"Wielokuchnia", czyli pochwała rodziny

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. Esprit
Fot. Esprit

Za cokolwiek nie wzięła by się Agata Puścikowska, dziennikarka Gościa Niedzielnego, zawsze jej wychodzi pochwała rodziny. Nawet, gdy chodzi o książkę kucharską.

Co zrobić, że ten typ tak już ma, a jej „Wielokouchnia” nie jest typową książką kucharską, tylko książką o rodzinnym gotowaniu. Z rodziną i dla rodziny. Nawet dla tych, którzy na widok większości potraw wzdrygają się z obrzydzeniem rzucając miażdżące, przytłaczające, zniechęcające „fuj”. Trudno się dziwić. Jak ktoś ma piątkę dzieci, nie ma czasu na cyzelowanie w kuchni perfekcyjnych dań. Musi być za to szybko, smacznie, zdrowo, dużo i najlepiej, żeby dało się wspólnie przyrządzić.

Od pięknie wydanych książek kucharskich często odstraszają mnie składniki potrzebne do przygotowania potraw. Myśl, że musiałabym jeździć cały dzień po mieście w poszukiwaniu wyszukanych przypraw i składników, sprawia, że w zarodku porzucam pomysł przygotowania jakiegoś pięknie wyglądającego dania.

Podobnie odstraszająco działają na mnie precyzyjnie rozpisane miarki, tak, że przydałoby się mini-laboratorium, żeby poradzić sobie z przyrządzeniem posiłku. I wreszcie często, gdy przeglądam książki kucharski wydaje mi się, że nie da się niczego ugotować bez wydania kilku tysięcy na niezwykle wyszukane urządzenia elektryczne czy naczynia do gotowania. I wreszcie te zdjęcia…Rzadko kiedy wychodzi mi tak pięknie, jak na nich. Jak się zdecyduję na coś wyszukanego, spędzę kilka godzin przy garnkach, a potem to, co widzę przypomina biegunkę konia, tymczasem na zdjęciu widzę piękne ciasto lub gulasz.

Tego wszystkiego próżno jednak szukać w „Wielokouchni”. Dlatego tę książkę zamiast „kucharską” można spokojnie nazwać „antykucharską”. Większość składników można kupić przeważnie w osiedlowym sklepie, żadnych misternie odmierzanych składników, tylko najprościej jak się da, np. łyżka mąki na cztery jajka. I wreszcie ten cudownie budujący brak frustrujących zdjęć. Zresztą przecież na nich i tak głównie są dania z plastiku. A efekt? Palce lizać! Smaki są na prawdę efektowne i w dodatku można błyskawicznie przygotować przyjęcie nawet na kilkanaście osób. Jeden z moich ulubionych przepisów brzmi: „Sałatka z brokułów, migdałów, sera pleśniowego. Proporcje dowolne. Brokuły ugotować, wszystkie składniki wymieszać i polać ostrym sosem czosnkowym”. Prawda, że proste?

Świetne są także pomysły na to, jak niejadkowi, często powtarzającemu to straszliwe „fuj”, przemycić do menu coś zdrowego i nazwać to zupą Shrekową. Który maluch się nie skusi? Każdej pani domu przydadzą się też proste rady: co zrobić, gdy coś nie wyjdzie, np. gdy makaron lub zupa okazały się za słone, jak nie zwarzyć śmietany czy co zrobić, żeby mięso było miękkie i kruche oraz co zawsze warto mieć pod ręką.

Prostym przepisom, na efektowne w smaku dania, towarzyszą rodzinno-kuchenne rozważania, to coś jak pamiętnik pisany w kuchni, po której biega gromadka maluchów.

Wielokuchnia” to przepis na sukces (i to błyskawiczny) w kuchni. Zwłaszcza dla tych, którzy gotować nie lubią i twierdzą, że nie umieją, a chcieliby. Już nie raz po skorzystaniu z przepisów z tej książki udało mi się usłyszeć: „Ale pycha!”. To także przepis na szczęśliwą rodzinę.

Dorota Łosiewicz

Fot. Esprit

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych