JOHN RAMBO. Kiedy nadejdzie "ostatnia krew"?

Krzywdzące jest wykpiwanie powrotu legendarnego komandosa na duży ekran. Opowieść o odrzuconym przez społeczeństwo żołnierzu elitarnych „Zielonych beretów” zawsze była zaczepiona w polityczny kontekst. Stallone ciekawe też rozwinął postać, która pierwotnie pojawiła się w Davida Morrella.

Spore zamieszanie wywołała niedawna informacja, że Sylvester Stallone szykuje się do kolejnej odsłony przygód Johna Rambo, który walczyć miał z Państwem Islamskim. Wszystko zaczęło się od rzekomych słów Stallone na tegorocznym Comic Con. Filmowiec miał powiedzieć, że jego ekipa pracuje obecnie w Syrii i Iraku, a nowy film o Rambo walczącym z Państwem Islamskim będzie „najbardziej realistyczny z serii”. Słowa Stallone obiegły prędko światowe media. Szybko okazało się, że były one nieprawdziwe. Rzecznik aktora podał, że Stallone nie było nawet na Comic Con 2015, i nie pracuje on nad filmem o legendarnym komandosie walczącym z terrorystami.

Nie oznacza to jednak, że „John Rambo. Ostatnia krew” nie powstanie. W grudniu 2014 roku Stallone na twitterze napisał, że po skończeniu nowego „Rambo” zagra w filmie o płatnym zabójcy Gregu Scarpa. Od 2008 roku, gdy powstał ostatni film z serii Stallone wspominał w wywiadach, że chciałby godnie i satysfakcjonująco zakończyć historię odrzuconego przez społeczeństwo komandosa. W zeszłym roku krążyły plotki, że nawiązująca tytułem do „jedynki” „Ostatnia krew” ma opowiadać o wojnie jaką John Rambo wypowiada meksykańskiemu kartelowi. Była to plotka o tyle sensowna, że po wieloletniej tułaczce Rambo powrócił w końcu do rodzinnej Arizony, co widać w ostatniej scenie „John Rambo” z 2008 roku. Dlaczego poważne media tak bezkrytycznie przyjęły rzekome słowa Sly o walczącym z Państwem Islamskim komandosie?

John Rambo i polityka

Opowieść o Johnie Rambo zawsze była wpisywana w kontekst społeczno-historyczny. Ronald Reagan po premierze drugiej części w 1985 roku powiedział na konferencji prasowej: „ Po obejrzeniu Rambo wczoraj, wiem co zrobić następnym razem”. Słowa te odnosiły się do kwestii przetrzymywania zakładników w Bejrucie. Wcześniej prezydent USA dał wyraz swojej miłości do „Pierwszej krwi” z 1982 roku. Oparty na napisanej dekadę wcześniej książce Davida Morrella film Teda Kotcheffa stał się symbolem sprzeciwu prawicy wobec krytyki amerykańskich żołnierzy powracających z Wietnamu. Książka Morrella jest jednak bardziej zniuansowana niż film. Jest to psychologiczna opowieść o żołnierzu elitarnych „Zielonych beretów”, który z Wietnamu wraca do USA  by odkryć, że kraj jest spolaryzowany jak nigdy wcześniej. Cierpiący na silny syndrom stresu pourazowego dosłownie przenosi Wietnam do Ameryki. Wszystko przez starcie z despotycznym szeryfem Wilfredem Teasle, który jest odznaczonym weteranem wojny w Korei. U Morrella obie postacie są równie ważne i symbolizują starcie zarówno dwóch Ameryk jak i pokoleniową wojnę. Możliwe, że właśnie dlatego pierwsze wersje scenariusza miały kłaść nacisk na ten aspekt historii. Sylvester Stallone  nie był pierwszym wyborem producentów do roli sfrustrowanego komandosa. Przez dekadę z projektem związani byli najróżniejsi filmowcy, który chcieli widzieć w głównej roli Clinta Eastwooda, Roberta De Niro, Johna Travoltę, Dustina Hoffmana, Ala Pacino, Michaela Douglasa czy Steve McQueena. Nie mniej wybitni aktorzy mieli grać szeryfa ( Burt Lancaster, Gene Hackman, George C. Scott). Nic z prac nie wyszło dopóki projektu pod swoje skrzydła nie wziął duet producentów Mario Kassar/ Andrew Vajna, który pracował z Sylwestrem Stallone m.in. przy „Ucieczce do zwycięstwa”.

