„Czego dusza zapragnie”. Monty Python na pół gwizdka.. RECENZJA

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Wyreżyserowana przez Terrego Jonesa i ze wszystkimi członkami legendarnego Monty Pythona na pokładzie komedia nie ma wiele wspólnego z dawnymi osiągnięciami mistrzów. Na dodatek pomysł filmu jest cieniem „Evana Wszechmogoącego”, co nie przystoi Montypythonowcowi. Niemniej jednak brytyjska klasa, kilka naprawdę zabawnych gagów i śp. Robin Williams w roli…psa pozwalają miło odetchnąć od letnich upałów.

Treść komedii powracającego po dwóch dekadach do poważnego kina reżysera „Sensu życia wg. Monty Pythona” czy „Żywotu Briana” jest absurdalnie prosta. Oto w bliskiej galaktyce banda kosmitów mówiących głosami Monty Pythonów postanawia zniszczyć ziemię. Jednak by nie być jak pogardzani Ziemianie, dają „podgatunkowi” z naszej planety 10 dni na udowodnienie, że jesteśmy coś warci. W tym celu losują jednego Ziemianina, któremu powierzają władzę spełnienia wszystkich swoich pragnień. Musi on jednak pokazać, że boską moc wykorzysta w godny sposób. Traf pada na fajtłapowatego nauczyciela Neila ( Simon Pegg)- zakochanego potajemnie w sąsiadce, prześladowanego przez dyrektora szkoły faceta, który dobrze czuje się tylko w towarzystwie swojego psa ( głos śp. Robina Williamsa). Niezwykła moc powoduje, że nagle staje się on bogiem, który może równie prędko doprowadzić do końca globalnego ocieplenia jak i zesłania na niegrzecznych uczniów laserowego strzały prosto z kosmosu.

Skąd znamy ten schemat? Oczywiście z dwóch filmów Toma Shadyaca „Bruce Wszechmogący” i „Evan Wszechmogący”. „Czego dusza zapragnie” to trochę ateistyczna wersja wariacji Shadyaca, ze zmanierowanymi kosmitami zamiast Boga o godnej twarzy Morgana Freemana. Skoro już reżyser kultowych filmów Pythonów postanowił wrócić do kina z oklepanym tematem, to mógł pójść w dwie strony. Albo pogłębić proste okołobiblijne komedyjki Shadyaca, albo odrzeć temat z jakiejkolwiek powagi, idąc w totalne rozbawienie widza. Jones postanowił docisnąć gagi do końca. I trudno nie przyznać, że są one zabawne. Nie jest to poziom Pythonów choć scena z zamienieniem przez Neila jego kumpla w…kiełbasę przypomina najsłynniejsze skecze brytyjskiej trupy.

Szkoda jednak, że Jones nie pokusił się na wykorzystanie humoru do lepszej satyry na otaczającą nas rzeczywistość. Przecież w kulturze hedonizmu, konsumpcjonizmu i stawianiu się człowieka w miejscu Boga taki temat mógłby posłużyć jako ironiczna przypowieść. Rozpęd w bezpretensjonalnym zabawianiu widza powoduje jednak, że Jones nie dostrzega dziur logicznych w kilku scenach. Najmocniej zawodzi to, że nie dociska on swoich kolegów w rolach kosmitów. Monty Python nie może działać na pół gwizdka! To wbrew naturze. Dobrze, że na pokładzie znalazł się chociaż nieodżałowany Robin Williams, który jako uczłowieczony przez Neila psiak podnosi temperaturę ilekroć film grzęźnie na mieliznach. Nie jest ich wiele, ale po logo Monty Pythona spodziewamy się jednak więcej.

3,5/6

Łukasz Adamski

„Czego dusza zapragnie”, reż: Terry Jones, dystr: Monolith

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych