W sierpniu na polskich ekranach zobaczymy nowe dzieło Woody Allen. Od niemal 50 lat nie ma roku by do kina nie wszedł nowy film najsłynniejszego Nowojorczyka, który przyzwyczaił inteligentną widownię do słodko-gorzkich opowieści. W ostatnim czasie to jednak gorycz króluje nad maestro.
Od początku reżyserskiej kariery (1966 rok) kręci jeden film rocznie. Zdarzało się, gdy jednego roku na ekranach gościły…trzy jego obrazy. Zdobywca czterech Oscarów i 20 nominacji nigdy nie pojawił się na gali by statuetkę odebrać. Dlaczego? Bo gardzi plastikiem Hollywood i nie lubi słońca w Kalifornii. Wieczny pesymista, ateista i mizantrop mówi ustami swojego bohatera, że mając do wyboru klimatyzację albo papieża, wybrałby pierwsze. Oklepane szyderstwo z chrześcijaństwa? Nie w jego przypadku. Zaraz dodaje, że również nie podróżuje wodą bowiem zakazuje mu tego religia. Jest „Hebrajczykiem lądowym”. Na ekrany kin w sierpniu wchodzi 51 film 79 letniego Woody Allena „Irracjonalny człowiek”. Allen wraca do USA by opowiedzieć o profesorze historii ( Joaquin Phoenix), którego życie staje na głowie, gdy zaczyna spotykać się z jedną ze swoich studentek ( Emma Stone).
Słodkie cierpienie
Jak w przypadku niemal każdego filmu Allena zobaczymy obsadzone wbrew swojemu wizerunkowi wielkie nazwiska z Hollywood i dawkę intelektualnej szermierki, której żaden inny filmowiec nigdy nie zdoła podrobić. Mimo tego, że Allen niemal już nie gra w filmach, to główne męskie postacie są tak jednoznacznie rozpisanymi kolejnymi wcieleniami neurotycznego Nowojorczyka, że po Allenowski grają je znani z własnego stylu wybitni aktorzy jak Kenneth Branagh ( „Celebrity”) I choć dzisiejsze filmy Allena nie dorównują pod wieloma względami jego obrazom z lat 70-tych, gdy tworzył prawdziwe arcydzieła jak „Annie Hall” czy „Manhattan”, to i tak wyrastają poziomem ponad wszystkie komedie, jakimi raczy nas Fabryka Snów. Jedno w twórczości Allena od lat 70-tych się nie zmieniło. Chodzi o tempo i częstotliwość kręcenia filmów. Nie jest ważne czy neurotyczny, pełen fobii Nowojorczyk ma lat 30, 40 czy 80. Nie ma roku by na ekranach nie zagościł jego film, w którym za minimalne stawki ( nawet w czasach rządów Hollywood pazernych korporacji) grają największe gwiazdy.
Allen podkreśla, jego „pierwszy film był tak zły, że w siedmiu stanach zastąpiono nim karę śmierci”. A jednak zrozumieć tego artystę można wyłącznie poprzez jego twórczość. Dzięki niej wiemy kiedy jest on w ponurym nastroju, a kiedy uznaje, że życie ma promyczek sensu. Reżyser przyznał niegdyś, że musi robić filmy co roku, bo inaczej by wpadł w depresję. To jest główny klucz do pojęcia kim jest człowiek, który powiedział niegdyś za Grouczo Marxem, że „życie jest pełne nieszczęść samotności i cierpienia – i do tego kończy się o wiele za wcześnie”.
Nie wpłynęło to jednak na odbiór jego wariacji na temat „Tramwaju zwanego pożądaniem” Tennessee Wiliamsa, która zwiastowała jednoznaczne odejście Allena od pozytywnego przekazu. Choć Allen powiedział, że nie ma „ambicji osiągnięcia nieśmiertelności poprzez swoje filmy, i wolałby ją osiągnąć nie umierając”, to jednak ma on coś konkretnego do przekazania w ostatnim okresie twórczości. Kiedy nastąpiła zmiana z wiecznego szydercy, ironisty i łamacza norm poprawności politycznej z czasów, gdy nie było to jeszcze modne w zgorzkniałego starca wyjętego z jednego z Allenowskich skeczy?
Gorzkie cierpienie
Jednym z ważnych przełomów w karierze Allena był początek XXI wieku, gdy nakręcił dwa pochlastane przez krytyków obrazy- niezłą w warstwie dialogowej, ale zbyt slapstikową „Klątwa skorpiona” (2001) i kuriozalny „Koniec z Hollywood” (2002). Gdy już wydawało się, że reżyser powoli powinien myśleć o zakończeniu kariery, niespodziewanie otworzyła się przed nim nowa ścieżka kariery. Woody Allen całe życie jest związany z Manhattanem, gdzie do pewnego momentu kręcił wszystkie swoje filmy. Od kiedy studia filmowe przeszły we władanie korporacji Allen mimo uwielbienia krytyków miał jeszcze większe problemy ze znalezieniem pieniędzy na swoje wizje. Wtedy właśnie narodziło się w jego twórczości pojęcie „kina turystycznego”. Gdy nie dostał budżetu na Hitchockowski thriller „Wszystko gra” (2005) fundusze zaproponowali mu Brytyjczycy. Allen piszący scenariusze w mgnieniu oka po prostu przeniósł akcję do Londynu. Film odniósł sukces artystyczny i zarobił jak na Allena astronomiczą sumę zbliżającą się do 90 mln. dolarów. Allen poszedł za ciosem, kręcąc w Londynie bezpretensjonalny „Scoop” i mroczny „Sen Kasandry”.
