To nie jest drugi "Zmierzch"... RECENZJA filmu "O dziewczynie, która wraca nocą sama do domu”

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Materiały prasowe
Materiały prasowe

Film o wampirach z Iranu? Już to brzmi na tyle intrygująco by sięgnąć po oklaskiwany na festiwalu w Sundance debiut Ana Lily Amirpour. Nie jest to jednak kino dla miłośników „Zmierzchów” czy innych infantylnych bajeczek z krwiopijcami o wyżelowanych włoskach. Z drugiej strony mieszkająca w Anglii reżyserka nie poszła też w stronę wampirycznej klasyki Neila Jordana czy snobizmu Jim Jarmuscha.

„O dziewczynie, która wraca nocą sama do domu” blisko jest do „Uzależnienia” Abla Ferrary. Jest to jednak podobieństwo wyłącznie wizualne. Skąpany w czerni i bieli, półmroku, z leniwie prowadzoną akcją świat przypomina obraz wykreowany przez nowojorskiego outsidera. Amirpour umieszcza akcje w fikcyjnym Bad City, które wygląda jak wyludnione przedmieścia Millerowskiej krainy z „Miasta grzechu”. W pełnym beznadziei świecie snują się dilerzy, prostytutki, narkomani. Wszyscy są uwięzieni w pułapce przeklętego miejsca. Pośród nich pojawia się ona. Ubrana w czador wyglądający jak peleryna Nosferatu piękna wampirzyca, która wymierza niegodziwcom sprawiedliwość. Ma jednak serce szlachetne. Straszy małego chłopca, że dopadnie go, gdy ten będzie niegrzeczny. W końcu poznaje też przebranego, nomen omen, za Drakulę z balu przebierańców młodzieńca, z którym łączy ją głębokie niczym ugryzienie Lestata z książek Ann Rice uczucie.

Ferrara za pomocą wampirycznego motywu opowiadał o uzależnieniu od heroiny oraz o poszukiwaniu Boga. Jego czarno-biała i surowa wizja wydobywała poważne egzystencjalne pytania, jakie w tym czasie kontrowersyjny filmowiec szczególnie lubił zadawać. Ampirpour zgrabnie gra popkulturowymi schematami. Jest też dyskretnie ironiczna wsadzając wampirzycę na deskorolkę czy każąc jej słuchać płyt Lionela Ritchiego. Recynkliguje ograne motywy wampirycznego kina, ale też korzysta ze spuścizny spaghetti westernów Sergio Leone, mieszając je z niemieckim ekspresjonizmem. W tej żonglerce przypomina inną Irankę Marian Satrapi, która zachwyciła w tym roku czarną jak smoła komedią „Głosy”. Satrapi miała jednak coś konkretnego widzowi do przekazania. Jej młodsza krajanka poza stylowymi obrazkami daje nam zwykły wampiryczny love story, który niestety razi pretensjonalnością. Ani nie jest to ożywienie gatunku, ani polemika z nim. Kompozycja kadrów jest tutaj wyrachowana. Obliczona na wywołanie efektu „artystycznego kina” przypomina zbyt dosłowną kopię wczesnego Jarmuscha.

Kinomani i miłośnicy pięknych wizualnie wydmuszek ten film powinni obejrzeć w ramach popkulturowej edukacji. Nieczęsto zdarza się wrzucenie do filmowego shakera irańskiej kultury i zachodniego pop. Reszta widzów spokojnie może przypomnieć sobie „Nieustraszonych pogromców wampirów” Romana Polańskiego, który bez napuszenia, pretensjonalności i popisywania się filmową erudycją jednocześnie robił w pył wampiryczne kino, i wszedł nim do klasyki gatunku.

3/5

„O dziewczynie, która wraca nocą sama do domu”, reż: Ana Lily Amirpour, dystr: M2 Films

Autor

Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych