagrał wspólnie w 2004 roku w filmie akcji „Poza zasięgiem”. Dziś poza zasięgiem rozsądku są jego opinie o Kościele, które tylko na pierwszy rzut oka plasują go gdzieś między prof. Janem Hartmanem a zbuntowanym przeciwko katechecie gimnazjalistą.
Dowodem na to jest wpisanie wynurzeń Pieczyńskiego w kontekst toczącej się w ramach walki o wyrugowanie chrześcijaństwa z przestrzeni publicznej. W zasadzie trudno dziwić się takiemu podejściu Pieczyńskiego, skoro uważa on, że Kościół podstępnie wpływa na podświadomość ludzi. Pieczyński ma pełny obraz „nikczemności Kościoła”, przejawiający się również u poważanych nawet przez ateistów myślicieli. Np. jego zdaniem Św. Augustyn to „maminsynek”, który wykorzystał pojęcie grzechu pierworodnego jako bata na wiernych, co dziś pozwala lud prowadzić na „smyczy”.
W optyce Pieczyńskiego Kościół jest wciąż odpowiedzialny za ograniczanie wolności miliardów ludzi. Tym razem poprzez wpływ na podświadomość.
Istnieje podświadomość, świadomość i nadświadomość. Świadomość pomaga nam poruszać się w świecie. To ego rozróżnia świat przez zmysły - dzieli świat na przeszły, teraźniejszy i przyszły. Człowiek jest jednak głębszy: ma też podświadomość czy duszę - która żyje poza czasem - i nadświadomość.
-mówił w wywiadzie dla onet.pl aktor, dodając, że Kościół wprowadza do podświadomości człowieka „matrycę” wbijającą osobie poczucie, że jest nikim. Sam Pieczyński słyszy w nocy kościelne dzwony, które są dowodem na igranie Kościoła z podświadomością.
Każde uderzenie dzwonu - szczególnie w nocy, kiedy człowiek śpi - jest informacją dla podświadomości, kto tu ma władzę.
-mówił zaś w jednym z wywiadów dla TVN24.
Pieczyński nie odżegnuje się od wiary, że Bóg istnieje. Mówił wręcz, że Bóg jest dla niego wszystkim. O ile jest pozbawiony, uwaga żelazna logika się kłania, religii. Aktor przyznawał w jednym z wywiadów, że dusza ludzka jest boskim instrumentem. Zapomniała ona jednak o tym przechodząc w materię. Możliwe, że gwiazda „Życia Kamila Kuranta” ociera się tutaj o modną w Hollywood scjentologię, opartą na ideach grafomańskiego pisarza s-fi L. Rona Hubbarda. Tyle przynajmniej łączyłoby Pieczyńskiego z fabryką snów, gdzie nie udało mu się zrobić kariery, którą zakończył epizodem u boku Morgana Freemana i Keanu Reevesa w „Reakcji łańcuchowej”. A jednak jego antykatolicyzm jest o wiele bardziej agresywny niż najskrajniejsze wynurzenia scjentologów. Pieczyński uważa wręcz, że państwo powinno chronić obywateli przed Kościołem.
Tymczasem, mając na sumieniu zbrodnie, Kościół wpływa na decyzje państwa i wtrąca się do edukacji. Jak ludzie mogą widzieć w nim autorytet?
wyznał dla onet.pl.
Pieczyński nie ogranicza się do ogólnego potępienia katolicyzmu, który jawi się w jego teoriach jako coś gorszego niż połączenie nazizmu z komunizmem Kaczyzmem i Rydzykizmem.
Na celowniku aktora jest rzecz jasna Polska, która jest „najbardziej zacofanym krajem ze wszystkich narodów, w których dominuje katolicyzm.”** Wszystko przez zbrodniarzy, którzy kazali Mieszkowi I przyjąć chrześcijaństwo pod groźbą wyrżnięcia całego narodu. Narodu czystego i nie dotkniętego wcześniej naukami Jezusa. Problem w tym, że według niego Polacy mogą nigdy nie wyjść z tego stanu, bowiem księża, to łączy ich jak widać z wampirami, o których w innym miejscu prawił Pieczyński, „wysysają” z nich energię.
Wszystko to dzieje się… podczas Mszy św. „Kościół ją bierze, aby pozbawić ludzi sił” – przekonywał aktor. Wysysanie z nich sił w połączeniu z nocnymi dzwonami stanowi spójną teorię, nieprawdaż? Niemal tak spójną jak Protokoły Mędrców Syjonu.
Można oczywiście machnąć reką na wynurzenia Krzysztofa Pieczyńskiego i uznać, że każdy ma prawo do bredzenia. Niemniej jednak zapominać nie można, że scjentolodzy swój początek mają również w głowie infantylnego artysty.
Każda cząstka materii, każdy elektron w atomie ma swoją równowartość matematyczną w cząstce światła. Nasze ciało może zostać przebudowane w zgodzie z boskim obrazem. To właśnie jest nowa ewolucja, którą przyniósł Chrystus. Gdy to już się stanie, religia nie będzie potrzebna, bo o Bogu będziemy mówić w kategoriach wiedzy
Wciąż cieszący się popularnością aktor nie ogranicza się tu wyłącznie do modnego laicyzmu i antyklerykalizmu rodem z tygodnika Lisa. On prowadzi precyzyjną, podbudowaną duchowo grę mającą na celu odciąganie ludzi od wiary, kościoła i samego Jezusa. Pieczyński pragnie świętości, która „pozwoliłaby odzyskać piękno człowieka adamowego - takiego, jakim był Adam, pierwszy człowiek, który miał ciało ze światła.” Kościół jego zdaniem przeszkadza w odzyskaniu „szaty chwały”.
Ciekawe światło na postawę Pieczyńskiego rzuciła niedługo przed śmiercią śp. Barbara Sass. Reżyserka kontrowersyjnego „W imieniu diabła” czy „Pokuszenia” opowiadała Robertowi Mazurkowi w „Plusie Minusie” o jej kontakcie z Pieczyńskim i jego szokującej nienawiści do Kościola. Pieczyński grał w filmach reżyserki i pewnego razu proponowała mu ona rolę księdza we „W imieniu diabła”. Aktor „rzucił się na nią”. „Zaczął krzyczeć w kawiarni. Co ty mi proponujesz? Ja księży nienawidzę!”—mówiła reżyserka, dodając, że Pieczyński niesamowicie się uniósł, a ona go nie widziała nigdy w takim stanie. Zdaniem Sass jego zachowanie wynikało z jakiejś traumy, która tłumaczy jego zachowanie. Czy to tylko trauma? Ja podejrzewam coś znacznie gorszego.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/279168-moze-z-dyktatury-kaczyzmu-i-kosciola-ktory-w-nocy-dzwonami-hipnotyzuje-polakow-wyrwie-nas-krzysztof-pieczynski-the-best-of-dr-bruno