Zaremba: "Pozostawieni 2". Serial o współczuciu. RECENZJA

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Drugi sezon serialu HBO „Pozostawieni” nie zostanie szczególnie zauważony. nawet jak na współczesne wieloodcinkowe tasiemce, często ambitniejsze niż kiedyś, nie jest to dzieło łatwe. nic nie jest tu jednoznaczne, a wszyscy nas nawołują do jednoznaczności.

Już o tym serialu pisałem. Oparty na książce Toma Perotty, który występuje też jako współautor scenariusza, przedstawia obraz Ameryki po światowym kataklizmie, który pochłonął kilka procent populacji. Nie jest to jednak film katastroficzny: zagłada przyszła cicho — ludzie ci zniknęli. Opowiada nam się o kondycji tych, co pozostali. Poczucie straty prowadzi do duchowego kryzysu. Jedni szukają odpowiedzi w autodestrukcyjnych sektach, inni się załamują. Pierwsza seria nie przyniosła odpowiedzi: nie tylko o naturę tajemniczego zjawiska, lecz i o to, co będzie z ludzkością dalej. Część II zaczyna się prowokacyjnie — w miasteczku, w którym nikt nie zniknął i które w związku z tym uznano za cud na ziemi. Tam przenoszą się główni bohaterowie: szeryf z częścią swojej poobijanej rodziny i zdziwaczały w następstwie zdarzeń pastor. Ale wędrujemy też po innych miejscach. To film pełen znaków i niedopowiedzeń. A zarazem budzący we mnie dwie wątpliwości. Po pierwsze, mówiąc o kryzysie ludzkości w następstwie straty, trochę abstrahuje się od faktu, że i przed nią z duchowością, z poczuciem tożsamości i równowagi nie było na świecie najlepiej.

Po drugie, i to wątpliwość poważniejsza, film wytwarza poczucie obcowania z głębią. A ja wciąż pytam: czy to przynajmniej w części nie pozór, pisarska sztuczka, zabawa metafizyką? Nie mam tu gotowej odpowiedzi. Czekam na kolejne sygnały z zaciekawieniem i poczuciem, że przynajmniej nie jest banalnie. Jest jeszcze coś, co mnie do tego filmu przyciąga. Klimat współczucia: wobec bohaterów, ale i wobec ofiar — tamtego zniknięcia i różnych dramatycznych zdarzeń, które się tu jednak rozgrywają. Bo ludzkość staje się bardziej gwałtowna, skora do przemocy, mniej wyrozumiała.

To odtrutka na kino Tarantinowskie, które zaczęło mnie męczyć. Także wbrew moim dawnym gustom, bo choć Tarantino nie lubiłem nigdy, nie mam nic przeciw przemocy w kinie. Im jestem starszy, tym uważniej badam jednak, czemu ona służy. Niedawno na kanale Mezzo natrafiłem na wspaniałą III symfonię Mikołaja Góreckiego. To ona towarzyszyła jednej z najbardziej dramatycznych sekwencji lotniczych katastrof — w filmie „Bez lęku” Petera Weira. To wspaniała scena, bo ludzie nie są w niej krwawym mięsem, mielonym dla naszej uciechy. Może to naiwne, ale chciałbym, aby kino uczyło współczucia.

Piotr Zaremba (wSieci)

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych