"Striptiz Nadredaktora" czyli Świat według WOLSKIEGO. Recenzja

„Striptiz Nadredaktora” to dość nietypowa książka. Od formuły wywiadu-rzeki różni się tym, że zamiast zadającego pytania dziennikarza mamy kolejnych fikcyjnych „przepytywaczy”, wymyślonych przez znanego z kabaretu OT.TO Ryszarda Makowskiego. I tak o podróże pyta go filatelista, o kontakty z celebrytami dziennikarka, a o niewytłumaczalne zjawiska „z życia wzięte” Cyganka-wróżbiarka. Taki zabieg dodaje książce dodatkowego waloru literackości i jest sygnałem, że książki autorstwa dwóch satyryków nie należy traktować do końca poważnie… choć wyłaniający się z niej obraz świata kultury czy polityki do najweselszych nie należy.

Marcin Wolski to postać nietuzinkowa, ostatnio kojarzony głównie z powieściami, w których często zdradza zamiłowanie do historii alternatywnych. Dziś jego nazwisko jest ozdobą konserwatywnej prasy, a wspieranie szeroko pojętego obozu patriotycznego zamknęło mu drogę na salony. W czasach PRL spełniał się w kabarecie i w radiu („Sześćdziesiąt minut na godzinę”), wreszcie w telewizji („Polskie Zoo”). Bogate życie i specyfika zawodu zaowocowały mnóstwem znajomości – Wolski zetknął się, współpracował czy przyjaźnił z Jackiem Fedorowiczem, Wojciechem Młynarskim czy Maciejem Parowskim. Swoją drogą, fascynujące – i smutne – jest, jak w wolnej Polsce rozeszły się drogi dawnych kontestatorów… Zresztą, Wolski zetknął się nie tylko z ludźmi kultury i estrady – na studiach chodził na piwo z Adamem Michnikiem i Antonim Macierewiczem. A jako dyrektor Programu I Polskiego Radia rozmawiał z pisarzem Johnem Irvingiem. Cóż się okazało?

Autor, którego ceniłem za poczucie humoru, okazał się koszmarnym lewakiem. Jego poglądy to dwa kilometry na lewo od naszego Sierakowskiego. Zadałem mu pytanie, jak pisarze, orędownicy wolnego słowa radzą sobie w Stanach z poprawnością polityczną. „Poprawność polityczna – najeżył się Irving – to jest farsa. My jesteśmy zniewoleni przez tę chrześcijańską, protestancką i katolicką propagandę. My ledwie dychamy, żyjemy pod terrorem.

Bodaj najciekawszy – a w każdym razie najbardziej kontrowersyjny, może dlatego, że Wolski wchodzi na teren polityki, a ta wzbudza u nas ogromne emocje – jest rozdział „Wieczór autorski w klubie Ronina”. Dla autora „Noblisty” symbolem wolnej Polski nie jest Lech Wałęsa, a Lech Kaczyński (w „Nobliście” Wolski „przewidział” zamach na braci Kaczyńskich!). Autor jest, jak wielu innych, „sierotą po POPiSie”, który dekadę temu sądził, że melanż liberalizmu gospodarczego z konserwatyzmem będzie dla Polski szansą, jakiej nigdy nie miała. Niestety, obrażony „prezydent Tusk” poszedł na noże… a co było dalej, wszyscy wiemy.

Wolski, przejawiający czasem ciągoty niemal libertyńskie (gdzieś we własnej biblioteczce mam frywolną „Książeczkę bez nabożeństwa” jego autorstwa, wydaną gdzieś na początku lat dziewięćdziesiątych) stał się dziś orędownikiem patriotyzmu i „antysalonowości”. Broni tego, co salony ośmieszają, choćby „spiskowych teorii dziejów”, przypominając, że z PRL-u taką „spiskową teorią” był Katyń. Broni też powieści „ku pokrzepieniu serc”, w tym ośmieszanych przez salon rzekomych „rojeń o potędze”, których sam jest autorem („Wallenrod”, „Mocarstwo”). Broni sensu Powstania Warszawskiego i konieczności przeprowadzenia lustracji. Kilkuletni epizod z PZPR (1975-1981) sprawił, że sam długo, w latach dziewięćdziesiątych, odczuwał kompleksy wobec obozu patriotycznego… I do dziś nie ufa Januszowi Korwin-Mikkemu i wini go za… uwalenie lustracji w rządzie Olszewskiego swoim niefortunnym wystąpieniem.

Co czyta Marcin Wolski? Henryka Sienkiewicza, Rafała Ziemkiewicza i Waldemara Łysiaka (bynajmniej nie bezkrytycznie). Dawniej cenił Szczepana Twardocha i Cezarego Michalskiego, ale niestety „zniosło ich na lewo”. Bardziej honoruje literaturę popularną niż nudziarstwa noblistów. Nudziarzami są Tołstoj, Dostojewski i Orzeszkowa… Ceni za to Steinbecka, Bułhakowa i „środkowego” Lema. Nie znosi postaci wojaka Szwejka (ja też)… Arthur Conan Doyle i Sherlock Holmes – tak, Andrzej Sapkowski i wiedźmin – niekoniecznie, choć łączy go z nim uwielbienie sienkiewiczowskiej trylogii.

Fascynująca książka człowieka-orkiestry, którą czyta się z większym zainteresowaniem niż niektóre jego ostatnie powieści, gdzie czasem rozmienia się na drobne. Prawdopodobnie „Striptiz” trafił do nas zamiast zapowiadanego „Analfabetu Nadredaktora”, o którym wspominał w autobiograficznych „Krowach tłustych, krowach chudych”. Chociaż niewykluczone, że ów „Analfabet” i tak niedługo otrzymamy…

4+/6

Striptiz Nadredaktora. Z Marcinem Wolskim rozmawia Ryszard Makowski. Fronda, Warszawa 2015.

Sławomir Grabowski

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.