Nowa płyta Adele. Wielki głos, małe zmiany. RECENZJA

Nowy krążek adele potwierdza, że nikt nie śpiewa dziś lepiej muzyki pop. ale też to, że w tej chwili to jedyny atut piosenkarki.

Świat muzyczny kocha wokalistki, zwłaszcza gdy w tle są smutne, rodzinne historie. Zatem Adele Laurie Blue Adkins to idealny materiał na gwiazdę. Wychowywana samotnie przez matkę, nieutrzymująca kontaktów z ojcem alkoholikiem swoje pierwsze piosenki nagrała jako nastolatka i umieściła w internecie.

Reszta to historia kopciuszka — duża wytwórnia płytowa i niewiarygodne sukcesy, miliony sprzedanych albumów, Oscar za piosenkę „Skyfall” wykorzystaną w filmie o przygodach Jamesa Bonda (2012). Trzy lata w muzycznym biz nesie to niemal wiek, a taką przerwę zafundowała sobie Adele — w 2012 r. urodził się jej synek Angelo i to spowodowało lekkie zamieszanie w życiu.

Trudno zatem się dziwić, że nowa, trzecia płyta jest jednym z najbardziej oczekiwanych krążków na całym świecie. Atmosferę podgrzał do czerwoności premierowy utwór „Hello” pokazujący Adele z jak najlepszej strony — nośny temat, świetne wykonanie, murowany przebój. Singiel w pięć dni osiągnął zawrotną, stumilionową liczbę odtworzeń w serwisie VEVO — imponujący rekord świadczy o ogromnym zainteresowaniu fanów, których nadzieje dotyczące „25” mogą stresować zarówno wytwórnię, jak i samą Adele, która na pewno potwierdzi swoją klasę i jak zwykle fenomenalne możliwości wokalne; pytanie, czy przysporzy sobie nowych fanów?

I tu pojawiają się dylematy. Nowy krążek zaczyna się prawdziwym hitchcockowskim trzęsieniem ziemi w postaci wspomnianego, maksymalnie zgranego hitu, jednak po wysłuchaniu całego wydawnictwa okazuje się on nie tyle zapowiedzią czegoś wielkiego, ile najlepszym utworem w zestawie. OK, „I Miss You” napędzają świetne akustyczne bębny, zamykający płytę „Sweetest Devotion” to dynamiczny, pełen rozmachu aranżacyjnego pop z najwyższej półki, ale na tym kończą się mocniejsze drgania. Na drugi singiel wybrano estradowo – świąteczny „When We Were Young”, który może zachwycać spokojnym klimatem.

Pozostałe wypełniające „25” kompozycje to głównie wyciszone ballady, w których Adele śpiewa z towarzyszeniem fortepianu („Remedy”, „All I Ask”, „Love In The Dark”) czy akustycznej gitary („Million Years Ago”). Oczywiście jest w tym pewna premedytacja, bo chodzi o wyeksponowanie wartości nadrzędnej, czyli możliwości wokalnych, które szczególnie błyszczą w takich, przyznaję to, urokliwych utworach. Jednak zastanawiam się, czy ich nagromadzenie nie przechyla szali w stronę — no właśnie — leciutkiej nudy, bo jednak kilka lat młodszy krążek „21” był bardziej zróżnicowany. Podstawa nowych nagrań to oczywiście rhythm’n’blues osadzony na popowych resorach łagodzących wszystkie chropowatości.

Sama artystka pokazuje się z jak najbardziej dojrzałej strony; oddani fani będą szczęśliwi, ale jeśli ktoś zainteresował się Adele głównie za sprawą „Hello” może jednak poczuć rozczarowanie. Jedno się nie zmienia  — Adele to w tej chwili najlepszy żeński głos w światowym popie, a że Brytyjka unika tzw. balansowania na krawędzi, pozostanie na samym szczycie jeszcze długo.

Arek Lerch (wSieci)

Adele, „25” wyd. XL Recordings/Sonic_

Autor

Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych