The Church jest w Polsce zespołem praktycznie nieznanym, a szkoda, bo to zasłużony dla muzyki rockowej australijski band. Niestety, nasz rynek muzyczny i preferencje słuchaczy wolą koncentrować się na Wielkiej Brytanii czy Stanach Zjednoczonych. Zwłaszcza irytujący jest ten anglocentryzm, w myśl którego tylko na Wyspach tworzy się interesującą muzykę. Hołdują temu poglądowi redaktorzy „Teraz Rocka” i tysiące (o ile tylu jest) czytelników tego spatynowanego, zdziadziałego periodyku. Australia interesuje większość słuchaczy jedynie przez pryzmat AC/DC, którzy w zasadzie od 1991 roku nie mają niczego do powiedzenia. A The Church grają nadal, nieprzerwanie od 1981 roku, gdy ukazał się ich debiutancki album „Of Skins and Heart”. Okazja do napisania tekstu jest taka, że w czerwcu ukazał się kolejny krążek zespołu – „Further/Deeper”.
W przypadku australijskiej kapeli trudno policzyć dokładnie, który to album w jej karierze, ponieważ debiut ukazał się dwa razy, za drugim razem pod zmienionym tytułem, a poza tym parę było w dziejach zespołu albumów widmowych, wydanych własnym sumptem, jak chociażby „Back with Two Beasts” sprzed dziesięciu lat. Zespół z początku grał alternatywnego rocka, zwanego indie, kiedy termin ten oznaczał jeszcze twórczość niezależną, a nie wycia chłopców w rurkach z grzywkami na główkach. Muzyka kapeli wyrastała z postpunkowej tradycji, jednak łagodzona była akustycznymi brzmieniami i marzycielskim charakterem utworów. W zasadzie więc można określić wczesną twórczość The Church mianem klasycznej nowej fali i chyba nikt się z tego powodu nie obrazi. Od początku lat 90. dźwięki grane przez Australijczyków zaczęły dryfować w kierunku psychodelicznego rocka: utwory stawały się dłuższe, a ich konstrukcje coraz mniej oczywiste. Później, w zależności od płyty, wpływy nowej fali i psychodelii, a nawet rocka progresywnego, były to mniejsze, to większe.
Na „Further/Deeper” dominuje zaś psychodelia i to w dawkach powyżej średniej. Poprzedni album zatytułowany „Untitled #23”, będący powrotem do prostszego grania, ukazał się już sześć lat temu. Zawierał materiał bardziej piosenkowy, chociaż bardzo spokojny i melancholijny. Na nowym wydawnictwie zespołu to się nieco zmieniło. Dominują na nim utwory rozmyte, nieoczywiste, z jedynie dyskretnie zarysowanymi melodiami. Tło dźwiękowe do wokaliz Steve’a Kilbeya przywodzi na myśl ambientowe plamy, mimo faktu, że stworzone zostało za pomocą klasycznego rockowego instrumentarium i syntezatorów. Zabieg ten powoduje, że nowy album The Church jest bodajże najmniej przystępnym dziełem zespołu. Jedynie dwa utwory – „Laurel Canyon” oraz „Old Coast Road” – posiadają wyeksponowane melodie i piosenkowy charakter. Pozostałe stanowią mało przejrzystą strukturę, której trzeba poświęcić sporo czasu. Nie jest więc „Further/Deeper” kolejną powtarzalną płytą rockowych dinozaurów, po której wiadomo, czego się spodziewać. Jest za to następnym krokiem w rozwoju zespołu, którego historia liczy już 35 lat.
3.5/5
Michał Żarski
The Church, Further/Deeper, Unorthodox 2015.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/259004-rockowa-psychodelia-nowy-album-the-church-recenzja
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.