Następnie zrealizował trzy filmy, które są w krzywdzący sposób obierane jako „wakacyjne pocztówki”. „Hiszpańska” „Vicki Christina Barcelona” z Oscarową rolą Penelope Cruz, nagrodzony Oscarem za scenariusz ( Allen zamiast odebrać statuetkę dawał koncert jazzowy w pubie na Madison Avenue) „francuski” „O północy w Paryżu” i niesłusznie niedoceniony przez krytyków stylistycznie eklektyczny „Zakochani w Rzymie”- wszystkie te filmy były zarówno hołdem dla mistrzów Allena jak i interesującym obrazem coraz mocniejszego zgorzkienia reżysera, który przeciwstawiał brutalną rzeczywistość magicznemu myśleniu. Widzowie jednak te wizje „kupili”. Błyskotliwa paryska opowieść, będąca jednocześnie hołdem dla wielkich artystów mieszkających w ukochanym europejskim mieście Allena, zarobiła w kinach 150 mln dolarów. W latach świetności Allen nie mógł marzyć o takim komercyjnym sukcesie. Rzymski film Allena z 2012 roku to zaś ostatnie dzieło, w którym Allen stworzył typową postać znerwicowanego intelektualisty, i ostatni tak optymistyczny obraz.
Ateistyczny realizm?
„Życie nie ma żadnego sensu. Żyjemy w przypadkowym wszechświecie. Wszystko, co zrobili Szekspir, Michelangelo albo Beethoven, któregoś dnia przepadnie. Co można więc zrobić? Jedyne wyjście to rozpraszać się. Ja na przykład rozpraszam się przez robienie filmów.”- powiedział w konferencji prasowej na majowym festiwalu w Cannes Allen. Prezentując „Irracjonalnego mężczyznę” dodał w bardzo gorzkim tonie: ”Myślę sobie: Boże, czy mogę sprawić, żeby Emma i Parker zrobili tę scenę dobrze? Jakby miało to jakiekolwiek znaczenie. Jakby miało jakiekolwiek znaczenie, czy zrobię dobry film czy może umrę. Robienie filmów to po prostu przyjemna rzecz, dzięki której jesteś zajęty. I nie myślisz za dużo.” Czy to prawdziwy stan ducha Allena czy mroczna kokieteria przerażonego wizją nadchodzącej śmierci artysty? Z wiekiem zmienia się również kino Allena, co dowiódł jego zeszłoroczny obraz. Nasuwa się tu pytanie o następne filmy Allena, których siła tkwiła właśnie w wymierzaniu goryczy i słodyczy. Allen nigdy nie był kimś, kto mocuje się ze swoją wiarą. A jednak w niedawnym wywiadzie dla „Süddeutsche Zeitung” przyznał, że odrzucenie Boga sprawiło, że w jego życiu brakuje nadziei i celu. Brak nadziei jest szczególnie widoczny zarówno w znakomitej, ale przeraźliwie smutnej „Blue Jasmine” ( 2013) jak i w mojej ocenie najgorszym od dekady filmie Allena „Magia w blasku
księżyca” ( 2014).
Złożony z wytartych klisz filmów Allena film o magiku, który ma obnażyć oszustwo wywołującej duchy Amerykanki wżeniającej się w bogatą rodzinę z Lazurowego Wybrzeża zamknął fetysz magii, jaki przejawiał się momentami w kinie Allena. W „Scoop” sam zagrał magika, a w oszałamiających wizualnie ( hołd dla niemieckiego ekspresjonizmu) „Cieniach we mgle” osadził akcję w cyrku. „To magiczne myślenie sprawiło, że przez chwilę byłem szczęśliwy. Ale to było szczęście głupców” –mówi w pewnym momencie bohater grany przez Colina Firtha, który przez cały film rzuca w mało ożywczy sposób maksymami Fredericka Nietzsche. W swojej recenzji zauważyłem, że słabością tego filmu był jego jednoznaczny ateistyczny wydźwięk.
W „Irracjonalnym człowieku” Allen po raz kolejny eksploatuje wątek ze „Zbrodni i kary” Dostojewskiego, który potrafił już naznaczyć cynizmem dekadę temu w „Wszystko gra”. Można tylko podejrzewać, co w takim razie zrobi dzisiejszy, nie widzący sensu nawet w swoich filmach reżyser. „Wyraźniej niż kiedykolwiek ludzkość stoi dziś na rozdrożu. Jedna droga prowadzi w rozpacz i skrajną beznadziejność, druga w totalne unicestwienie. Módlmy się o mądrość właściwego wyboru.”- mówi jeden z Allenowskich bohaterów. Jaką drogę pod koniec życia wybierze autor tych słów?
Łukasz Adamski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/260677-gorzki-woody-allen-czy-gorycz-zwyciezyla-nad-humorem
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.