TED 2. Hard corowy pluszak na wojnie z "misiofobami". RECENZJA

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Seth McFarlane wygrzebuje się z kompromitującej porażki jaką był jego poprzedni film „Milion sposób, jak zginąć ma Zachodzie”. Choć wciąż nie osiąga szczytowej formy z najlepszych sezonów „Family Guy”, to przypomina dlaczego uchodzi dziś za jednego z najbardziej kontrowersyjnych komików. Jaki jest więc „Ted 2”? Poziomem bezczelnej niepoprawności politycznej nie ustępuje zjawiskowej „jedynce”. A jednak jest niczym więcej niż powtórką z rozrywki.

Siłą nakręconego trzy lata temu „Teda” było nie tylko łamanie norm poprawności politycznej czy żonglerka cytatami popkultury. To wszystko wcześniej McFarlane eksploatował przecież w swoim serialu. O komercyjnym i artystycznym sukcesie filmu zdecydował sam pomysł wykreowania kojarzącego się miluśko pluszowego misia ( McFarlane), który klnie, pali trawę i chleje na umór ze swoim przyjacielem  od dzieciństwa Johnem ( Mark Wahlberg). Siłą rzeczy efekt świeżości w drugiej odsłonie znikł i niestety nie zostało to zrekompensowane przez scenariusz. Owszem jest w „Tedzie” cała masa przezabawnych gagów. Pojawiają się w kapitalnych epizodach zdystansowani do siebie gwiazdorzy jak Liam Neeson czy Jay Leno, a skala bezczelności jest tak wielka, że w pewnym momencie słyszymy nawet dowcip o „Charlie Hebdo”. Znane już z jedynki obsceniczne żarty, które apogeum osiągają, a jakże, w banku spermy, zadowolą każdego miłośnika twórczości komika, notabene swego czasu potępionego za zbyt „antysemickie” żarty podczas gali rozdania Oscarów. Nie można zapominać, że jest to kumplowska opowieść, której humor trafi głównie do dużych chłopców. Oczekujący eleganckiej rozrywki z zasady powinni trzymać się od „Teda 2” z daleka. Niemniej jednak poszczególne gagi i świetnie napisane powiedzonka pluszowego misia pasują bardziej do epizodycznej konstrukcji „Family Guy”, niż spójnej fabuły.

Osią historii jest tym razem sądowa batalia Teda z amerykańskim systemem sprawiedliwości. Miś żeni się ze swoją lampucerowatą koleżanką z pracy (Jessica Barth) , co prowadzi do decyzji o adopcji dziecka. Jednak „zacofany” i „misiofobiczny” system nie chce uznać, że Ted jest osobą. Ten z pomocą młodej prawniczki ( Amanda Seyfried) chce udowodnić, że należą mu się podstawowe prawa człowieka i trafia pod skrzydła dawnego wojownika o prawa czarnych ( Morgan Freeman). McFarlane jest zdeklarowanym zwolennikiem „małżeństw gejowskich”. Czuć to na ekranie nie słabiej niż dym marihuany wylatujący z płuc głównych bohaterów co kilka minut. Co ciekawe „Ted 2” trafił na ekrany w czasie, gdy w USA zalegalizowano małżeństwa jednopłciowe. McFarlane może więc czuć podwójny triumf.

„Ted 2” nie wnosi jednak absolutnie nic nowego do historii hard corowego pluszaka. Oburza tak samo jak pierwsza część, choć przez brak efektu świeżości bawi mniej. McFarlane stosuje te same rozwiązania fabularne, przywołując nawet główny czarny charakter w pierwszego filmu, co najlepiej dowodzi braku pomysłu na ciekawe wprowadzenia przygód misia na nowe tory. Robert Rodriguez przejechał się drugą częścią „Sin City” przez próbę powtórzenia sukcesu czegoś, co bazowało na oryginalności. „Ted 2” cierpi na dokładnie ten sam problem. Czy jednak nieuleczalny narcyzm McFarlane’a pozwoli mu nie zniszczyć wrażenia po świetnym oryginalne do końca?

3/6

Łukasz Adamski

„Ted 2”, reż: Seth McFarlane, dystr: UIP

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych