MÓW MI VINCENT. Taki wredny, taki zgredek może świętym być! DVD

Choć początkowo tytułowy Vincent wydaje się być mieszanką flejowatego Jeffa Lebowskiego z gburowatym Melvinem z „Lepiej być nie może”, to ostatecznie okazuje się, że za maską mizantropa chowa się dramatycznie potłuczony życiem facet. Bill Murray tworzy Oscarową rolę w filmie, który podniesie na duchu nawet największego malkontenta.

12-letni Oliver (Jaeden Lieberher) po rozwodzie rodziców przeprowadza się z matką ( bardzo dobra rola Melissy McCarthy) do Brooklynu. Pech (?) chce, że trafia im się osobliwy sąsiad. Vincent ( Bill Murray) to chlejący codziennie hazardzista, dorównujący zgryźliwością Clintowi Eastwoodowi w „Gran Torino”. Odseparowany od ludzi przypominałby inną sztandarową postać graną przez Murraya czyli Dona Johnstona z „Broken Flowers”, gdyby nie jeden zasadniczy fakt. Vincent jest spłukanym facetem, który nie może nawet zamknąć konta w banku, wisząc mu 120 dolarów. Jedynymi kompanami Vina są spodziewająca się dziecka rosyjska prostytutka Daka (Naomi Watts) i perski kot. Wszystko się zmienia, gdy Vin niechętnie decyduje się „niańczyć” (dodajmy, że za pieniądze) Olivera pod nieobecność jego pracującej w szpitalu matki. Przyjaźń z chłopcem odsłoni życiowy dramat Vincenta i zmieni samego Olivera.

Spokojnie, mimo, że brzmi to jak oklepana historia przyjaźni dojrzałego faceta z problemami i potrzebującego ojca nastolatka, ten film ma w sobie coś jeszcze. Theodore Melfi zaprosił na pokład Billa Murraya, który jest nie mniejszym ekscentrykiem od odgrywanych przez siebie życiowych rozbitków. Nawet epizodyczne role u takich wielkich artystów jak Wes Anderson podnosiły temperaturę filmów. To o czym świadczy. Murray był do tej pory tylko raz nominowany do Oscara ( za „Między Słowami” Sofii Coppoli). Ta rola powinna mu przynieść co najmniej nominację do najbardziej pożądanej filmowej nagrody na świecie. Vincent jest mieszanką chamowatego gbura i wrażliwego wojennego weterana, który pod maską cynika kryje przed światem nieznośny ból. Z minuty na minutę potrafi zmienić się z kpiącego błazna w cierpiącego starszego faceta, którego los wystawił na szalenie ciężką próbę.

„Mów mi Vincent” jest jednym z tych filmów, które grając na prostych emocjach mają poprawić nam humor. Melfi zrobił film szczerze wzruszający i, co istotne, uniknął przy tym ckliwości i niepotrzebnego patosu. Finałowa scena rozmiękczy serce niejednego twardziela nie poprzez triki narracyjne okraszone podniosłą muzyką, ale szczerą grę doskonale uzupełniających się Murraya i młodziutkiego Lieberhera. To też kolejny film w pozytywnie zakręcony sposób przedstawiający katolickich duchownych, którzy prowadzą szkołę, gdzie uczęszcza Oliver. To właśnie oni ( choć synkretyzm religijny wylewa się tutaj jak Tsunami) zachęcają wychowanków by poszukali wokół siebie świętych, którzy oddają siebie innym. Nawet takich, którzy na pierwszy rzut oka są niereformowalnymi grzesznikami. Z drugiej strony patrząc na Billa Murraya widać dobitnie, że jego magnetyzm i błyskotliwość są same w sobie nieprzecenioną wartością. Nawet jeżeli więc nie do końca historia siły przyjaźni nastolatka i zdewastowanego wewnętrznie przeciętniaka przypadnie wam do gustu, to warto ten film zobaczyć dla Billa Murraya.

5/6

Łukasz Adamski

_„Mów mi Vincent”, reż: Theodore Melfi, dystr: Monolith

Autor

Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych