Komiksowe „Baśnie” - czyli Shrek do potęgi piątej. RECENZJA

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Ambitny komiks w USA wbrew pozorom - istnieje. Owszem, gros rynku to superbohaterska papka, ale zdarzają się w jej zalewie pozycje dla bardziej wymagającego czytelnika. Ich głównym bastionem jest Vertigo - linia wydawnicza pod skrzydłami DC Comics (potentat wydający Batmana i Supermana), gdzie powstawały przełomowe serie scenarzystów, którzy – żeby było śmieszniej – pochodzili głównie z Irlandii: Alana Moore’a („Watchmen”, „Liga Niezwykłych Dżentelmenów”), Neila Gaimana („Sandman”) czy antykościelnego popaprańca Gartha Ennisa („Preacher”, „Hellblazer”). Nie żeby Gaiman i Moore byli święci – u nich też sporo okultystycznych odniesień.

Tym niemniej były to fabuły zdecydowanie dojrzalsze. Moore w „Watchmen” zredefiniował gatunek superhero, robiąc trykociarzom psychoanalizę. Gaiman przeszedł się w „Sandmanie” spacerkiem przez całą chyba światową kulturę wplatając w historię odniesienia biblijne, mity afrykańskie, greckie i wyjaśniając skąd Shakespeare czerpał pomysły na dramaty. Sandman stał się tak rozpoznawalną postacią, że trafił do tytułu przeboju Metalliki! Nie gorszy od wymienionych wydaje się Bill Willingham (rodowity Amerykanin) ze swoimi „Baśniami” (ang. „Fables”). Ten kolejny bestseller Vertigo zakończył wydawniczy żywot za oceanem w tym roku, ale było to godne zejście ze sceny – scenarzysta domknął trwającą 12 lat sagę, sfinalizował wszystkie wątki. Przed nim na podobnie rozbudowany projekt porwał się tylko Gaiman!

U nas ukazał się akurat czternasty zbiorczy tom „Baśni”, „Róża Czerwona”. Jeszcze sporo dobrego przed nami, pozostało jedenaście części. Tymczasem przyjrzyjmy się stworzonemu przez Billa Willinghama uniwersum. Otóż mamy w Nowym Jorku uliczkę, którą wszyscy omijają. Urząd podatkowy, policja, służby remontowe… Dosłownie wszyscy! Urok, czy co? Dokładnie, i to bardzo silny urok. Bo mieszkańcy Bullfinch Street wyróżniają się nawet na tle tej kosmopolitycznej metropolii. To postacie z bajek, które uciekły do świata „docześniaków” przed hordami tajemniczego Adwersarza (jego tożsamość będzie jednym z większych zaskoczeń serii). A że azyl znaleźli tu i bohaterowie pozytywni, i szubrawcy, budowanie nowego domu rozpoczęli od amnestii generalnej, anulowania przewin popełnionych w baśniowej krainie. Co nie oznacza, ze nie pozostały jakieś osobiste animozje.

Na przykład Królewna Śnieżka, Śpiąca Królewna i Kopciuszek raz do roku spotykają się w knajpie, żeby ponarzekać na wspólnego byłego męża – nałogowego erotomana Księcia Uroczego. Śnieżka na razie ignoruje zaloty szeryfa Baśniogrodu, w pełni zresocjalizowanego ( i potrafiącego przybrać ludzką postać) Bardzo Złego Wilka. Inne problemy natury damsko-męskiej ma Pinokio. Owszem, Niebieska Wróżka zamieniła drewniana lalkę w chłopca, tyle że… permanentnie. Pinokio nie rośnie. Ani zarostu, ani polucji, nie mówiąc już o… no dobra, przejdźmy dalej. Albo raczej wyżej, na trzynaste piętro najbardziej reprezentacyjnego budynku na Bullfinch Street, gdzie czary odprawiają magowie dowodzeni przez jędzę, która kiedyś chciała pożreć Jasia i Małgosię. A’propos – mój ulubiony odcinek „Baśni” to właśnie ten, w którym Jaś Małgosię morduje. A mówimy tylko o postaciach będących ludźmi (albo dobrze się kamuflujących), bo cała reszta została skoszarowana wiele mil za miastem, na rozległej Farmie. Tam też nie ma lekko – o tytuł najlepszego łowcy kłócą się Shere-Khan i Baghera z „Księgi Dżungli”, ale mogą się kłócić do woli, bo nie wolno im zabijać braci-wygnańców, obojętnie jak apetyczni by nie byli. A ta Krowa, Co Przeskoczyła Księżyc taka tłuściutka. Albo Trzy Świnki…

Jeśli coś Wam to przypomina, to powiem szczerze, ze mi też. Bill Willingham to bezczelny złodziej, plagiator, który przyszedł na gotowe po sukcesie „Shreka” (pierwszy odcinek „Baśni” ukazał się w 2003. roku, kiedy do kin wchodziła druga część przygód sympatycznego ogra). Tu mamy dokładnie takie samo postmodernistyczne żonglowanie motywami, ukazywanie ich w zupełnie innym kontekście (patrz: tom „Folwark Zwierzęcy”, gdzie Trzy Świnki zachowują się toczka w toczkę jak świnie Orwella). Jest jedna różnica: Willingham robi to dużo lepiej i na zdecydowanie większą skalę. Kinowe „Shreki” to dwugodzinne zgrywy, tu mamy rozpisaną na 12 lat sagę z mnogością postaci i wątków. Bill Willingham jest zaś mistrzem długiego dystansu. Znakomicie buduje relacje między bohaterami i bardzo dynamicznie je zmienia. Raptem okazuje się, że ci, których bierzemy za nieszkodliwych przygłupów z trzeciego planu w którymś momencie staną się głównymi graczami. Sprzątacz zostaje królem, pracujący w biurze na podrzędnym stanowisku borsuk – przywódcą prężnej parareligijnej organizacji, a kiedy dowiemy się co sprawiło, że Królowa Śniegu jest taką, pardon, zimną suką – będziemy jej autentycznie współczuć.

To samo tyczy się rekwizytów. Jeśli jakiś się pojawił choćby epizodycznie, to za kilkaset stron na pewno odegra kluczową rolę. Nawet jeżeli to tylko bibelot postawiony na biurku dla ozdoby. Kto powiedział, ze bibeloty nie mogą być magiczne? Scenariuszowe volty są niby niespodziewane, ale kiedy wczytać się ponownie okazuje się, że autor planował je grubo wcześniej. Za oprawę graficzną odpowiada wielu rysowników, prezentujących za każdym razem solidne rzemiosło, choć ich style to już rzecz gustu. Cieszę się, że historię zdominowała mocna, wyrazista kreska Marka Buckinghama, ale kiedy stery chwilowo przejmuje Michael Allred mój entuzjazm opada – mimo, ze jeśli ktoś z tej bandy plastyków miałby rysować takie prawdziwe, dziecięce baśnie – to właśnie Allred nadawałby się do tego najlepiej (ot, przewrotność!).

Tu dochodzimy do jedynego zastrzeżenia – to w żadnym razie nie jest komiks dla milusińskich. Dajmy im nacieszyć się jasno nakreślonym światem, gdzie Książę jest naprawdę Uroczy, a Wilk naprawdę Bardzo Zły. Postmodernizm dotknie je prędzej czy później. A my przycupnijmy wieczorem przy ich łóżkach i poczytajmy im Collodiego. Albo braci Grimm (byle nie pierwsze, krwawe wydanie!). Jak już zasną możemy oddać się lekturze Willinghama. Kto go doceni jeśli nie naród, który wydał Andrzeja Sapkowskiego? Toć on już ćwierć wieku temu napisał opowiadania o królewnie-psychopatce na czele gangu siedmiu krasnoludów i o miłym złotym smoku, którego chciał otruć cham z gminu!

Paweł Tryba

„Baśnie: Róża Czerwona”, wyd. Egmont Polska 2015

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych