"Zupełnie Nowy Testament". Jak być miliony lat świetlnych od "Żywotu Briana" .RECENZJA

Nie dlatego „Zupełnie Nowy Testament” znalazł się po tej stronie rubryki, że ukłuł moją religijną wrażliwość. Szczerze oddanego, chrześcijańskiego fana „Żywotu Briana” Pythonów czy „Dogmy” Smitha trudno szczególnie mocno obrazić. W końcu od zabetonowanych muzułmanów różni nas, chrześcijan, poczucie wolności wpisane przez Boga w naszą wolną wolę. A to jest nierozłączne z poczuciem humoru, które przecież miał sam Pan Jezus zamieniający wodę w wino.

Jaki więc mam problem z tym filmem? Belgijski kandydat do Oscara okazał się po prostu przeciętnie zabawną satyrą i ładnie opakowanym pustakiem. Oto Jaco Van Dormael mówi nam, że Bóg mieszka dziś na Ziemi. Gdzie? W mekce eurokratów, Donalda Tuska, szukającego niskich podatków Depardieu, belgijskich terrorystów rozwalających Paryż oraz gofrów belgijskich. W Brukseli. Brukselski bóg to zapijaczony i sadystyczny patriarcha o twarzy szarżującego Benoît Poelvoorde’a. To wyjęty samczy potwór z koszmarów prof. Środy i mokrych snów sadomasogejów, który co rusz wymyśla dokuczliwe prawa zarówno dla swojej żony, jak i całej ludzkości.

Niemogąca już wytrzymać jego tyranii córka Ea wykrada z komputera tajemnice ludzkości i wysyła ludziom esemesy z informacją, kiedy dokładnie umrą. W ten sposób przemeblowuje cały świat. Robi to wszystko pod okiem zakurzonej i czekającej na wysłuchanie figurki Jezusa przemawiającej do dziewczyny z półki w jej pokoju.

„Zupełnie Nowy Testament” to laicka zabawa katolicką ikonografią i schematami z hollywoodzkiego kina biblijnego. Ani obrazoburcza, ani specjalnie mądra w swojej przewrotności. Owszem, to satyra na stawianie w roli Boga sportowców, idoli popkultury czy inne laickie wymysły. Film pokazuje też świat, w którym ludzie znają dzień i godzinę swojego kresu. Jakby wyglądało wówczas społeczeństwo? Czy świadomość czasu, jaki mamy do wykorzystania, spowodowałaby, że bylibyśmy zupełnie kimś innym? Te pytania są jednak zamknięte w serii tyleż absurdalnych, ile pustych skeczy nakręconych w formie kultowego „Delicatessen” Jean-Pierre’a Jeuneta.

Van Dormael stawia także pytania poważniejsze: kim jest Bóg? Czy wciąż ma wpływ na nasze życie? Czy może jest wiecznie nieobecnym gospodarzem albo kapryśnym sadystą z kuriozalnej wizji Starego Testamentu w „Mojżeszu” Ridleya Scotta? Próżno szukać na  nie jakiejkolwiek spójnej odpowiedzi. Wszystko w tym filmie jest podlane sporą dawką banału niemającego nic wspólnego z głębią nawet antychrześcijańskich dzieł. Szkoda, bo dzisiejsze wyprute z metafizyki europejskie kino (z wyjątkiem rosyjskiego) potrzebuje ostrego, ale mądrego teologicznego kopa. Nawet obrazoburczego i rozdrapującego rany. Niestety zamyka się ono głównie w anty-Tarkowskich filmach Larsa von Triera.

Szkoda też, że Van Dormael nie poszedł w stronę odjechanej satyry przejawiającej się tutaj mimochodem w niepoprawnej politycznie historyjce postaci stworzonej przez igrającą ze swoim wizerunkiem Catherine Deneuve. Po otrzymaniu informacji o dacie śmierci francuska ekspiękność buduje związek z… małpą. Gdyby Belg miał talent Woody’ego Allena, mógłby zrobić okołoreligijną wersję „Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o seksie, ale baliście się zapytać”, a tak pozostaje w tyle nawet za banalną, ale mającą jakikolwiek sens hollywoodzką satyrą „Evan Wszechmogący”. A może w tematach religijnych laicka Europa musi przegrać z prostotą amerykańskiego protestantyzmu?

3/6

„Zupełnie Nowy Testament”, reż. Jaco Van Dormael, dystr. Gutek Film

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.