Amerykanin sycylijskiego pochodzenia kilka lat wcześniej odniósł spektakularny sukces jako scenarzysta i główny aktor nagrodzonego 4 Oscarami „Rockiego”. Producenci powierzyli mu nie tylko rolę Johna Rambo, ale zlecili mu również napisać scenariusz do filmu. Stallone znacząco zmienił wymowę książki Morrella. Nie tylko uczłowieczył swojego bohatera, ale też ocalił go w finale. Jednoznacznie negatywną postacią okazał się szeryf, który symbolizował całe zło w jakie wpadła straumatyzowana po przegraniu wojny w Azji Ameryka. Jasne i idealnie wpisujące się w przywracającą USA godność politykę Ronalda Reagana przesłanie filmu zamknęło się w ostatniej rozmowie Rambo z jego mentorem i nauczycielem pułkownikiem Samem Traumanem ( Richard Creena, który przejął rolę po niezgadzającym się z brakiem uśmiercenia Rambo Kirkiem Douglasem). Roztrzęsiony żołnierz ze łzami w oczach opowiada o martwych przyjaciołach oraz o swoim losie- wykreowanego przez armię robota do zabijania, który po wojnie jest prześladowany przez własnych rodaków. Rambo symbolizował ofiarę (inspirowanych w dużym stopniu przez Związek Radziecki) lewackich, antywojennych protestów w USA. Ronald Reagan nie raz podkreślał jakim złem jest haniebne plucie na mundur wracających do domu żołnierzy US-Army.**

„Pierwsza krew” pojawiła się na ekranach wiele lat po wojnie i przed słynnymi filmami o Wietnamie Stanleya Kubricka i Olivera Stone’a. Film miał też inny wymiar niż znienawidzony przez komunistów „Łowca jeleni” czy przechylony na lewo „Powrót do domu” Jane Fondy z lat 70-tych. Jego proste, ale bardzo ostre przesłanie doskonale wpisywało się w rozumiejącego siłę popkultury byłego aktora w Białym Domu.**

Rambo jako propagandowe ramię Reagana

Sylvester Stallone do dziś jest jednym z niewielu otwarcie przyznających się do popierania Republikanów filmowców w Hollywood. Nie jest symbolem religijnej prawicy jak Chuck Norris, czy prawicy liberalnej jak jego kumpel Arnold Schwarzenegger. W latach 80-tych to on jednak robił najbardziej propagandowe antysowieckie filmy. Taki był zarówno „Rocky IV”, gdzie najsłynniejszy bokser Ameryki nie tylko pokonuje w Moskwie kolosalnego Ivana Drago, ale przy aplauzie Sowietów przekonuje Michaiła Gorbaczowa, że Rosja może stać się demokracją. Również „Rambo: Pierwsza krew II” z 1985 roku miał uzmysłowić światu, że Amerykanie nigdy nie porzucają swoich obywateli. Rambo wraca więc do Wietnamu by odbić z rąk Vietcongu jeńców wojennych, dokończając prywatną wojnę z komunistami. Choć film hollywoodzkiego wyrobnika od kina akcji Georga P. Cosmatosa nie miał już głębi ekranizacji książki Morrella, to szybko został utożsamiony z zagraniczną polityką administracji Reagana zawsze chętnej wspierać antykomunistyczną partyzantkę i walczących z komunizmem dyktatorów. Jednak dopiero wyreżyserowany przez Petera McDonalda „Rambo III” z 1988 roku był obrazem otwarcie wpisującym się w wojnę z „Imperium zła” jaką zdefiniował Reagan. O ile wcześniej walczył z żołnierzami wpieranymi przez Moskwę, teraz wymierza sprawiedliwość samym Sowietom najeżdżającym Afganistan. Film był najmniej realistycznym z serii i momentami ocierał się o tony autoparodystyczne. Twórcy nie ukrywali jednak, że zrobili film głównie by wesprzeć walczących ze Związkiem Sowieckim afgańskich Mudżahedinów.

Demony Johna

Mimo tego, że Rambo przez dwa zanurzone w sosie prostej „rozpierduchy” sequele stał się ikoną prostoty rozrywkowego kina lat 80-tych, w każdym filmie Stallone rozwijał psychologicznie swoją postać. Nie robił tego na poziomie Rockiego, którego historię zakończy w tym roku w „Creed” ( Balboa cierpi w filmie na raka), ale ciekawie kreślił postawę komandosa. Rambo nie pragnie niczego innego jak spokoju. Amerykańskich jeńców wojennych ratuje by zostać ułaskawionym, po tym jak trafia w finale „Pierwszej krwi” do więzienia. Do Afganistanu jedzie zaś by ratować wziętego do niewoli przez komunistów pułkownika Traumana. Zawsze jednak powtarza, że jego wojna się dawno skończyła i on nie chce już zabijać. Nie gotowy do powrotu do ojczyzny, Rambo zaszywa się w Tajlandii.

Gdy Stallone w 2008 roku wrócił do historii Rambo, wielu krytyków podejrzewało, że chodzi wyłącznie o zabawę formą i komercyjny sukces jak w przypadku jego autoironicznych „Niezniszczalnych”. A jednak Stallone poszedł w inną stronę. Po zakończeniu zimnej wojny Rambo pędzi spokojny żywot w azjatyckiej dżungli sądząc, że nie będzie musiał już mieszać się w żadną wojnę. Zgorzkniały i nie dostrzegający w świecie żadnego dobra odmawia prośby o pomoc amerykańskim misjonarzom protestanckim, którzy proszą by ten przewiózł ich do Birmy, gdzie toczy się krwawa wojna domowa. „Macie ze sobą broń?”-pyta lidera misjonarzy Rambo i dodaje:„To niczego nie zmienicie”. John uważa, że ludzie są zwierzętami i gdy wystarczająco mocno zostają „dociśnięci” zabijają bez mrugnięcia okiem. Jedna natura wyzwoliciela bierze nad nim górę. Wraz z kilkoma najemnikami udaje się do strefy wojny, gdzie dokonuje najbardziej brutalnej rzezi jaką widzieliśmy w filmach z tej serii. Stallone celowo nakręcił „Johna Rambo” z dala od wielkich wytwórni, które zapewne chciałby dopasować do kategorii wiekowych dla nastolatków. Stallone pokazał przemoc taka jaka jest naprawdę. Bez estetyzacji, retuszu i atrakcyjnej formy pokazał wojnę w całej jej grozie. „John Rambo” doskonale nawiązuje do „Pierwszej krwi” ukazując wewnętrzną walkę Johna z jego demonami oraz wpływ wojny nawet na najtwardszego żołnierza. Stallone w okresie gdy powrócił po wielu latach do postaci Rockiego ( znakomity film z 2006 roku) i Rambo przyznał, że wrócił też do wiary w Boga. Czy dlatego kazał Rambo ratować prześladowanych chrześcijan?

Tak był odbierany ostatni film o najsłynniejszym popkulturowym „Zielonym berecie”. Dlatego też plotka o starciu Rambo z Państwem Islamskim miała taki rezonans. „Ostatnia krew” musi jednak mieć miejsce w USA czyli kraju, który stworzył i potem porzucił swojego obrońcę. Kto wie, może finał książki Morrella będzie miał w końcu swoją ekranizację?

Łukasz Adamski

Tekst pojawił się w tygodniku ABC

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.